Potem z doskoku wpadałam na blog raz po raz, wypatrując wieści. W pewnym momencie lekturę zarzuciłam, tak bardzo przytłoczyły mnie inne sprawy oraz fakt, że w życiu mych ulubionych bohaterek naprawdę nie działo się nic dobrego. Parę miesięcy temu odkryłam ze zdumieniem, że służbową korespondencję prowadzę z panią Emilią – mamą Laury! Dziś chciałabym, byście i Wy poznali bliżej tę historię.
Pani Emilio, zapewne wielu Czytelników zna już historię Laury z lektury bloga. Ale dla wielu będzie to zupełnie nowa historia – czy opowiedziałaby nam Pani nieco o swej córeczce?
Oczywiście. Laura jest cudem, który przydarzył mi się niespełna cztery lata temu. Urodziłam prześliczną dziewczynkę, ale niestety bardzo ciężko chorą na dwie rzadkie choroby genetyczne. Jedna z nich, to CCHS, zwana potocznie klątwą Ondyny. Sprawia, że podczas snu mózg córeczki „nie pamięta” o oddychaniu, dlatego aby żyć musi być ona wówczas podłączona do respiratora. Druga to choroba Hirschsprunga, bardzo ciężka dysfunkcja przewodu pokarmowego, która na jakiś czas zamieniła życie Laury w prawdziwe piekło.
To musiało być druzgoczące doświadczenie – młoda, niczego złego niespodziewająca się mama, przekonuje się, że jej dziecko jest śmiertelnie zagrożone.
Wtedy, cztery lata temu wszystko się zmieniło, cały dotychczasowy świat legł w gruzach i niestety trzeba było go odbudować z popiołów. Wiele miesięcy spędziłam z córką w rozmaitych szpitalach, desperacko walcząc o jej życie. Potem, po powrocie do domu nasze gniazdko zamieniło się w oddział intensywnej terapii, a codzienność stała się wprost nie do wytrzymania. Niektórzy lekarze nie dawali mojemu dziecku szans na życie, a przynajmniej nie na normalne życie. Niektórzy twierdzili nawet, że córka będzie warzywem nieprzystosowanym do życia w społeczeństwie. W dodatku po drodze w drastycznych okolicznościach rozpadło się moje małżeństwo, następnie straciłam pracę i co można uznać za oczywiste, nabawiłam się ciężkiej nerwicy.
To był ten moment, w którym ja przerwałam lekturę bloga. Weszłam na niego ponownie, gdy odkryłam Pani mail na poczcie służbowej i z radością przekonałam się, że ton na blogu się rozpogodził!
Faktycznie, od tamtych dramatycznych chwil dużo w naszym życiu się zmieniło, dzięki temu dziś mamy wiele powodów do uśmiechu. Bezkompromisowa walka o życie i zdrowie córki sprawiła, że obecnie prawie nie widać po niej ciężkiej choroby. Wyrasta ona na uroczą i błyskotliwą dziewczynkę, która zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym nie odbiega rozwojem od swoich rówieśników. Mam teraz w domu szczere złoto, które jest bardzo szczęśliwym dzieckiem, mimo tak dramatycznej przeszłości. Sama też jestem szczęśliwa, gdyż mam przy sobie kochanego mężczyznę, który we wszystkim mnie wspiera. No i znalazłam satysfakcjonujące zajęcie – prowadzę sklep internetowy MamaPlus.pl. Od początku życia córki piszę także internetowy pamiętnik – bloga www.kochamylaure.pl, który w bardzo subiektywny, emocjonalny sposób opisuje moje przeżycia i losy mojej rodziny. Pisanie bloga również daje mi poczucie osobistego spełnienia.
Właśnie o blog chcę Panią zapytać. Jaką on pełni rolę?
Blog to dla mnie niezwykle ważna sprawa – osobista relacja z najbardziej dramatycznego okresu mojego życia. Zaczęłam go pisać już w szpitalu po narodzinach córki, gdyż szukałam ujścia dla swoich skrajnych wówczas emocji – strachu, rozczarowania, gniewu do Boga i innych uczuć ocierających się o prawdziwe szaleństwo. Internetowy pamiętnik stał się dla mnie swoistym katharsis, miejscem, gdzie moja zrozpaczona dusza mogła wykrzyczeć to wszystko, co ją najbardziej bolało. Z czasem stał się też świadectwem mojej walki o córkę, świadectwem metamorfozy małego dziecka bez jakichkolwiek perspektyw na przyszłość w dziecko szczęśliwe, z wielkimi planami i możliwościami!
Pani blog bije rekordy popularności.
Nie chciałabym tu mówić o jakichkolwiek rekordach, ani porównywać go do innych blogów. Ale z pewnością należy on do blogów bardzo popularnych i rozpoznawalnych w sieci. Niedługo po tym, jak zaczęłam pisać, okazało się, że blog ma tak zwane „wzięcie”. Zarówno nasza nietuzinkowa historia, jak i chyba także mój styl pisania, przyciągnęły do strony ogromne rzesze ludzi – nie tylko w Polsce, ale również w kilkudziesięciu innych krajach. Zainteresowały się nami również media, które przyczyniły się do nagłośnienia historii Laury, a co za tym idzie do nagłośnienia potrzeby organizowania pomocy dla niej. Obecnie blog ma ponad pięć i pół miliona wejść a także bardzo duże grono stałych czytelników. Niektórzy z nich są z nami od samego początku! Wiem od czytelników, że mój blog jest ogromną motywacją dla osób zmagających się w życiu z poważnymi problemami. Że nasza historia mobilizuje do walki o lepsze jutro, jest ogromną dawką motywacji, że po prostu daje im nadzieję.
Co to dla Was oznacza?
Sukces bloga przyczynił się do tego, że Laura otrzymała ogromne wparcie od ludzi właśnie w tym momencie życia, w którym najbardziej tego potrzebowała. Gdy była najciężej chora, a sytuacja naszej rodziny, także finansowa, sięgnęła przez to wszystko dna, mnóstwo ludzi wyciągnęło do nas pomocną dłoń. Ktoś przysłał lekarstwa, ktoś ubranka dla dziecka, ktoś inny dał namiary na dobrego lekarza specjalistę, przekazał na leczenie Laury 1% podatku, a jeszcze ktoś napisał wiele ciepłych słów, aby dodać nam otuchy. Okazało się, że ludzie mają w sobie ogromną empatię oraz potrzebę czynienia dobra. I to tak zupełnie bezinteresownie! Dzięki tym wszystkim wspaniałym ludziom, którzy stanęli na naszej drodze, moja córka otrzymała realną pomoc, a ja sama nigdy nie czułam się samotna. Wiedziałam, że mogę na nich wszystkich liczyć. Tak naprawdę, dopóki nie urodziłam córeczki i nie zaczęłam pisać bloga, nie miałam pojęcia, że na świecie jest tyle wspaniałych, pełnych miłości i wrażliwości osób, a ta wiedza już na zawsze mnie odmieniła. To dla mnie jedna z najważniejszych lekcji w życiu i do końca swoich dni nie zapomnę ogromu dobroci i wsparcia, jaką okazali mojej rodzinie zarówno bliscy, jak i zupełnie nieznani mi ludzie.
Jest jednak jeszcze druga strona medalu. Wielu ludzi, zupełnie nie takich, jakich zaprosiłaby Pani do swego życia, wnika w Waszą prywatność.
Tak, niestety. Istnieje też ciemna strona bycia autorką popularnego bloga. Wystawiając swoje życie na widok publiczny narażamy się na ciągłe oceniania i liczne ataki ze strony obcych ludzi. Dopóki nie zaczęłam go pisać, to nie wiedziałam, jak wiele jest na świecie zawiści, agresji i braku zrozumienia. Gdy stan zdrowia córeczki był bardzo ciężki, a sytuacja mojej rodziny naprawdę zła, wówczas wszyscy nam współczuli i nas pocieszali. Ale gdy kondycja Laury zaczęła się poprawiać, a ja coraz lepiej sobie radziłam z problemami i w końcu wyszłam z kłopotów finansowych, wówczas na blogu pojawiła się prawdziwa lawina hejtu. Im lepiej radziłam sobie z trudną codziennością, im lepiej ogarniałam „bałagan” w moim życiu, tym więcej nienawiści i zawiści pojawiało się w komentarzach na blogu.
Czym najbardziej podpadła Pani tym agresywnym internautom?
Hejterzy byli na moim blogu tak naprawdę już od samego początku. Jednak ich ilość znacznie się zwiększyła w momencie, gdy po rozwodzie ponownie ułożyłam sobie życie osobiste, a na blogu zaczęły pojawiać się pełne szczęścia wpisy oraz zdjęcia mojej uśmiechniętej twarzy. Wtedy pewien gatunek ludzi po prostu wpadł w szał. A gdy później wspólnie z partnerem otworzyliśmy sklep internetowy z akcesoriami dla dzieci i rodziców, wówczas fala zazdrości zalała nas z jeszcze większą mocą.
Jak Pani sądzi, z czego to wynika?
Niestety, są ludzie, którzy uwielbiają ściągać innych w dół, a każdy sukces sąsiada wpędza ich we frustrację. Uwielbiają oni rzucać innym kłody pod nogi, bagatelizować ich sukcesy i przeszkadzać w osiąganiu kolejnych. To taki typ przeżarty do cna zawiścią i smutkiem – który za swoje własne niepowodzenia obwinia cały świat, a anonimowość internetu pomaga się takim hejterom wyżyć. Prawidłowość jest, więc taka, że im więcej sukcesów odnosimy, tym bardziej nas nienawidzą.
Chodzi, więc o to, że nie uprawia Pani na swym blogu programowego cierpiętnictwa.
Chyba tak można to ująć. W Polsce wciąż istnieje stereotyp matki niepełnosprawnego dziecka, która zamyka się ze swoim dramatem w czterech ścianach i z pokorą przyjmuje okrutny los. Matki smutnej, biednej, umęczonej, zrezygnowanej i bezsilnej, często samotnej, odzianej w szarości i koniecznie z umęczoną, zatroskaną twarzą. Pewna część społeczeństwa myśli, że jak się ma chore dziecko, to trzeba tak właśnie żyć i tak wyglądać. Niektórym osobom nie mieści się w głowie, że ja mając córkę wymagającą 24-godzinnej specjalistycznej opieki, mam czelność być szczęśliwa w miłości, uśmiechać się, kolorowo ubierać, a do tego wszystkiego jeszcze stworzyć ciekawy biznes. To już jest w ich odczuciu prawdziwa bezczelność, dlatego swoim hejtem nieustannie próbują mnie ściągnąć w dół i zniechęcić do wytyczania sobie nowych celów.
Jak sobie Pani z tym radzi?
Na szczęście nigdy nie pozwoliłam hejterom zniechęcić się do realizacji własnych marzeń i nie mam tego w planach. Im bardziej mi zazdroszczą, tym bardziej jestem zmotywowana do działania. Przez cztery lata pisania bloga nauczyłam się nie podchodzić do hejtu emocjonalnie – teraz już spływa on po mnie jak po kaczce, a nawet coraz częściej śmieszy. Najważniejsze, to iść przed siebie i nie oglądać się na innych.
Czy realizuje się Pani prowadząc sklep MamaPlus.pl? Czy to jest coś, co stało się pasją? Bo przecież to nie jest Pani pierwsze zajęcie.
Tak, jak najbardziej! Jestem typem kobiety, która po prostu nie potrafi nie pracować. Brak aktywności zawodowej z pewnością spowodowałby u mnie głęboką depresję, a przynajmniej brak poczucia szczęścia. Gdyby zamknięto mnie w jakimś lochu na resztę życia, to z pewnością zajęłabym się kopaniem tunelu przy pomocy łyżki, byleby tylko mieć jakieś dodatkowe, pożyteczne zajęcie. A tak na poważnie, praca jest dla mnie ogromną wartością – dużo pracowałam już, jako dziecko w naszym rodzinnym domu, później musiałam zapracować na własne studia, a i w dorosłym życiu nie miałam zbyt długich epizodów bezrobocia. Praca zawodowa daje mi poczucie misji. Dzięki niej czuję się użyteczna dla społeczeństwa i wciąż uczę się nowych rzeczy, a ja się bardzo lubię uczyć. Obecnie łączę prowadzenie sklepu internetowego z opieką nad ciężko chorą córeczką i choć jest to bardzo trudne do pogodzenia, to jednak okazało się być możliwe. Dzięki tej pracy czuję się spełniona, a w dodatku robię to, co naprawdę lubię.
Zawodowo pracowała Pani gdzie indziej. W dość szczególnych okolicznościach straciła Pani tę pracę.
Tak, wcześniej pracowałam w korporacji handlowej na kierowniczym stanowisku. Wszystko było OK do czasu, aż nie urodziłam dziecka. Chorego dziecka, które z punktu widzenia pracodawcy musiało być kulą u nogi. Nie byłam już tak dyspozycyjna jak wcześniej, nie mogłam zostawać po godzinach, a w dodatku specyficzna choroba córki stwarzała ryzyko, że będę przebywać z dzieckiem w szpitalu lub chodzić na zwolnienia lekarskie. Dlatego też, po powrocie z urlopu macierzyńskiego pracodawca odczekał ponad trzy miesiące, a następnie wręczył mi wypowiedzenie. Przez jeden dzień byłam zdruzgotana, gdyż praca w tej firmie była moim jedynym źródłem utrzymania, a w tamtym okresie moja sytuacja zarówno osobista, jak i finansowa nie była najlepsza. Jednak dzięki wsparciu bliskiej osoby, zarówno wsparciu finansowemu, jak i psychicznemu, szybko otarłam łzy i stanęłam na nogi. Niemal natychmiast też zapadła decyzja o tym, że chcę stworzyć sklep internetowy i pracować na własny rachunek, aby już nigdy nie być uzależnioną od kaprysu jakiegoś szefa.
Prowadzenie własnego biznesu w Pani sytuacji musi być szczególnym wyzwaniem. Każda mama pracująca w domu wie, jakie to wyzwanie już przy zdrowych dzieciach. Przy tak ciężkiej chorobie, jak Laury, to wydaje się być wręcz niemożliwością.
Szczerze mówiąc, to ja też mam wrażenie, że pogodzenie tego nie jest niemożliwe. Sama do końca nie rozumiem, jak udaje mi się to wszystko ogarnąć – to kolejny w moim życiu dowód na to, że cuda naprawdę się zdarzają! Laura ze względu na chorobę wymaga specjalistycznej opieki i nieustannego nadzoru. Non stop musi być przy niej przeszkolona osoba, ponieważ nieupilnowanie jej przez kilka minut może skończyć się śmiercią dziecka. Laura ma problemy z oddychaniem nie tylko w nocy, ale także w ciągu dnia zdarza jej się „zapomnieć” o oddychaniu. Wystarczy spuścić ją z oka na kilka minut, aby doszło do nieodwracalnego w skutkach niedotlenienia mózgu.
Ciężko mi sobie wyobrazić, jak wobec tego daje Pani radę, bo przecież sklep działa sprawnie, regularnie pojawiają się nowe wpisy na blogu, a Laura po prostu kwitnie!
Aby to wszystko ze sobą pogodzić, nasze zorganizowanie musi ocierać się niemal o mistrzostwo, a moja determinacja prawie o szaleństwo. Jestem chodzącym kalendarzem, zegarem, notatnikiem, stoperem, a do tego lekarzem i pielęgniarką w jednym. Każdego dnia muszę zsynchronizować ze sobą intensywną i bardzo absorbującą pracę firmy z wymagającą opieka nad Laurą, z wizytami lekarskimi, z przyjmowaniem w domu logopedów, rehabilitantów i kilku pedagogów. Muszę zgrać ze sobą wszystkie sprawy i wszystkie osoby, wszystkich poumawiać, wszystkiego dopilnować, a ponadto jeszcze zapewnić mojej córce oprócz terapii czas na regularną drzemkę, beztroską zabawę, czy spacer. Poza tym oczywiście nie wolno zaniedbać mi spraw klientów naszego sklepu oraz regularnych wpisów na moim blogu.
Czytelnicy z pewnością by Pani nie wybaczyli!
O tak! Komputer wobec tego cały dzień mam włączony, aby w wolnej chwili móc odpisywać na maile czy moderować komentarze, a telefon służbowy przekierowany jest na prywatną komórkę. Przy tym całym nawale obowiązków gigantyczna góra nieposkładanego prania jest już w naszym domu normą, tak samo, jak chwasty w ogródku, które niedługo rozmiarem zaczną przypominać amerykańskie sekwoje. Tak naprawdę to sama nie do końca rozumiem, jakim cudem jestem w stanie podołać tym wszystkim wyzwaniom i przy tym jeszcze nie zwariować.
Warto zwrócić uwagę na to, że sklep Mama.Plus.pl ma bardzo rozbudowaną, niezwykle ciekawą ofertę. Jak Pani ją dobiera? Według jakiego klucza?
Nie mam jednego klucza, a raczej cały ich pęk! Jeszcze na długo przed otwarciem sklepu wiedziałam, że rzeczy w nim sprzedawane mają być wyjątkowe, dlatego poświęciłam aż sześć miesięcy na dokonanie ostatecznego wyboru asortymentu. To setki godzin przeznaczonych na wertowanie ofert producentów, przeglądanie polskich i zagranicznych stron branżowych, analizowanie blogów czy portali paretingowych, sprawdzanie ofert konkurencji itp. Teraz, po kilku miesiącach prowadzenia sklepu, jesteśmy już na tyle rozpoznawalni na rynku, że nie musimy szukać nowych produktów, gdyż producenci sami nas znajdują. Nasza skrzynka mailowa codziennie pęka w szwach od rozmaitych ofert, a my po prostu wybieramy z nich to, co najlepsze.
Kryteria doboru bardzo mnie przekonują. Sama wybrałabym wiele dla mych dzieci. Mądre zabawki, akcesoria ułatwiające bycie blisko ze swym dzieckiem, produkty ekologiczne. I dostrzegają to profesjonaliści – ostatnio jury konkursu portalu Mamo Pracuj! W konkursie dla mam prowadzących własne biznesy, Wasz sklep zajął pierwsze miejsce!
To prawda, niedawno zwyciężyliśmy w konkursie MamoPracuj.pl. Nasz sklep internetowy został uznany za najlepszy e-biznes prowadzony przez mamę! I to mimo tego, że konkurencja była naprawdę duża, a my zgłosiliśmy się do konkursu dosłownie w ostatniej chwili. Jury chyba zauważyło, że dobór asortymentu do sklepu od początku traktuję niezwykle poważnie, gdyż chcę, aby produkty z naszej oferty wyróżniały się na rynku najlepszą jakością, oryginalnością, ale także użytecznością. Dlatego w MamaPlus.pl nie sprzedajemy rzeczy niepotrzebnych czy banalnych, tylko starannie wyselekcjonowane produkty dla dzieci i rodziców, które mają zadanie, by bawić, uczyć, ułatwiać oraz uprzyjemniać życie. Wiele jest produktów praktycznych, które powodują, że stawianie pierwszych kroków w macierzyństwie lub ojcostwie staje się prostsze. Przedstawiają rodzicielstwo w pozytywnym świetle i pomagają rodzicom budować silną więź z dzieckiem. To sklep z pozytywną energią – zresztą staramy się, aby każde nasze przedsięwzięcie, zawsze ją miało.
Ze swej strony mogę powiedzieć, że te starania procentują! Na przekór hejterom, o których Pani mówiła, cała rzesza ludzi czerpie z Waszej historii optymizm i inspirację. Ja ze swej strony trzymam mocno kciuki, by w Waszym życiu zagościł spokój. I niech to dotyczy zdrowia, życia uczuciowego oraz realizacji w pracy! Bo czasem, dla odmiany, miło jest się w życiu nieco ponudzić.
Dziękuję Pani Agnieszko! Faktycznie nuda to jest u nas towar deficytowy i czasem marzymy o tym, aby choć przez chwilę móc się ponudzić. Dziękuję za rozmowę, było mi bardzo miło Panią poznać!
I nawzajem! Bardzo Pani dziękuję.