Samanto, jesteś mamą…
…dwóch chłopaków. Gabryś ma 4,5 roku, a nasza świeżynka, Aleks, urodził się w marcu.
Mama dwójki tak małych dzieci ma czas na własny biznes?
Biznes zaczęłam przy Gabrysiu… Bo zresztą od tego się zaczęło – miała to być metoda na pogodzenie możliwości zarobkowania oraz bycia w domu z dzieckiem. Wtedy jednak było duuuużo łatwiej. Teraz, przy dwójce dzieci, gdy jedno jest jeszcze takim maluchem, dosyć prężnie działająca firma stanowi nie lada wyzwanie… Bywa ciężko. A moim założeniem, jeszcze przy Gabrysiu, był ideał: przez te pierwsze 3 lata być jak najbardziej z dzieckiem. Tymczasem brak czasu nieustannie daje się we znaki. A każde dziecko wymaga go przecież dla siebie…
Jak zatem wygląda Twój dzień?
Jest bardzo rozbiegany – pomiędzy pracą a domem, pomiędzy mailami, telefonami, a Aleksem. Tak, bywa to bardzo wyczerpujące. Ale jest też druga strona medalu – ten mały dzióbek, który mogę codziennie oglądać. Dla niego warto. Jest to takie poświęcenie, którego nigdy bym moim dzieciakom nie odmówiła.
Biegasz między pracą a domem… czyli Twoje biuro nie mieści się w mieszkaniu, jak to często bywa u innych mam prowadzących biznes?
Magazyn, w którym pakowane są zamówienia, jest bardzo blisko. To pozwala mi szybko przemykać między domem a miejscem pracy. Ale w samym domu też sporo się dzieje – maile, telefony…
W Twojej pracy pełnisz rolę sekretarki, szefowej, magazyniera… kogo jeszcze?
Kiedy zaczynałam, byłam dosłownie wszystkim… grafikiem, fotografem, webmasterem, księgową, szefową, pracownikiem fizycznym, specjalistą od reklamy… i co tam jeszcze możliwe. W miarę rozwoju firmy, coraz częściej muszę jednak delegować obowiązki, bo niestety nie jestem już w stanie wszystkiego pociągnąć. Na szczęście mam świetną pomoc.
A skąd w ogóle pomysł na taki właśnie biznes? Jak to się zaczęło?
Zaczęło się od prezentu, który dostaliśmy na chrzciny Gabrysia, od jego ukochanej chrzestnej. To był właśnie zestaw do odlewów. Byliśmy zachwyceni efektami po jego użyciu. A że ja wtedy właśnie byłam na etapie myślenia, jaką firmę otworzyć… ten prezent okazał się inspiracją, która była strzałem w dziesiątkę! Coś bliskiego mojemu sercu, sprawdzonego przez nas i ciekawego. Jednocześnie dosyć nowatorskiego – u nas ciągle wielu ludzi odlewy kojarzy tylko z płaskim odciskiem łapki dzieciaczka. A za granicą takie odlewy są bardzo popularne. Chociażby w Anglii, gdzie ostatnio, np. książę George dostał od siostry księżnej Kate właśnie odlewy. Tyle, że ze srebra. A nie gipsowe. No i warte ok 30 000 zł (u nas można je nabyć już za 30 zł). Ale nasi klienci to często też właśnie mamy czy ojcowie chrzestni.
Jak wyglądały początki? Skoro rzecz nowatorska – czy szybko osiągnęliście sukces?
Tak, od początku firma prężnie się rozwijała i wszystko jakoś tak naturalnie szło do przodu. Teraz jest już nieco trudniej… Odczuwam kryzys, obecność konkurencji. Poza tym odlewy to nie jest łatwy produkt. To rzecz, którą albo się kocha albo nie akceptuje. Jest to rewelacyjna pamiątka. Każdy, kto wykona odlew, jest w nim zazwyczaj zakochany. Że taki szczegółowy, nierozerwalnie związany z tym właśnie dzieckiem… Czasami klienci myślą, że to fotomontaż! Ale niektórzy uważają, że odlewy są aż ZBYT realistyczne. Czasami słyszę zarzut, że wyglądają dosłownie jak rączki i nóżki… i to w negatywnym sensie. Ja sama mam odlew rączki Gabrysia i mojej dłoni, wykonany, kiedy mały miał 4,5 miesiąca. Jego rączka chwyta mój palec w charakterystycznym uścisku. Można go zobaczyć w naszym sklepie, w zestawie Dziecko i Ja. I jeżeli ktoś mi mówi, że on widzi tutaj tylko odcięte dłonie – szanuję to odczucie. Ale dla mnie to nie jest odlew… dla mnie to jest coś, co ma w sobie ogromny ładunek emocji… Tak to właśnie widzę…
Które z zestawów cieszą się największą popularnością?
To zależy od wielu spraw. U nas można sobie dobrać zestaw w zależności od tego, jakie fundusze się na niego przeznaczyło. Klienci wybierający prezenty chętnie kupują zestawy z ramkami i np. grawerem. Jeżeli ktoś szuka sposobu na pamiątkę, ale nie dysponuje dużym budżetem, kupuje same odlewy lub odlewy z podstawką. Część Klientów kupuje najpierw odlewy, a gdy już sprawdzi „z czym to się je”, wypróbuje, to potem dokupuje podstawki, szkatułki czy ramki… Firma jest na rynku już 4 lata, a mi głowa ciągle huczy od pomysłów. Jedyny problem, to brak czasu, żeby je realizować.
To może zdradzisz choć jeszcze jeden pomysł?
Teraz planuję po prostu nowy model ramki.
Opakowania i ich różne rodzaje, sizale, najróżniejsze kolory farbek… Sama wynajdujesz pomysły w swej głowie, czy inspirujesz się czymś?
Sama i całkiem sama… Jak się okazuje, jest we mnie chyba sporo kreatywności! W zasadzie za każdym razem sobie obiecuję, że to już ostatnia nowość na jakiś czas. Po czym za chwilę w głowie świta coś nowego…
Drzemie w Tobie artystka! Kim jesteś z wykształcenia?
Ano, cóż… chyba kierunek nie mój wybrałam, bo informatykiem ekonomistą.
To Cię chyba nie ograniczyło!
Nie, powiedziałabym nawet, że pomogło. Dzięki informatycznym korzeniom, mogłam wiele rzeczy zrobić sama, jeśli chodzi o stronę czy działania internetowe…
Jakiej rady udzieliłabyś mamom, które chcą też spróbować sił we własnym biznesie?
Mama, która chce otworzyć własny biznes, MUSI być przede wszystkim dobrze zorganizowana. Dziecko jest z natury dezorganizatorem i trzeba mieć naprawdę silną wolę walki, umiejętność radzenia sobie ze stresem, presją czasu, żeby dać radę. No i konieczne jest nastawienie się na to, że nie jest to łatwe. Ale możliwość obserwowania rozwoju własnego dziecka, bycie z nim blisko, jest zawsze ogromną rekompensatą za wszelkie trudy.
A co robisz, gdy dopada Cię zmęczenie? Kiedy masz wszystkiego dość?
Czasem trzeba po prostu wyjść, wyrwać się na chwilę, iść z koleżanką na kawę. Trzeba też umieć coś sobie odpuścić. Z tym ostatnim akurat mam problem, bo lubię sobie utrudniać życie – a to mi się zachce coś upiec, a to powidła zrobić… A godzina z dala od wszystkiego tak potrafi zregenerować i dać kopa… Cóż, kiedy ja uwielbiam gotować i piec! Szczerze mówiąc, to czasem wręcz to przeklinam. Lubię zdrową kuchnię, robienie wszystkiego od podstaw… A to pochłania ten czas, którego mi brakuje. Ale tak bardzo lubię realizować swoje kuchenne marzenia!
Leżeć i nic nie robić – to u Ciebie w ogóle wchodzi w grę?
Pewnie potrafię, ale rzadko ćwiczę 😉 Tak, tak… Ja, taka zagoniona, a dziecku tort na urodziny masą cukrową dekoruję po nocy… Potem się w czoło pukam… ale lubię to, no i co zrobić? Dobra, dobra… Wchodzimy w temat kuchni, a o tym mogłabym opowiadać godzinami!
To w takim razie ja zakończę. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę. I życzę dalej pełnej realizacji – w rodzinie, w biznesie, w twórczości… i w kuchni.