Łatwo można się domyślić, że pomysł na biznes miał swe źródło w poszukiwaniu innej koncepcji – na kolki, które męczyły od czwartego tygodnia życia córeczkę Marty. Przeczytany wtedy artykuł o chustach sprawił, że Marta postanowiła spróbować. Tym bardziej, że była matką dziecka z kategorii „nieodkładalne”.
Czyli chusty odkryłaś zupełnie sama?
Niestety tak. Niestety, bo nie było obok nikogo wspierającego. Oczywiście usłyszałam kilka razy, że pewnie zrobię krzywdę dziecku. Pierwszą chustę kupiłam bez pomocy i to był błąd. Była wykonana z bawełny prześcieradłowej i ciężko się w niej nosiło. Byłam już nieco zniechęcona, gdy w październiku 2012 roku trafiłam na targi Happy Baby w Poznaniu. Odbywał się tam pokaz chustowy prowadzony przez Olę Mazurek. I to właśnie tutaj dowiedziałam się, jaką chustę należy kupić. Wzięłam kontakt do Oli i w niedługim czasie zjawiłam się na jej warsztatach. Dopiero wtedy można było mówić o prawdziwym chustonoszeniu.
Szczerze podziwiam Twą wytrwałość! Zupełnie sama odkryłaś chustę i nie zniechęciłaś się początkowymi trudnościami. A Jagoda była wdzięcznym chuściochem, czy początkowo się opierała? Zdarza się to przecież często.
Jagoda nie zawsze chciała być w chuście, ale bardzo lubiła w niej spać. No i opanowanie kolki też było łatwiejsze. Chociaż gdzieś w okolicach 4. miesiąca kolki ustąpiły, ale noszenie w chustach jakoś nie. Często na spacerach zdarzało się, że wychodziłam z wózkiem a wracałam z Jagodą w chuście pchając wózek przed sobą.
Aaa, to norma. Wózek się przydaje…na zakupy, bo dla dziecka już rzadziej. A obiekcje otoczenia były? Zniechęcające babcie, dobrze radzące ciocie?
Na ulicy ludzie reagowali często troską, czy aby dziecko nie ścierpło. Jedna babcia podchodziła bardzo sceptycznie, druga trochę mniej. Wiadomo, że wszystko co nowe budzi lęk. Ja jednak wiedziałam swoje. Mnie z Jagodą było dobrze. No i wspierał mnie mój mąż.Też nosi?Tak, i przez to związał się z Jagodą. Był z nami na kursie chustowania, a ostatnio na urlopie nosił Jagodę w nosidle ergonomicznym.
Czy to Ty pojawiasz się na zdjęciach swego sklepu? Piękne Twój mąż ma w domu kobiety!
Dziękuję bardzo w swoim i córki imieniu. Jagoda ma 16 miesięcy, zatem jeszcze przez jakiś czas będzie zajmowała moje plecy. To zresztą zbawiennie, gdy trzeba szybko skoczyć do sklepu, nie mówiąc już o podróży pociągiem. Nie wiem, jakim cudem dałabym radę wsiąść do pospiesznego z moją wielkogabarytową spacerówką. Dzięki chuście nie tracimy mobilności.
O, przed Wami może być jeszcze sporo noszenia. Mój trzylatek jeszcze teraz na plecach mamy wędruje do przedszkola. Pędzenie z dwoma maluchami za rączki było trudne. Ale dobrze wiemy, że o zaletach noszenia mogłybyśmy rozmawiać bez końca, zatem basta! Jak doszło do tego, że zaczęłaś szyć polary i kurtki?
To proste. W zeszłym roku, zimną porą, zaczęło brakować mi czegoś fajnego dla nas dwóch. Oczywiście widziałam kilka polarów, ale nie za bardzo mi się podobały.
A co było ich wadą?
Nie za bardzo chciałam kupować czegoś, co nadawało się tylko do noszenia w chuście, coś w czym nie wyglądało się atrakcyjnie bez dziecka. Stąd pomysł na płaszczyki softshellowe, które same w sobie są fajne. Ja noszę swój na co dzień i nikt nawet nie pomyśli, że można tam zmieścić dziecko. Możliwość noszenia pod nim w chuście, to po prostu dodatkowa funkcja. To od tych kurtek właśnie się zaczęło. Później doszły jeszcze polary, które powiększyły moją ofertę. Mam już kolejne pomysły. Moim celem jest zrobienie takiej kolekcji, która będzie się podobała i w której mamy będą czuły się dobrze. Pamiętam, że sama miałam z tym problem kiedy chodziłam w za dużej kurtce męża, no i nie wyglądałam wtedy atrakcyjnie. Teraz często słyszę na ulicy, że fajnie z Jagodą wyglądamy.
Nie musisz mi nic mówić. Moje zimowe noszenie związane było właśnie z pozbawieniem męża jednej z kurtek. Wyglądałam, no powiedzmy tak, że nie przeglądałam się w wystawach. A odkładając walory estetyczne na bok – czemu zwykła kurtka nie zastąpi tej specjalnej, do noszenia?
Ta kurtka jest tak zaprojektowana, że wystarczy dla dziecka kaptur z kominem i można już je uznać za zabezpieczone przed zimnem. W kurtce męża nie mogłam się dopiąć i nie wiedziałam co włożyć Jagodzie na kark. I jak mi wiało do tego w szyję!
Jak powstają Twoje kurtki i polary?
Znalazłam poznańską firmę szyjącą kurtki i polary sportowe, z którą stworzyłam projekt. Na potrzeby mojego sklepu zmieniliśmy krój kurtek, dodaliśmy panele na dziecko oraz metodą prób i błędów dopracowywaliśmy panel wyżej, niżej, węższy, szerszy. Cały czas testuję i zbieram opinie innych noszących mam, co by poprawić, czego jeszcze potrzeba. Bo przecież to przede wszystkim ma być wygodne.
Powiedz mi, skąd w ogóle myśl o własnym biznesie?
To wszystko zrodziło się w mojej głowie, kiedy musiałam wrócić do pracy po macierzyńskim. Pracowałam wtedy w hotelu, na dwunastogodzinne zmiany. To był bardzo ciężki powrót. Jagoda nie chciała zaaklimatyzować się w żłobku. Stąd pomysł na biznes internetowy, bez konieczności zostawiania Jagody. Uznałam, że rynek nie jest jeszcze nasycony, a ja mam swoje pomysły na ten akurat typ odzieży, zatem może się udać. Jak będzie dalej? Zobaczymy, ale jestem dobrej myśli.
Mocno trzymam kciuki za Twój sukces! A powiedz, jak wygląda Twój typowy dzień pracy?
Pracując w domu tak naprawdę trudno mówić o typowym dniu. Zwłaszcza, że mój Szkrab, absolutnie nie jest dzieckiem kochającym schematy. Jedynie posiłki ma mniej więcej o tej samej porze i idzie spać około 20:30. Schematu brak, więc najczęściej zostaje mi czas po 20:30. Dzielimy się też z mężem opieką. Jest fotografem i również głównie pracuje w domu, zatem umawiamy się na przykład, że ja pracuję 3 godziny od rana, a później on. Czasem też angażujemy do pomocy babcie. No i wszędzie, gdzie muszę pojechać w interesach, a da się wziąć Jagodę, córka mi towarzyszy – mamy chustę, czyli dwie wolne ręce. A gdy opracowywaliśmy projekt kurtki i polara, obecność Jagody była wręcz niezbędna – przecież to ona była główną modelką. Trzeba przyznać, że odnalazła się w tej roli perfekcyjnie. Świetnie się czuła w pracowni krawieckiej.
Czy praca w domu, przy dziecku, to łatwa czy trudna sprawa?
Na pewno wymaga dobrej organizacji. Z tym bywa czasem ciężko to fakt, ale można. Wiadomo, że czasem łatwiej wyjść do biura i wtedy pewnie sprawniej by się działało. Zakładając własny biznes wiedziałam trochę na co się piszę. Mogłam obserwować męża, który swoją działalność prowadzi od trzech i pół roku. Powiedzmy więc, że nie kupowałam kota w worku.
Jak spędzasz czas, gdy chcesz po prostu wypocząć?
Kiedy chcemy wypocząć, uciekamy w miejsce, gdzie nikt nas nie goni. Kocham Bieszczady, ale podróż tak daleka, póki co nas nieco odstrasza. Jagoda nie specjalnie lubi długo siedzieć w foteliku samochodowym. Na razie wyjeżdżaliśmy więc bliżej, do przyjaciół albo rodziny. Najchętniej na wieś, tam czas płynie zupełnie inaczej. Cudnie się tam odpoczywa.
Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać. To ja tu przecież odkrywam uroki życia na prowincji. A tak podsumowując – czy zachęcałabyś mamy, niezbyt chętnie porzucające malucha, w związku z powrotem na etat, do stworzenia swego własnego miejsca pracy?
Każdy musi sam dokładnie przemyśleć czy chce stworzyć własne miejsce pracy. Jest to przecież jedna z wielu możliwości. Czasem można część pracy etatowej wykonywać w domu, albo uzgodnić z pracodawcą inne godziny pracy. Ale jeśli jest pomysł na coś swojego i ma się wsparcie, to trzeba próbować. Dla mnie macierzyństwo okazało się bardzo silną motywacją, by coś w swoim życiu zmienić, by trochę powalczyć o czas spędzony z dzieckiem. Wszystkim życzę takiej motywacji, niepoddawania się i podążania za marzeniami.
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące. I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.Cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenia – pisał Paula Coelho w Alchemiku. Życzę Ci zatem, by wszechświat stanął na wysokości zadania! Powodzenia.
Dziękujemy za rozmowę.