Osobista historia jest krótka:
po kilku wizytach w państwowym przedszkolu (chcieliśmy zacząć edukację w trakcie roku szkolnego i przemiła pani dyrektor prosiła, żeby się przypominać, bo być może miejsce się znajdzie) poszłam razem z dzieckiem zapytać o rezultaty poszukiwań. Wcześniej odwiedziłam kilka przedszkoli, dodatkową dawkę wiedzy o okolicznych placówkach przekazali mi znajomi z sąsiedztwa, którzy szukali czegoś odpowiedniego dla ich dziecka. Wybrałam dwie placówki: tanią (i zarazem biedną) państwową, w której była nadzieja na dobrą atmosferę, bo pani dyrektor była przemiłą i energetyczną babką, oraz jak na warunki warszawskie także tanią (choć dwu lub trzykrotnie droższą od państwowego) prywatną o profilu waldorfskim, bez krytycznego punktu „jedzenie”, bo krótkie godziny otwarcia sprawiały, że dzieci wracały do domu na obiad, a przychodziły już po śniadaniu.
W tej drugiej miejsce się nie znalazło, więc „polowaliśmy” na miejsce w rejonowym przedszkolu państwowym.
Więc przyszłam pewnego dnia z synem, który miał tam chodzić. Rozmowa odbyła się przy drzwiach. Dwie panie opowiadały o sytuacji, w jakiej znajdują się ich grupy: „Mam naprawdę trudną grupę, choć są w niej miejsca – odradzam pani, tam nawet dziewczynki są niegrzeczne, stratują go”, „U mnie nie ma miejsc, na pewno będą od września, bo część dzieci idzie do szkoły, proszę wziąć udział w rekrutacji w marcu”. Obie panie były miłe. Spokojne. Rzeczowe. Ale żadna nie przywitała się z dzieckiem i rozmowa toczyła się „nad jego głową”.
Jak mój syn wybrał sobie przedszkole – co było dalej?
Co powiedział syn po wyjściu? – Mamo, ja tam nie chcę chodzić. Naiwnie potraktowałam to, jako lęk przed zmianą, więc wdałam się w dyskusję:
– Dlaczego, co Ci się nie podobało?
– Tam było ciasno.
– Słońce, byliśmy tylko przy drzwiach, dalej są duże sale, zajmują dwa piętra.
– Mnie się nie podoba.
Dałam spokój, ale wróciłam do tematu na drugi dzień, syn zwykle przez noc przetrawiał różne sprawy.
– To co? Kiedy zaczynamy przedszkole?
– Ja tam mamo nie będę chodził. Mnie się nie podoba.
– Nie chcesz zostać sam? Chciałbyś chodzić ze mną?
– Wcale nie chcę tam chodzić.
Aha, może jednak atmosfera? W tym czasie natknęłam się na inne przedszkole. Prywatne, ale nie z serii: nauczymy Twoje dziecko wszystkiego na regularnych lekcjach i sprawimy, że wygra ten wyścig szczurów. To opierało się głównie na szacunku do dziecka, współdziałaniu, dobrej atmosferze, swobodnej zabawie. Pomoce Montessori, zdrowe jedzenie i brak lekcji angielskiego (zamiast tego tzw. immersja w języku) dopełniły dobrego obrazu. Choć przedszkole jest daleko od domu i wychodzi całkiem drogo (około 5 razy więcej niż państwowe + dojazdy) postanowiłam sprawdzić.
Wybór przedszkola – jak to się skończyło
W umówionym czasie wybraliśmy się całą rodziną. Przy drzwiach przywitała nas młoda, uśmiechnięta pani. W tym uśmiechu od razu widać było szczerość i szacunek, prawdziwą radość, wyglądała zupełnie inaczej niż panie z państwowego. Przywitała się, podała rękę i zaprosiła do szatni. Od drzwi wejściowych do szatni są jakieś dwa metry. Syn nie słyszał nic o tym przedszkolu od nas (poza tym, że jedziemy zobaczyć przedszkole) i nie widział wcześniej żadnych zdjęć. Wszedł do szatni i powiedział:
– Mamo, to będzie moja szafka. Dobrze?
Oniemiałam.
Mój syn na podstawie minuty spędzonej w korytarzyku wybrał sobie przedszkole.
Ale czy jest się czemu dziwić? Ja też od progu poczułam się tam jak w domu. Miałam wrażenie, że dalsza wizyta jest tylko czystą formalnością. Od ciepłej i radosnej (a w tym prawdziwej) pani kupiłabym każdą informację.
Tak rozpoczęliśmy edukację przedszkolną w prywatnej placówce. Mija kilkanaście tygodni – i nie żałuję. Syn także zadowolony jest ze swojej decyzji.
Stawiam jednak otwarte pytanie: ile jest państwowych przedszkoli, w których panuje dobra atmosfera, panie otaczają dzieci troską i potrafią rozwiązywać konflikty i trudne sytuacje empatyczną rozmową, a nie karami?
Czy znacie przedszkola, w których dzieci dobrze się czują, są traktowane serio i na poważnie?
Czy jest szansa, by państwowe przedszkola chciały „dorosnąć” do swojej fantastycznej konkurencji? By panie poszły na kurs Porozumienia bez Przemocy i wdrażały zasady dobrej komunikacji w czasie zajęć?
Piszcie do nas o Waszych doświadczeniach! Chcemy poznać przedszkola, którym się chce!