Zdrowe odżywianie, to klucz do dobrego samopoczucia, na efekty dobrego systemu żywienia nie trzeba długo czekać: włosy są lśniące, paznokcie mocne, a skóra gładka, szybka przemiana materii i wyregulowany organizm sprawiają, że wizyty w toalecie są regularne i przyjemne, zapomina się o zgadze i wątrobie i to przyjemne poczucie lekkości. Długofalowo także zmniejsza się ryzyko groźnych chorób od osteoporozy i cukrzycy poczynając, a na raku kończąc.
Można zaryzykować stwierdzenie, że dobra dieta gwarantuje lekkość, zwinność i szczęście. Czy da się natychmiast zacząć żyć według cudownej receptury? Jak przekonać rodzinę? Mąż ubóstwia schabowego i słoninę, żona tiramisu, a dzieci czekoladowe ciastka. To nic, że lekarze straszą cukrzycą i cholesterolem. „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” – spokojnie argumentuje mąż, „muszę mieć coś z życia” – dodaje żona, a dzieci zamiast argumentów używają krzyku.
Co więc robić?
Na początku warto zastanowić się, dlaczego naprawdę chcesz zmienić waszą kuchnię. Co ci przeszkadza w starych nawykach i jakie obietnice nowych są w stanie cię skłonić do walki – tak, tak, do walki z całą rodziną.
Pewnie, że czasem cała rodzina chce zmian, wówczas już na początku drogi zbliżacie się do jej połowy. Tymczasem najczęściej albo żona przekonuje męża i dzieci, albo mąż. Wówczas nie będzie lekko. Dlatego po pierwsze…
Wyznacz cel
Warto zapisać sobie na kartce lub domowej tablicy, dlaczego zaczynacie nowe życie. Co ma to przynieść wszystkim domownikom. Dla każdego możecie ustalić cel, z którym będzie się mógł utożsamić. Jeśli racjonalne argumenty nie pomogą – może pomoże małe przekupstwo? Punkty za razowy makaron i białą kaszę cudownie zamienią się na koniec miesiąca w nową lalkę albo bilet do kina.
Kiedy wszyscy będą już wiedzieć, do czego zmierzają (czy to będzie zdrowie, gibkość czy wymarzony resorak – w gruncie rzeczy w naszym odczuciu nie ma znaczenia) warto zapisać to wielkimi literami i ustalić zasady postępowania.
Pamiętajcie, każdą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Wasze kroki niech będą małe, ale konsekwentne. A więc…
Obierz kurs
Stały, raz obrany kurs powoli doprowadzi prekursora zdrowego odżywiania do celu. A wraz z nim całą rodzinę, bez względu na jej motywację, ponieważ nawyki żywieniowe będą się tworzyć i co najważniejsze – utrwalać przez cały czas.
Najważniejsze są konsekwencja oraz wiara w sukces. Pamiętajcie o swoich zapiskach, w chwilach zwątpienia warto przypominać sobie – i podpierać się nimi w dyskusjach – wielkie litery waszych postanowień. Zmiany wprowadzajcie stopniowo, po trochę.
Jeśli chcesz, by twoja rodzina jadła kasze – na początku możesz podawać je raz w tygodniu w „doborowym” towarzystwie. Jeśli chcesz zrezygnować z soli – możesz rozłożyć to na kilka, a nawet kilkanaście tygodni, uszczuplając jej ilość po odrobince. Jeśli chcesz wprowadzić do menu razową mąkę, to warto zacząć od pszennej (najmniej różni się w smaku od białej) i też na początku mieszać ją z białą. Stopniowo potem zwiększając jej ilość w mieszance, a w przyszłości eksperymentując również z innymi rodzajami, także tą najtrudniejszą w smaku i kuchni – żytnią.
Razem czy osobno
Zakupy mogą być wrogiem i sprzymierzeńcem nowych postanowień. Jeśli konsekwentnie będzie je robić wyłącznie osoba najbardziej zmotywowana do zmian, to jakoś to pójdzie. Ale spróbuj wysłać do marketu oporną lub niezdecydowaną żonę/męża! Nie daj Boże z dziećmi! Wtedy szykuje się regres i sporo zmian będzie trzeba zacząć od nowa.
Zwróćcie uwagę na to, że wrogiem waszych postanowień jest kupowanie „na wszelki wypadek”. Kupię czekoladę, bo a nuż będę mieć chandrę – jak zjesz mimo postanowień – to dopiero chandra cię czeka! Kupię parówki, bo przecież nie wierzę, że dzieciaki zjedzą coś innego – może zjedzą, ale najpierw rzucą się na parówkę. Przynosząc do domu „zakazane” smakołyki – dajesz okazję sobie i reszcie rodziny, by znokautować nową dietę. A wyrzuty sumienia szybko topnieją w karmelu…
Jednak w kuchni sprawdza się odmienna zasada: róbmy razem. Jeśli twoje dziecko buntuje się i nie zamierza spróbować tej kaszy jaglanej nawet za tysiąc tygodni – spróbuj namówić je do pomocy w przygotowaniu posiłku. Niech wrzuci do kaszy to, co lubi – rodzynki, płatki migdałów czy sezam – będzie słodko i zdrowo, a jak sam zrobi danie, to jest szansa, że je zje. A jak się naje słodką kaszą bez cukru, to nie będzie mu się chciało tak szybko słodyczy. A jak nie będzie mu się chciało słodyczy, to może nawet obiad zje?
Wizualizuj
Warto tłumaczyć, powtarzać po tysiąckroć, dlaczego to robicie. Dlaczego już nie wchodzicie po drodze do domu po kawałeczek ciasta z tej cukierni na rogu. Dlaczego na stole pojawiły się warzywa zdjęte z pary, dlaczego jabłka jemy ze skórką. Partnerowi lub partnerce możesz podtykać pod nos fragmenty książek, artykuły z prasy, z Internetu, dzieciom opowiadać o bolących ząbkach i brzuszkach, o sile i wysokich/ dalekich skokach albo efektach w szkole. Zawsze możesz też użyć waszych wielkich liter ze ściany w kuchni – przecież cały czas tam wiszą! Nie uznajemy opowiadań o robaczkach w zębach czy szantażowania rozpaczą mamy lub taty – łatwe to sposoby, ale dają krótkotrwały efekt. Próbujcie tłumaczyć i przekonywać i zawsze mówcie prawdę.
Kilka zasad
Jest wiele sposobów zdrowego odżywiania, wśród najpopularniejszych jest Kuchnia Pięciu Przemian, dieta rozdzielna oraz makrobiotyczna. Nie będę rozstrzygać, która z nich jest najlepsza, ale jest kilka zasad, które powtarzają się w każdej z nich.
Zasada pierwsza: na razowo – zamień mąkę i makaron na razowe: pszenne, żytnie, orkiszowe czy gryczane – każda z nich ma inną specyfikę, ale można z nich zrobić nawet razowe (czy na początek półrazowe) naleśniki (daj im tylko „odsapnąć”, bo gluten, który klei ciasto uwalnia się z razowej mąki znacznie wolniej niż z białej). Razowa mąka ma wiele wartości, wśród nich najważniejsze to minerały i dobroczynny błonnik.
Zasada druga: kasza rządzi – wprowadź do swojego jadłospisu kasze: jaglaną, gryczaną (może być niepalona – znacznie smaczniejsza), orkiszową, jęczmienną i inne. Kasze to ważne węglowodany, czyli energia, witaminy z grupy B, minerały i błonnik, warto jeść je co najmniej raz dziennie.
Zasada trzecia: jedzcie warzywa i owoce, czyli witaminy i minerały – warzywa powinno się dokładać do każdego posiłku, a owoce jeść co najmniej dwa razy dziennie. W magiczny sposób owoce wypierają potrzebę jedzenia słodyczy. Można dzięki temu stopniowo ograniczać spożycie białego cukru, a rozkoszować się owocami. Nawet zimą na rynku są jabłka i gruszki (możecie je także uprażyć w piekarniku), choć dla odmiany dobra będzie też (mimo że nie tak ekologiczna) mandarynka czy melon.
Zasada czwarta: ograniczcie jedzenie mięsa (dietetycy i lekarze alarmują, że jemy go zbyt dużo! Badania pokazują, że wegetarianie, a zwłaszcza weganie żyją dłużej i cieszą się lepszym zdrowiem oraz rzadziej zapadają na choroby cywilizacyjne), a w jego miejsce możecie wprowadzić zapomniane rośliny strączkowe (źródło cennych aminokwasów): groch, fasolę, soczewicę, cieciorkę i pyszną fasolę mung – można z nich przyrządzić pasty, humusy, można je ugotować z warzywami, można z nich robić zupy i wiele innych pyszności.
Zasada piąta: jedzcie to, co rośnie w waszej strefie klimatycznej – po co kupować pomidory zimą, gdy są przywożone dziesiątki tysiące kilometrów, nigdy nie widziały ziemi, smakują jak papier i pachną niczym? Jedzmy to, co jest dostępne i zawsze było w naszej okolicy – latem to będą np. czereśnie, morele, śliwki, a zimą – kapusta kiszona. To, co naturalne jest tańsze i zdrowsze.
Zasada szósta: unikaj soli i cukru.
Takich porad można wypisać jeszcze ze sto. Z całego wachlarza możliwości można wybrać na początek te, które najłatwiej będzie przeforsować w twoim domu.
Zamienniki
Jak zrezygnować z soli i cukru? Takie zalecenie wydaje się niemożliwe do zrealizowania. Jednak przy odrobinie wysiłku można je zastosować. Z soli dobrze jest rezygnować stopniowo. Na pierwszy rzut mogą pójść mieszanki przypraw, które często zawierają sól i glutaminian sodu (lub inny wzmacniacz zapachu) – one podsycają pragnienie soli. Warto je wyrzucić z kuchni, a potem stopniowo używać soli coraz mniej, zastępując ją ziołami i przyprawami, z których dotychczas nie korzystaliście (może to być zwykłe curry lub masala, jeśli to właśnie te przyprawy były u was dotychczas rzadkością). Już po dwóch tygodniach gotowania ziemniaków bez soli – zapomnisz, jak smakowały solone i docenisz oryginalny smak ziemniaka. Smak bez soli się zmienia i wyostrza, jak po rzuceniu palenia.
Z cukrem jest łatwiej i trudniej zarazem. Łatwiej, bo można go zamienić na: melasę (zdrowe źródło żelaza), syrop klonowy (słodkie źródło minerałów), ksylitol (cukier z brzozy hamujący próchnicę, dodaje się go nawet do past do zębów!), zmiksowane daktyle (salicylany, magnez i błonnik), rodzynki (dostarczają potas i żelazo) czy nieśmiertelny miód (pod warunkiem, że naturalny, z zaufanej pasieki).
Trudniej, bo odtąd słowo „pierniczki” zacznie oznaczać „domowe pierniczki robione zawsze przez mamę”. A słowo „płatki lub muesli” zacznie oznaczać: „nie kupujemy mieszanek, tylko dokładnie czytamy etykiety, a tata miesza w domu sam”. Jednak trudność jest przejściowa, oznacza tylko i aż wyrobienie nowych nawyków. Wśród nich najważniejszy jest ten odpowiedzialny za każdorazowe dokładne czytanie etykiet – bo możecie się zdziwić, jak zobaczycie cukier w składzie chrzanu, buraczków, ryby wędzonej, kapusty w słoiku, muesli, a nawet zupy pomidorowej i barszczu!
Zdrowo i ekologicznie
Warto też zastanowić się, kiedy zdrowe jedzenie jest też eko. Czy kupowanie bazylii ze szklarni na każdy proszony obiad w stylu włoskim jest dobre? A może warto raz kupione zioło posadzić w doniczce i pielęgnować aż do późnej jesieni (a zioła wieloletnie przez wiele lat)? Takie zioła dają nie tylko ciągłą możliwość korzystania z nich, ale też są ozdobą i dają przyjemny zapach w kuchni.
Można też hodować swoje kiełki na parapecie. Do tego potrzebna jest kiełkownica i trochę radości podczas podlewania razem z dziećmi. Kiełki są bogactwem zdrowych składników, a można je dodać do kanapki, pasty, surówki, sałatek, ozdobić nimi talerz i na co tylko przyjdzie wam ochota!
A jeśli macie swój ogródek możecie w nim hodować razem z dziećmi (warto im wydzielić ich własną grządkę!) swoje własne warzywa: rzodkiewka, sałata czy marchewka, którą sami podleją, wyplewią wokół niej chwasty, a na koniec przyniosą do kuchni – zniknie z talerza w try miga!
Jeśli nie macie swojego ogródka, ani nawet balkonu – nadal nic straconego: pozostają ogrody okienne, ale to temat na zupełnie inną historię…
… [Trackback]
[…] Informations on that Topic: dzielnicarodzica.pl/zmiana-zaprogramowana/ […]
… [Trackback]
[…] Read More to that Topic: dzielnicarodzica.pl/zmiana-zaprogramowana/ […]