Wystarczająco dobrzy rodzice – kim są? Obserwując innych, na podstawie własnych doświadczeń, przyszli rodzice planują swoje strategie wychowawcze. Często w opozycji do tego, co widzą u swoich znajomych lub tego, co sami przeżyli. W ich fantazjach bycie idealnym, bardzo dobrym rodzicem na pewno zajmuje ważne miejsce. Jeśli jednak idealny rodzic rzeczywiście istnieje, to istnieje właśnie tam – w fantazjach i umyśle przyszłych rodziców.
Trudne pytania, trudne refleksje
Każdy z pytanych przyszłych rodziców podałby najprawdopodobniej nieco odmienną definicję pojęcia „idealny rodzic”. Jednak częścią wspólną tej definicji byłyby zapewne dwie główne i silnie ze sobą związane fantazje. Pierwsza dotyczy możliwości braku przeżywania złości w stosunku do swojego dziecka. Pozwalanie dziecku na to, by mogło się złościć, jest ważne dla jego rozwoju emocjonalnego, ponieważ uczy je rozpoznawania i wyrażania własnych uczuć. Biorąc pod uwagę koszty związane z opieką nad małym, całkowicie zależnym niemowlęciem i małym dzieckiem, koszty zarówno fizyczne: brak snu, zmęczenie, jak i emocjonalne: poczucie ograniczenia wolności, możliwości wyboru, powtarzalność codziennych doświadczeń, uczucie złości, a nawet chwilami nienawiści – jest zupełnie naturalne.
Wyobrażenie „idealnego” rodzica
Druga „idealna” fantazja dotyczy pragnienia chronienia dziecka przed jakąkolwiek frustracją. To wyobrażenie jest również nierealne do spełnienia, szczęśliwie, bo korzysta na tym również dziecko. Uświadomienie sobie przez dziecko własnych uczuć i sytuacji jest kluczowym etapem rozwoju, pozwalającym mu lepiej radzić sobie z emocjami i budować poczucie własnej wartości. Zadaniem wychowania jest bowiem pomoc dziecku w przejściu od całkowitej zależności do zależności względnej, a pod koniec etapu dojrzewania – do niezależności. Matka, która nigdy nie frustruje swojego dziecka: np. odmawiając mu, zaspokajając natychmiastowo wszystkie jego potrzeby mogłaby wręcz utrudnić proces indywiduacji, psychologicznego separowania się dziecka od rodzica. Do prawidłowego rozwoju potrzebna jest bowiem optymalna, dopasowana do etapu rozwojowego, dawka frustracji. I wcale nie oznacza to, że takie odmawianie czy odraczanie zaspokajania potrzeb to niewłaściwe traktowanie dziecka. Nie oznacza, że jesteś złym rodzicem. Wręcz przeciwnie.
Oczywiste jest, że noworodek i młodsze niemowlę nie jest w stanie jeszcze tolerować odraczania. Gdy noworodek płacze nie jest w stanie przywołać z pamięci obrazu matki. Gdy czuje głód, dyskomfort, „całym sobą” odczuwa to jako ból. W tym pierwszym okresie tak małe dziecko bardzo potrzebuje całkowitego oddania opiekuna i prawie natychmiastowej jego reakcji. Jednak wraz z rozwojem, z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień zwiększają się możliwości dziecka do czekania, tolerowania „opóźnień” rodzica.
Nieidealni, ale rozwojowi – wystarczająco dobrzy rodzice
Dzięki rozwojowi poznawczemu, zwiększającym się możliwościom radzenia sobie ze stanami emocjonalnymi dziecko wie, że odejście matki w stronę kuchni będzie oznaczało, np. przygotowanie mleka lub jedzenia. Rozpinanie ubrania – przygotowanie do karmienia piersią. Jeśli doświadczane przez niemowlę uczucia nie są jeszcze tak trudne do zniesienia, można przeczekać moment zwłoki w nadejściu matki próbując ssać palec, przytulając misia lub kocyk. Są to doświadczenia bardzo ważne dla dziecka. W pewnych, ograniczonych oczywiście czasowo ramach, uczy się ono radzić z napięciem, rozumieć następstwo pewnych zachowań drugiej osoby. Jeśli frustracja nie jest zbyt duża, są to doświadczenia wręcz rozwijające. Rozważania nad tym, jak najlepiej wspierać dziecko w tym procesie, są kluczowe dla świadomego rodzicielstwa. Jeśli więc idealna, nigdy nie frustrująca matka nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem, czego więc potrzebuje małe dziecko?
Definicja rodzicielstwa – wystarczająco dobrzy rodzice
Rodzicielstwo to nieustanna sztuka wychowywania szczęśliwych dzieci, która wymaga od rodziców nie tylko miłości i troski, ale także mądrości oraz umiejętności przyjmowania perspektywy dziecka. To właśnie mądra książka pokazuje, jak ważne jest, by rodzic potrafił spojrzeć na świat oczami swojego dziecka, z jego poziomu rozumowania. Szczególny nacisk kładzie na to, by zrozumieć jego potrzeby i emocje, a także stworzyć mu bezpieczną przestrzeń do rozwoju. Bruno Bettelheim, autor cenionej książki „Wystarczająco dobrzy rodzice”, podkreśla, że prawdziwie dobrzy rodzice to ci, którzy potrafią znaleźć klucz do zrozumienia swojego dziecka, nie dążąc do nierealnej doskonałości, lecz akceptując własne ograniczenia i ucząc się na co dzień sztuki wychowywania. Ta książka zupełnie zmienia pojmowanie dobrego rodzicielstwa. Jednocześnie nie doradza i nie nakazuje. To rozważania. Autor po prostu zastanawia się nad uczuciami i myślami łączącymi rodziców i dzieci. A cała książka jest naprawdę przepełniona optymizmem.
Wielu rodziców, zwłaszcza na początku swojej drogi, ulega powszechnym przekonaniom i mitom na temat wychowania. Często wydaje się, że karać dziecko za złe stopnie czy oszukiwanie w grze to skuteczny sposób na nauczenie go odpowiedzialności. Jednak, jak wyjaśnia autor, takie działania mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Prowadzą do poczucia wstydu, zniechęcenia i oddalają dziecko od rodzica. W rzeczywistości, to właśnie szacunek, zrozumienie i przyjmowanie perspektywy dziecka są kluczem do budowania trwałej, opartej na zaufaniu relacji. Autor swoje tezy na takie postępowanie rodziców wobec dzieci popiera własnym doświadczeniem i licznymi przykładami.
Wystarczająco dobre rodzicielstwo
Rodzicielstwo to proces, w którym nie istnieje jeden, uniwersalny przepis na sukces. Każde dziecko jest inne, a zadaniem rodziców jest nauczyć się rozpoznawać jego indywidualne potrzeby i odpowiadać na nie z wyczuciem. Wystarczająco dobrzy rodzice to ci, którzy nie boją się popełniać błędów, potrafią wyciągać z nich wnioski i stale się rozwijać. To właśnie ta otwartość i gotowość do nauki sprawiają, że rodzicielstwo staje się nie tylko odpowiedzialnością, ale także szansą na osobisty wzrost. Zarówno dla rodziców, jak i dla dzieci.
Warto pamiętać, że mądra książka, taka jak ta autorstwa Bruno Bettelheima, może być inspiracją i wsparciem w codziennych wyzwaniach. Jednak to rodzice, kierując się własną intuicją i miłością, są w stanie najlepiej znaleźć klucz do serca swojego dziecka i nauczyć się prawdziwej sztuki wychowywania szczęśliwych dzieci.
Wystarczająco dobra matka – sztuka wychowywania szczęśliwych dzieci
Donald W. Winnicott, wybitny pediatra i psychoanalityk brytyjski, badający relacje w kilku tysiącach par matka-niemowlę, używa określenia „wystarczająco dobra matka”. Większość matek to właśnie „wystarczająco dobre matki”. Potrafią zajmować się swoim dzieckiem, reagować na jego potrzeby, dostrajać się do jego komunikatów. Mimo przeżywania czasem uczuć złości, frustracji, zmęczenia dbają o swoje dziecko, chroniąc je też przed tą grupą swoich agresywnych uczuć. Winnicott pisze o zwyczajnie oddanej „wystarczająco dobrej matce” jako o osobie, która uczy się jaka ma być. Nie z książek, poradników, ale raczej korzystając z samej siebie i z faktu, że sama była niemowlęciem, dzieckiem. Ważne jest, aby matka traktowała swoje dziecko z szacunkiem. Jako osobę posiadającą własne prawa i potrzeby, co sprzyja budowaniu relacji opartej na wzajemnym zrozumieniu i empatii. „Wystarczająco dobra matka” w naturalny sposób rozwija się wraz ze swoim dzieckiem.
O jego potrzebach uczy się od niego. W pierwszym okresie życia, gdy niemowlę potrzebuje aktywnego dostosowania się do jego potrzeb, jest w stanie całkowicie oddać się swojemu dziecku. Wraz z rozwojem, intuicyjnie, stopniowo jest w stanie przestać dostosowywać się w taki „całkowity” sposób do potrzeb dziecka. Gdy jest ono małe, zapewnia mu kontakt fizyczny, bliskość, oddanie. Gdy jest starsze – wspiera je w sytuacji stresu, umożliwia korzystanie z własnych sposobów radzenia sobie, regulowania napięcia, towarzyszy w codziennych sytuacjach. A gdy wchodzi w okres dojrzewania, matka jest w stanie utrzymywać granicę, gdy dziecko wystawia ją na różnego rodzaju próby.
Wystarczająco dobrzy rodzice – wystarczająco dobre matki
Co kluczowe, Winnicott podkreśla, że matki lepiej wiedzą, jak postępować ze swoim dzieckiem niż radzą książki, typowe poradniki, lekarze. Zmieniające się wymagania, jakie nakładają na matki specjaliści i poradniki, które piszą, częściej mogą przeszkodzić im w naturalnym, wrażliwym matkowaniu. Jeśli – a tak dzieje się w większości przypadków – poziom stresu, wysoki poziom lęków, nie utrudnia kobiecie korzystania z własnych doświadczeń i ufaniu samej sobie, to będzie w stanie poradzić sobie zarówno z wyzwaniami macierzyństwa, jak i rozwojem siebie, jako rodzica tego właśnie dziecka.