Obserwując innych, na podstawie własnych doświadczeń, przyszli rodzice planują swoje strategie wychowawcze, często w opozycji do tego, co widzą u swoich znajomych lub tego, co sami przeżyli. W ich fantazjach bycie idealnym, bardzo dobrym rodzicem na pewno zajmuje ważne miejsce. Jeśli jednak idealny rodzic rzeczywiście istnieje, to istnieje właśnie tam – w fantazjach i umyśle przyszłych rodziców.
Każdy z pytanych przyszłych rodziców podałby najprawdopodobniej nieco odmienną definicję pojęcia „idealny rodzic”. Jednak częścią wspólną tej definicji byłyby zapewne dwie główne i silnie ze sobą związane fantazje. Pierwsza dotyczy możliwości braku przeżywania złości w stosunku do swojego dziecka. Biorąc pod uwagę koszty związane z opieką nad małym, całkowicie zależnym niemowlęciem i małym dzieckiem, koszty zarówno fizyczne: brak snu, zmęczenie, jak i emocjonalne: poczucie ograniczenia wolności, możliwości wyboru, powtarzalność codziennych doświadczeń, uczucie złości, a nawet chwilami nienawiści – jest zupełnie naturalne.
Druga „idealna” fantazja dotyczy pragnienia chronienia dziecka przed jakąkolwiek frustracją. To wyobrażenie jest również nierealne do spełnienia, szczęśliwie, bo korzysta na tym również dziecko. Zadaniem wychowania jest bowiem pomoc dziecku w przejściu od całkowitej zależności do zależności względnej, a pod koniec etapu dojrzewania – do niezależności. Matka, która nigdy nie frustruje swojego dziecka: np. odmawiając mu, zaspokajając natychmiastowo wszystkie jego potrzeby mogłaby wręcz utrudnić proces indywiduacji, psychologicznego separowania się dziecka od rodzica. Do prawidłowego rozwoju potrzebna jest powiem optymalna, dopasowana do etapu rozwojowego, dawka frustracji.
Oczywiste jest, że noworodek i młodsze niemowlę nie jest w stanie jej jeszcze tolerować. Gdy noworodek płacze nie jest w stanie przywołać z pamięci obrazu matki, gdy czuje głód, dyskomfort, „całym sobą” odczuwa to jako ból. W tym pierwszym okresie tak małe dziecko bardzo potrzebuje całkowitego oddania opiekuna i prawie natychmiastowej jego reakcji. Jednak wraz z rozwojem, z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień zwiększają się możliwości dziecka do czekania, tolerowania „opóźnień” rodzica. Dzięki rozwojowi poznawczemu, zwiększającym się możliwościom radzenia sobie ze stanami emocjonalnymi dziecko wie, że odejście matki w stronę kuchni będzie oznaczało, np. przygotowanie mleka lub jedzenia; rozpinanie ubrania – przygotowanie do karmienia piersią. Jeśli doświadczane przez niemowlę uczucia nie są jeszcze tak trudne do zniesienia, można przeczekać moment zwłoki w nadejściu matki próbując ssać palec, przytulając misia lub kocyk. Są to doświadczenia bardzo ważne dla dziecka: w pewnych, ograniczonych oczywiście czasowo ramach, uczy się ono radzić z napięciem, rozumieć następstwo pewnych zachowań drugiej osoby. Jeśli frustracja nie jest zbyt duża, są to doświadczenia wręcz rozwijające. Jeśli więc idealna, nigdy nie frustrująca matka nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem, czego więc potrzebuje małe dziecko?
Wystarczająco dobra matka
Donald W. Winnicott, wybitny pediatra i psychoanalityk brytyjski, badający relacje w kilku tysiącach par matka-niemowlę, używa określenia „wystarczająco dobra matka”. Większość matek to właśnie „wystarczająco dobre matki”. Potrafią zajmować się swoim dzieckiem, reagować na jego potrzeby, dostrajać się do jego komunikatów. Mimo przeżywania czasem uczuć złości, frustracji, zmęczenia dbają o swoje dziecko, chroniąc je też przed tą grupą swoich agresywnych uczuć. Winnicott pisze o zwyczajnie oddanej „wystarczająco dobrej matce” jako o osobie, która uczy się jaka ma być – nie z książek, poradników, ale raczej korzystając z samej siebie i z faktu, że sama była niemowlęciem, dzieckiem. „Wystarczająco dobra matka” w naturalny sposób rozwija się wraz ze swoim dzieckiem. O jego potrzebach uczy się od niego. W pierwszym okresie życia, gdy niemowlę potrzebuje aktywnego dostosowania się do jego potrzeb, jest w stanie całkowicie oddać się swojemu dziecku. Wraz z rozwojem, intuicyjnie, stopniowo jest w stanie przestać dostosowywać się w taki „całkowity” sposób do potrzeb dziecka. Gdy jest ono małe, zapewnia mu kontakt fizyczny, bliskość, oddanie; gdy jest starsze – wspiera je w sytuacji stresu, umożliwia korzystanie z własnych sposobów radzenia sobie, regulowania napięcia, towarzyszy w codziennych sytuacjach. Gdy wchodzi w okres dojrzewania, matka jest w stanie utrzymywać granicę, gdy dziecko wystawia ją na różnego rodzaju próby.
Co kluczowe, Winnicott podkreśla, że matki lepiej wiedzą, jak postępować ze swoim dzieckiem niż radzą książki, poradniki, lekarze. Zmieniające się wymagania, jakie nakładają na matki specjaliści i poradniki, które piszą, częściej mogą przeszkodzić im w naturalnym, wrażliwym matkowaniu. Jeśli – a tak dzieje się w większości przypadków – poziom stresu, wysoki poziom lęków, nie utrudnia kobiecie korzystania z własnych doświadczeń i ufaniu samej sobie, to będzie w stanie poradzić sobie zarówno z wyzwaniami macierzyństwa, jak i rozwojem siebie, jako rodzica tego właśnie dziecka.