Sama jestem małomówna i introwertyczna. Kiedyś byłam wychowywana na grzeczną i powściągliwą panienkę, która po prostu miała być cicho i nie przeszkadzać dorosłym, a teraz ponoszę tego konsekwencje. Wiem, jak to utrudnia życie i dlatego jakiś czas temu, za namową znajomej pani psycholog, z zainteresowaniem sięgnęłam po książkę Adele Faber i Elaine Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. To dzięki tej lekturze nauczyłam swoje dzieci rozumieć własne emocje, nazywać je, rozmawiać o nich. Po kilku latach okazało się, że tę umiejętność moje pociechy mają już we krwi, podczas gdy dla mnie wciąż jest to coś, co wymaga wysiłku. Pewnego dnia po obiedzie mój dziesięcioletni syn powiedział z prostotą:
– Wiesz, mamuś, postanowiliśmy dzisiaj z Izą, że będziemy parą.
Ziemia zadrżała, a przynajmniej tak mi się wydawało:
– O… naprawdę? – zdołałam wyjąkać. Cała moja inteligencja próbowała w tej chwili zapanować nad emocjami i dopiero po chwili dodałam, starając się, żeby wyszło w miarę naturalnie:
– To fajnie. A co to dla ciebie znaczy… to, że jesteście teraz parą?
Tu moje dziecko zastanowiło się, po czym z rozbrajającą szczerością odpowiedziało:
– Na razie jeszcze nie wiem. Jutro pewnie pogadamy o tym z Izą – i poszło odrabiać zadanie domowe, jak gdyby nigdy nic. No, bo właściwie żadnej rewolucji nie było.Normalna kolej rzeczy, dzieci dorastają. A że ich matka jest z innej planety, a raczej epoki, to musi sobie z tym jakoś poradzić.
Toteż, gdy tylko okiełznała swoje emocje, doszła do wniosku, że to cudowne, gdy dziecko z pełną szczerością i zaufaniem mówi jej o czymś dla siebie ważnym. Ona w tym wieku, ani jeszcze wiele lat później nie miała prawa myśleć o chłopakach, a co dopiero rozmawiać o nich z rodzicami. Porządnym dziewczynkom nauka w głowie, a nie fiu-bździu… Pierwsze uśmiechy, flirty, liściki musiały pozostać tylko dla niej, bo komu o tym opowiedzieć? A gdy już przyszedł czas na to, żeby otworzyć się przed kimś ważnym i najbliższym, okazało się, że jest to ogromnie trudne. Bo jak to, tak obnażyć swoje wnętrze? Uczono ją, że tego się nie robi…
Na drugi dzień jej pierworodny oznajmił gwoli wyjaśnienia, że bycie parą z Izą oznacza nic innego, jak to, że się przyjaźnią i lubią się dużo bardziej, niż inne dzieci w klasie.Młodsza o dwa lata siostra nie kryła zazdrości. Snuła się po domu i wzdychała:
– Też bym tak chciała, żeby jakiś chłopak tak mnie lubił. I żeby się we mnie zakochał. Bo ty się zakochałeś w Izie, prawda? – wystrzeliła do brata z pytaniem dość bezpośrednim. Brat nie dał się zbić z tropu i tylko mamę zaskoczył. Pomyślał swoim zwyczajem, po czym odpowiedział:
– Jeszcze się nie zakochałem. Na razie Iza podoba mi się dużo bardziej, niż inne dziewczyny i lubię z nią rozmawiać, a co będzie dalej, to zobaczymy…
„Ech” – westchnęła mama w duchu. „Też bym chciała mieć taki porządek w emocjach. I z taką prostotą o nich mówić…”