Zaangażował się tak bardzo, że nie zauważył jak szybko minęło 45 minut lekcji. Był tak podekscytowany, że nie usłyszał nawet dzwonka. Zadowolony z siebie pobiegł do pani i wręczył jej swój „skarb”. Pani z kolei w pośpiechu pakowała rzeczy, bo przecież zadzwonił dzwonek, a ona miała dyżur, więc rzuciła okiem i tak podsumowała pracę młodego, dobrze zapowiadającego się przyszłego grafika – To ma być drzewo?! Widziałeś kiedyś różowe drzewo?! Najlepiej namaluj jeszcze raz, bo więcej niż 3 nie mogę za to dać – dodała na odchodne. Nie będę opowiadała, jakie były dalsze losy Szymka, bo wszyscy znamy takie historie. Opowiem jeszcze o Tosi, która będąc w podobnym wieku, pokazała swoją pracę artyście i nauczycielowi plastyki. To nie było drzewo, raczej abstrakcja, a on przyjrzał się pracy z uwagą, spojrzał jej w oczy i powiedział – Chciałbym tak malować!
Kompletne zdewaluowanie obecnego systemu i gloryfikacja nowego nie są moim celem, zależy mi jednak na pokazaniu, jak niewiele trzeba, żeby stopniowo, krok po kroku, nie dokonując rewolucji wprowadzać zmiany, których niepotrzebnie tak bardzo się boimy, a które są nieuchronne. Myślę, że celem wszystkich „reformatorów” edukacji powinno być przenoszenie tego rodzaju dobrych praktyk tam, gdzie ich po prostu zwyczajnie brakuje.
W międzyczasie jak grzyby po deszczu powstają szkoły demokratyczne, w których te zmiany nie muszą zachodzić, bo zwyczajnie zaczęły z innego punktu.
Główne zasady demokratyczne
Czym wg modeli z Summerhill czy Sudbury (najsławniejsze szkoły demokratyczne na świecie) są szkoły wg postulatu wolnej edukacji?
Oto kluczowe zasady demokratyczności tychże placówek:
• realizują hasła wolnej edukacji, czyli podążają za głosem dziecka, bo kiedy dziecko samo decyduje czym się zajmie, idzie z materiałem jak burza;
• demokracja objawia się w zebraniach społeczności, które decydują o regulaminie, karach, omawiają bieżące sprawy, trudności. Trzeba zaznaczyć, że w zgromadzeniu biorą udział wszyscy przedstawiciele szkolnej społeczności: rodzice, dzieci i nauczyciele – każdy z prawem jednego głosu;
• uczą samodzielności, odpowiedzialności, gospodarki uczuciowej, radości, dorastania w emocjonalnym dobrostanie, dzięki tworzeniu środowiska uczącego się, doświadczania a nie nauczania.
Aleksander S. Neil, twórca szkoły w Summerhill mówił, że rozwój to sprawa naturalna, a próby przyspieszania go są szkodliwe. Nauczyciele z placówek demokratycznych zaobserwowali, że nauczanie, wyjaśnianie, motywowanie, perswadowanie czy wskazywanie zaburzają ten naturalny proces. Juerg Jegge, założyciel Małych grup w Szwajcarii twierdził też, że istnieją konieczne warunki dobrego rozwoju, czyli bezpieczeństwo, ochrona, miłość i aprobata.
Wszystkim powyższym zależy na możliwości pełnego rozwoju, dzięki procesowi uczenia w szkole. Warto tu podkreślić również kwestie wolności – możemy ją rozszerzyć jedynie do momentu, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. O tego typu placówkach mówi się również, że panuje w nich twórcza atmosfera: pracuje się w różnowiekowych grupach, skupiając się na zdywersyfikowanych grupowych zajęciach. Dlaczego nie nazywać takich szkół po prostu: najszczęśliwszymi szkołami na świecie?
Polskie modele edukacyjne, czyli kreatywność ujęta w ramy
W Polsce mamy wybór: istniejemy w oficjalnym systemie edukacyjnym, nad którym czuwa Kuratorium Oświaty bądź próbujemy radzić sobie pozasystemowo i niezależnie od odgórnie przyjętych norm i zasad.
Mimo że wolna edukacja jest pomysłem wiekowym, od takiego bowiem, humanistycznego podejścia zaczynała nasza cywilizacja w Starożytnej Grecji – tworzenie projektów dotyczących wolnej edukacji to nie lada wyzwanie. Dlaczego tak się dzieje?
Świadomość rodziców jest coraz większa, ich dzieci narażone są na trudne sytuacje w szkole spowodowane zbyt dużą ilością dzieci przypadających na nauczyciela, model uczenia odseparowany od indywidualnych potrzeb uczniów czy grupy. Królują 45-minutowe lekcje realizowane w formule nauczyciel, wykładowca-uczeń, a nie rówieśniczy proces uczenia czy relacja mistrz-uczeń i promowanie umiejętności praktycznych.
Ale pomimo tych spostrzeżeń trudno rodzicom zdecydować się na alternatywne rozwiązanie, raczkujące w systemie oświaty. Wolą stare rozwiązania, bo je bardzo dobrze znają i wiedzą czego mogą się spodziewać. Jednym słowem nie ma takich warunków, do których człowiek nie może przywyknąć. Czasami wolimy pomarudzić, poopowiadać historie z ciekawego spektrum naszych doświadczeń na styku rodzic-szkoła niż zdecydować się na alternatywne rozwiązanie i zaufanie świadomym rodzicom, którzy podejmują się realizacji trudnego dzieła stworzenia szkoły.
Szkolny model idealny
Cóż to może być? Mogę się wypowiedzieć jako rodzic i jako osoba, która permanentnie się uczy, tak jak to bywa w naszym europejskim uczącym się społeczeństwie.
Szkoła powinna być miejscem, w którym dobrze spędza się czas, realizując własne zainteresowania. Uczyć mają ci, którzy swą mądrością i umiejętnościami mogą i chcą dzielić się z innymi. Mogę tam przychodzić i chcę tam przychodzić, bo jest to miejsce wartościowe, gdzie spotykam przyjaciół i specjalistów: szanujemy się i wiemy, jak sobie pomagać, by stać się lepszym człowiekiem, ale też rozwijać się w danej dziedzinie.
Przestrzeń, czas, ludzie, ogród, eksplorowanie otoczenia, spotkania, wyjazdy – to ma nas motywować do działania, uczyć budowania relacji. Jeśli szkoła nie daje nam tych pozytywnych stymulacji konieczne jest jej doskonalenie. Nie wyobrażam sobie środowiska uczącego się bez współodpowiedzialności wszystkich podmiotów, czyli de facto włączenie w podejmowanie decyzji i ponoszenie konsekwencji. Jest to demokracja (a więc szkoła demokratyczna), ale o zupełnie innym obliczu jak to, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, kiedy niby głosujemy, ale tylko na reprezentantów, niby konsultujemy rozporządzenia, ustawy, strategie, ale nie przekłada się to na końcowy rezultat.
Ideału nie jesteśmy w stanie stworzyć, ale powinniśmy być gotowi rozpocząć proces uczenia się – a będziemy mądrzejsi z każdym rokiem.