Niewiele rzeczy wzbudza tak pozytywne emocje wśród przechodniów, jak tata z dzieckiem w chuście lub nosidle. Mamom, niestety, zdarza się czasem wysłuchać dziwnych rad czy obiegowych opinii o noszeniu – ojcom chyba nigdy. Zapewne wynika to z ogromnej przemiany, jaką tatusiowie przeszli przez ostatnie lata – stali się równorzędnym opiekunem, z niewielkim wyjątkiem na karmienie piersią 😉
Wszystko inne – czas, bliskość, pielęgnacja, zabawa, czułość – a także bujanie, noszenie, pokazywanie świata – są w zasięgu ręki każdego taty. Chusty i nosidła to tylko narzędzia, ale często ojcowie po nie sięgają i mówią, że właśnie dzięki noszeniu uzyskują ze swoimi pociechami taką bliskość, jaka jest biologicznie wpisana w kontakt dziecka z matką.
Jeśli tata nosi dziecko od samego początku, ono uczy się rytmu bicia jego serca, zapachu, przyzwyczaja się do bliskości. Dzięki temu później, gdy dziecko płacze, łatwiej uspokaja się w ramionach taty, a nie tylko mamy. Nawiązana od maleńkości więź procentuje potem w relacji dzieci z ojcem i łatwiej ją rozwijać w czasie wspólnych wieczorów czy wypraw.
Ojcowie zwykle bardzo sobie cenią praktyczną stronę noszenia i mobilność, zwłaszcza w trakcie wyjazdów. Z dzieckiem w chuście można wejść na każde schody, na każdą górę, przejść przez dziurawą kładkę i wcisnąć się do zatłoczonej windy. Obserwowanie świata znad ramienia taty to naprawdę świetny pomysł na wspólnie spędzony czas. Dodatkowo wyrabia się zaufanie do ojca i współdziałanie – gdy razem, idąc wspólnym rytmem pokonuje się przeszkody lub po prostu można się rozkoszować widokiem i czuć spokój rodzica.
Może się czasem zdarzyć, że mimo chęci noszenia tata nie jest przekonany jednak do długiej chusty – dobrym pomysłem jest wtedy sięgnięcie po Mei Tai’a lub nosidło ergonomiczne, pod warunkiem, że dziecko osiągnęło etap samodzielnego siedzenia lub raczkowania. Choć być może po przejrzeniu oferty „męskich” wzorów wybór padnie jednak na chustę tkaną – czarną, grafitową lub ze wzorem w amonity 😉