Spróbujmy czasem zmienić własny punkt widzenia i przez chwilę stać się dzieckiem w świecie dorosłych, gdzie stres, zdenerwowanie, lęki i obawy są wpisane w każdy dzień, a miłość przybiera różne formy.
Chyba nie ma sytuacji w życiu, w której nie towarzyszyłyby nam jakiekolwiek emocje i uczucia. Targają nami już od chwili poczęcia, choć wtedy jakby niezależne od nas, mimo to już wtedy odczuwamy bodźce. Poza świadomością, jednak nie bez kontroli. Oto początek odpowiedzialności rodzica, matki za stan uczuć własnego dziecka. Od dawna wiadomo, że emocje przeżywane w trakcie ciąży mają szalenie ważny wpływ na dalszy rozwój dziecka.
Od momentu swych narodzin dziecko zdobywa doświadczene w zakresie wszystkich sfer życia. Uczucia i emocje od tej pory przybierają na sile, są intensywniejsze.
Co my jako rodzice możemy zrobić aby wspierać rozwój uczuć naszych dzieci?
Początkowo wyrażane przez dziecko emocje to niepokój, lęk, zadowolenie. Wszystko to łączy się nierozerwalnie z relacjami z osobami dorosłymi z najbliższego otoczenia. Z miesiąca na miesiąc maluch zdobywa doświadczenie w postaci bazy uczuciowej innych. Czyli uczy się poprzez powielanie naszych zachowań i reakcji. Powiedzmy szczerze, że nie ma takiej sfery w życiu, w której nie moglibyśmy być wzorem dla własnych dzieci. Każde nasze słowo, gest, mina są natychmiast zapamiętywane, a w efekcie kojarzone i powielane w „najmniej oczekiwanym dla rodzica momencie”.
Nasze komentarze do zachowań dziecka, odruchy, ton głosu, mimika twarzy i wszelkiego rodzaju werbalne i niewerbalne znaki przyczyniają się do tego, w jaki sposób ono uczy się komunikacji. Kiedy pojawia się płacz jest to najbardziej wyraźna oznaka niezadowolenia, złości, chęci zakomunikowania nam, że „warto zwrócić na mnie uwagę”. Każda nasza reakcja słowna powinna być w łagodnym tonie, jednocześnie stanowcza. Możemy więc być wzorem i bazą, na której nasza pociecha będzie budowała własne wzory zachowań.
Emocje to nie my
Złość pojawia się, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Wściekamy się, krzyczymy, gestykulujemy. Podobno to naturalne reakcje i tak właśnie opisujemy złość. Niejednokrotnie mamy też do czynienia z podobnymi zachowaniami u dzieci. Jak reagujemy na ich złość? Nasza reakcja powinna być dokładnie odwrotna! Spokój, opanowanie, wyważony ton głosu, otwarty gest chęci przytulenia.
No niestety zwykle denerwujemy się razem z malcem, co jeszcze bardziej wzmaga trudne emocje. Co możemy zrobić? Po pierwsze zdać sobie sprawę, że „złościć się” a „być złym” to zasadnicza różnica! W taki sposób musimy rozumieć swoje reakcje i reakcje innych. Złości nas nasza niedoskonałość, nie potrafimy czegoś wykonać w sposób idealny, mamy zakazy i nakazy. Wzmaganie w takich chwilach poczucia własnej wartości słowami: „dasz radę”, „nie jesteś sam”, „zrób to, o co cię proszę, a poczujesz się lepiej”, sprzyja łagodzeniu i mądremu kierowaniu burzy, jaka panuje w małym człowieku.
Kiedy dziecko nie rozumie, co się z nim dzieje i dlaczego reaguje w dany sposób również i nam nie jest łatwo się z nim dogadać. Kolejny raz na pomoc przychodzi nam umiejętność opanowania i spokoju. Czyli dokładnie to, czego staramy się nauczyć nasze dzieci. „Spójrz mi w oczy”, „Popatrz na mnie” – wydają się to najbardziej zasadne w takiej sytuacji słowa i nasza reakcja.
Gdy przychodzi śmiech musi być on nasz wspólny. Dzielmy z naszymi dziećmi chwile radości i smutku. Okazywanie empatii, bycie współczulnym rozwija w dziecku poczucie przynależności, wartości, znaczenia. Bycie rodzicem to faktycznie ciągłe uczenie „się” i uczenie „ich”. Jedynym sposobem na wszelkie bóle i trudności w wychowaniu jest ciągłe wymaganie od siebie! Poszukujmy, dowiadujmy się, chciejmy się uczyć i poznawać. Róbmy to dla naszych dzieci.
Więc, gdy przekopujemy biblioteki, internet w poszukiwaniu mądrości i lekarstwa na nasze trudności w wychowaniu spróbujmy zapytać siebie: „Jak ja się zachowuję w podobnej sytuacji?”, „Jak ja reaguję na zachowanie mojego dziecka?”, „Czy okazuję bliskość i zrozumienie?”, „Czy wiem, że każdy ma prawo do wyrażania własnych emocji?”. Patrzmy ciągle w siebie, bądźmy najpierw uczniami, zanim staniemy się nauczycielami.