Bezstresowe wychowanie to temat na godziny dyskusji. Wiadomo, prowadzi do degrengolady moralnej, produkuje morderców, którzy w nocy zabijają matki siekierą, gdy te odmawiają im kupna nowej komórki. No przecież ostatnio pisali w gazecie.
Ostatnio w mediach, literaturze dla rodziców, także w telewizji dość sporą popularnością cieszy się inne hasło: ,,rodzicielstwo bliskości”. W skrócie: fizyczna i emocjonalna bliskość z dzieckiem od pierwszych chwil jego życia. Noszenie noworodka i niemowlęcia, karmienie piersią, zrozumienie procesu rozwoju oraz potrzeb malucha.
Brzmi niewinnie. Z niewiadomych jednak przyczyn, termin „rodzicielstwo bliskości” u wielu ludzi wciąż wywołuje skojarzenia z mitem „bezstresowego wychowania„. Które w świadomości społecznej wielu krajów wciąż odpowiedzialne jest za wszelkie zło. I chociaż już w starożytności filozofowie utyskiwali na ,,rozpuszczenie młodzieży”, dzisiaj zjawisko to zdaje się przybierać groteskowe wręcz wymiary.
Bezstresowe wychowanie w faktach
Tymczasem określenie „bezstresowe wychowanie” nie istnieje w nauce ani w żadnym pedagogicznym systemie. Zagnieździło się w mowie potocznej (!) jako odpowiedź na zupełnie nowe, powstałe w połowie XX wieku idee, sugerujące, że może jednak dziecko to człowiek. Należy mu się szacunek, atencja i traktowanie podobne, jakiego doświadczają (powinny doświadczać) osoby dorosłe.
Mimo że pomysły te były absolutnie słuszne, zostały przeinaczone przez odbiorców i w ich wykonaniu rażąco skarykaturyzowane. Stało się tak, ponieważ za „pozwalaniem na wszystko” (za którym ciągnie się dość niezasłużenie nitka pejoratywnych znaczeń) nie poszedł jednocześnie szacunek i zrozumienie dla procesu dorastania dziecięcej psychiki oraz, co brzmi przerażająco – jego organizmu.
Jednocześnie ze wzrostem zainteresowania rozwojem intelektualnym dziecka (którym jeszcze w XIX wieku niewiele osób się przejmowało), spadały statystyki karmienia piersią. Ludzie uwierzyli, że zapisując dwulatki na drogie zajęcia, robią więcej dla jego rozwoju, niż tuląc od urodzenia.
Jednocześnie ludzie przyzwyczaili się do widoku przedszkolaka przeklinającego własną mamę, bo ta nie podała mu deseru na czas. Wciąż jednak wygodniej jest utyskiwać na rozpuszczenie dzieci, niż spróbować coś zrobić, zreflektować się. Ludzie nie myślą zupełnie o tym, iż może warto maluchowi wyjaśnić, że mama ma prawo być zmęczona, zapominać o niektórych rzeczach czy po prostu wraz z nim przyrządzić w kuchni przepyszny deser w ramach zabawy i wspólnie spędzanego czasu.
Ludzie z niesmakiem patrzą na histeryzujące, w ich oczach „niewychowane” dziecko w sklepie, nie wpadli jednak na pomysł, że ta histeria ma swój powód, nie musi nim być wcale odmowa zakupu nowej drogiej zabawki – chociaż tę właśnie możliwość poda w odpowiedzi większość ludzi, zapytanych, skąd bierze się takie zachowanie. Plus „rozpuszczenie”. Czyli efekt „bezstresowego wychowania”. Rzeczywiście, maluszek krzyczący, usiłujący wyrzucić z siebie frustrację, zmęczenie, rozdrażnienie klimatem centrum handlowego, musi wyglądać na maksymalnie zrelaksowanego. Bezstresowość w każdym calu.
Jak zrozumieć dziecko?
Proponuję małą grę – niedawno na kursie wsparcia dla kobiet karmiących prowadząca uświadomiła mi, jak łatwo zrozumieć dziecko – wystarczy wyobrazić sobie siebie w podobnej sytuacji! Zapiszmy na kartce, jakie uczucia nam towarzyszą, gdy jesteśmy bardzo głodni, a wiemy, że w najbliższym czasie nie mamy szansy tej potrzeby zaspokoić. Zapiszmy, co czujemy, gdy widzimy coś bardzo interesującego, a ktoś z niewyjaśnionych nam przyczyn, wciąż zabiera daną rzecz z naszego zasięgu. Złość, frustracja, agresja, bezradność, niższe poczucie własnej wartości, wola walki? Dzieci to ludzie, tylko młodsi niż ich opiekunowie. Jesteśmy tacy sami. Czujemy dokładnie to samo w analogicznych sytuacjach.
Pozwalam na wszystko – tak, na wszystko, co prowadzi do zrozumienia własnego ciała, własnych procesów psychicznych. Pozwalam na eksplorowanie świata w granicach wyznaczonych przez bezpieczeństwo. Wierzę, że szacunek do mechanizmów zaprogramowanych przez naturę pozwoli moim dzieciom wyrosnąć na ludzi pewnych siebie, szanujących także faktyczne potrzeby innych.
A gdy ktoś uważa, że pozwalając półtorarocznemu dziecku jeść samodzielnie palcami, praktykuję „bezstresowe wychowanie”, reaguję jedynie pobłażliwym uśmiechem. Znalazłam w sobie siłę, przyzwolenie na brak negatywnych reakcji. I to także pomaga być mi bliżej samej siebie, a co za tym idzie w pięknej parze – bliżej moich dzieci.