Dyrekcja bardzo starała się o odpowiedni klimat. I co? Byłam jedyną osobą na sali, która podeszła do dyrektora, aby mu podziękować za to staranie. Podziękowałam też ślicznej policjantce, która obdarowywała dzieciaki pakietami do bezpiecznego poruszania się po drogach.
Potem było małe przyjęcie w klasie. Każda para rodziców ustawiła się przy ławce swego dziecka, które pochłaniało łakocie. Fotografowali jedzące dzieci! Obok biurka TKWIŁA nauczycielka i dwie trenerki. W milczeniu. Na stojąco, bo nie miały odwagi przysiąść.Kiedy podeszłam do nauczycielki i zaczęłam:
– Wie pani, ja także jestem nauczycielką… – zobaczyłam popłoch w oczach kobiety. Jestem przekonana, że była przeświadczona, iż zaraz, powołując się na to swoje nauczycielstwo, wytknę jej jakieś niedopatrzenie, zaniedbanie… – i wiem, ile trudu kosztowało panią, by przygotować tak piękny program z dziećmi, mając tak niewiele czasu do dyspozycji – dokończyłam. I podziękowałam, a pani spadł – Bum! Bum! Wielki Kamień z serca.
NIKT Z RODZICÓW NIE PODSZEDŁ DO NAUCZYCIELKI, NIKT NIE PODSZEDŁ DO TRENEREK!
Ciągle zastanawiam się, dlaczego tak jest? Synowa tłumaczyła, że rodzice jeszcze nie są zintegrowani. Nieprawda, bo po 3. latach pobytu dziecka w przedszkolu grupa rodziców prezentowała taki sam tumiwisizm, obojętność, roszczeniowość(płacimy, więc występy się należą).
NIE PODOBA MI SIĘ TO, CO WIDZĘ, I DOBRZE, ŻE TAK RZADKO WYCHODZĘ Z DOMU!!!
A tak było w przedszkolu
Poproszono nas – dziadków, o zastąpienie rodziców Mai i udział w pokazowym przedstawieniu kończącym całoroczne zajęcia z języka angielskiego w grupie pięciolatków. To było bardzo pouczające przeżycie.
Rodzice z komórkami i aparatami fotograficznymi rozlokowali się na maleńkich krzesełkach. Dzieci odgrywały, oczywiście po angielsku, historyjkę o groźnym trollu i zwierzątkach. Pani od angielskiego, młoda, ładna i sympatyczna, nie wydawała się speszona liczną widownią. To już raczej ja atakowana byłam emocjami z dwóch stron. Za moment moja wnuczka miała dać dowód, czy całoroczne, dodatkowe opłaty za naukę języka miały jakikolwiek sens. Z drugiej strony każda wizyta w przedszkolu, w którym sama kiedyś stawałam przed grupą dzieci jest dla mnie wciąż silnym przeżyciem.
Dzieci wygłaszały swoje kwestie pojedynczo, w duecie lub trójkami. Czyniły to marnie. Nie pamiętały słów, nie potrafiły zatem zilustrować ruchem tego, co mówiły, wpatrywały się bowiem rozpaczliwie w usta pani, która klęcząc na podłodze robiła za suflerkę. Zasady recytacji także były obce małym artystom, odklepywały monotonnie i z ulgą swoje rólki.
Każde dziecko po wygłoszeniu swego udziału słyszało od nauczycielki: very good, very well, bravo, great!! Rodzice, jak to rodzice, gotowali owację po każdym wydukanym przez swą pociechę zdaniu.
Co tu jest very good? – pomyślałam. Jaką motywację mają te dzieci, by dać z siebie więcej, jeśli i tak są pewne pochwały i uznania ze strony pani i rodziców? Czy to tak być powinno, że za wszystko należy chwalić? Takie czasy? Taki trend? Filozofia taka? Nie można powiedzieć dziecku – nie postarałeś się, spartoliłeś robotę, następnym razem musisz włożyć w to nieco wysiłku? Dlaczego tak jest? Bo można dziecku zafundować stres, mówiąc mu bez ogródek prawdę? Bo pani może stracić uczniów, wymagając od nich nieco starania?
Po przedstawieniu nauczycielka wręczała dzieciom dyplomy ukończenia nauki języka, ściskała im rączki i częstowała cukierkami. Kiedy tylko dziecko zgarnęło dyplom i cukierka, rodzice razem z nim w pośpiechu opuszczali salę. Było mi przykro w imieniu tych dzieci i tych rodziców, którzy jeszcze czekali, że umykali świadkowie tego uroczystego momentu, że ważne dla nich było tylko ich dziecko, jego dyplom i jego cukierek. Byłam jedyną osobą (i jedyną przedstawicielką starszego pokolenia), która podeszła do nauczycielki, przedstawiła się i podziękowała jej za całoroczną pracę.
W drodze powrotnej odbyłam z Mają rozmowę. Nie było wyrzutów czy – broń Boże – podśmiewania się. Oznajmiłam mojej wnuczce, że biłabym brawo z większą ochotą, gdyby nauczyła się swojej roli jak należy. Wtedy mogłaby zadbać o gestykulację, mimikę, intonację. Zaprezentować się godniej, bo na więcej ją stać. Majka nie wpadła w depresję. Zgarnęłyśmy Jasia i całą trójką wybraliśmy się na lody.