„I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)” to wbrew pozorom nie jest książka o podróżowaniu. No dobrze, o podróżowaniu też jest, ale opisywane wojaże są jedynie tłem do czegoś większego, czegoś, co nazywane jest rodzicielstwem. Okazuje się bowiem – co dla niektórych może być zaskoczeniem – że wyprawa z niemowlęciem do Tajlandii nie jest szaleństwem, a czymś, co można z rozsądkiem zaplanować, a później pozostaje się już tylko cieszyć swoim towarzystwem i bliskością.
Nie jest to poradnik, który zachęca „rzuć wszystko i jedź odkrywać siebie do Indii”. Jest to książka, która pokazuje, że dziecko niczego nie odbiera, a wręcz przeciwnie – coś daje i uzupełnia. Beata Sadowska uzmysławia, jak wiele radości czerpać można ze wspólnego spędzania czasu, z grzebania w piasku, kibicowaniu biorącemu udział w maratonie tacie czy po prostu z bezczynnego wpatrywania się w morze i niebo.
Z każdej strony emanuje niezwykłe ciepło, troska o siebie nawzajem. MIŁOŚĆ – jednym słowem. Książka kieruje naszą uwagę na coś, co powinno być dla rodziców oczywiste, a co czasem zdaje się umykać.
„To nieprawda, że rozwijają wyłącznie coraz bardziej wymyślne zabawki edukacyjne, to nieprawda, że trzeba inwestować krocie w nowe marketingowe sztuczki handlowców. Wystarczy być. Być obok i z dzieckiem. Patrzeć i widzieć. Słuchać i usłyszeć” – pisze autorka.
Jest to książka, którą powinnien przeczytać każdy rodzic, a szczególnie ten, który dopiero rozpoczyna przygodę z rodzicielstwem – aby się przekonać, że nie musi rezygnować z własnych marzeń, że raczej warto pozwolić dziecku uczestniczyć w ich spełnianiu.