Pomyślałam, że ona wie o czymś, na co ja dopiero czekam, ona jest JUŻ matką. Teraz nasi synowie są już duzi.
Wciąż spotykamy bliższe lub dalsze koleżanki, które są w ciąży. To właśnie dla nich (i ich partnerów oczywiście też) jest najnowsza książka Sylwii. Potem, gdy maluch się rodzi, nie zawsze starcza czasu na cokolwiek, a czytanie może być zbyt dużym wyzwaniem. Myślę, że warto tę książkę przeczytać, gdy czeka się na dziecko albo wtedy, gdy się jest już rodzicem – wtedy przerzucając kartki (Chutnik pisze tak, że przeczytanie książki zajmuje pół wieczoru), kiwa się głową, bo przecież „my to już wiemy”.
Felietony to swoisty przewodnik po rodzicielstwie bliskości, prawdziwy do bólu miłości. „Mama ma zawsze rację” czyta się jak thriller, na szczęście Chutnik dba o to, by czytelnik uśmiechnął się, odnalazł siebie w jej historiach, a nie tylko bał się bycia matką lub ojcem. To nie jest typowa książka, poradnik, to zbiór historii, tabloid napisałby „z życia wziętych”, ba – z życia „zwykłych ludzi”. Młodzi rodzice mają bardzo podobne problemy, oni o tym nie wiedzą, na szczęście Chutnik patrzy na świat tak, by znaleźć w nim miejsce dla siebie i swoich bliskich, to bardzo pomaga. Kolejne strony to coraz to inne opowieści o… życiu rodziny. Wadą książki jest to, że czyta się tak szybko, chce się więcej. Po skończeniu pozostaje przeglądanie kolaży, nie tylko noblistka lubiła przeklejać, interpretować rzeczywistość.
Chciałabym, by każda „pani domu” sięgnęła po tę książkę…
„Mama ma zawsze rację” Sylwia Chutnik, wyd. Mamania, 2012