Nie jest łatwo być rodzicem niejadka, nie jest lekko patrzeć jak dzieci dookoła ze smakiem wcinają owoce i warzywa, pochłaniają całe dania, prosząc o dokładkę, kiedy to nasze dziecko ledwo zjada połowę tego, co ma na talerzu. Nie jest łatwo być rodzicem niejadka, kiedy znajomi i rodzina pouczają nas, wytykają nam błędy, udzielają rad, które i tak nie skutkują.
Bo przecież jako rodzic zrobiłeś już wszystko, prawda? Zachęcanie, zabawianie, nagradzanie, zmuszanie, wszystko działało tylko przez chwilę. Wygrana bitwa, przegrana wojna. Za mamusię zjadł tylko raz, przed tabletem szło mu trochę lepiej, a kiedy obiecałeś nagrodę podziałało, ale kolejnym razem chciał więcej.
Prawda jest taka, że faktycznie żadna z powyżej wymienionych i praktykowanych przez rodziców metod nie działa i działać nie będzie. Trudno się jednak dziwić rodzicowi, który dla swojego dziecka zrobi wszystko, tym bardziej jeśli chodzi o jego zdrowie.
Najgorzej, kiedy próbujemy czegoś co tylko z pozoru pomaga, a tak naprawdę zdecydowanie pogarsza problem. Tak właśnie jest z obiecanymi nagrodami za zjedzony posiłek.
Wiele badań potwierdza, że jest to mało skuteczny sposób. Tak było w przypadku badań przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu Brigham Young i Uniwersytetu Cornell. Badania te wykazały, że wprawdzie w przypadku dzieci starszych, nagradzanie pieniędzmi powodowało, wzrost spożywania warzyw i owoców, jednak w momencie zaprzestania nagradzania, poziom zjadanych warzyw i owoców wracał do pierwotnego poziomu.
Obiecana nagroda zwykle osłabia motywację wewnętrzną dziecka. Najważniejsze jest jednak to, że motywowanie nagrodą płynie z otoczenia, z zewnątrz. A dziecko przecież nie ma jeść, bo życzy sobie tego rodzic, nie ma też jeść, by dostać coś w zamian, ma jeść, bo jest głodne, bo musi żyć, a zatem motywacja musi płynąć z jego wnętrza. Dziecko musi poczuć, że jest głodne lub spragnione. Tylko w ten sposób możemy pomóc mu w samoregulacji, nie możemy więc nagrodą zmieniać czy modyfikować tego jak dziecko je. Jako rodzice musimy zrobić wszystko, aby przyjmowanie pokarmów przez dziecko było odpowiedzią na sygnały, które wysyła mu własne ciało. Jak tego dokonać?
Po pierwsze przestrzegać stałych pór posiłków oraz stałych odstępów między nimi, ograniczać przekąski, nie dopuszczać do spożywania pokarmów przed telewizorem lub w trakcie zabawy. Na uwagę zasługuje tu zwykle owocowy sok, o którym zapominamy, a który to jest traktowany jako przekąska. Dziecko jedząc musi być maksymalnie skupione na swoim talerzu i jego zawartości, nie może się bawić, odchodzić nieustannie od stołu lub jeść w dziwnych miejscach typu kącik z zabawkami czy parapet.
Rodzice nie powinni karmić i zachęcać do jedzenia swoich dzieci. Powinni usiąść razem z nimi przy wspólnym stole i w miłej oraz bezpiecznej atmosferze spożyć posiłek, którego czas nie powinien przekraczać 35 minut. W przypadku dzieci, które spożywają spore ilości płynów, należy monitorować dzienną ilość wypitych płynów i jeśli będzie takie wskazanie, ograniczyć podawanie picia na 40 minut przed posiłkiem. Jedząc nie zachęcamy mówiąc, że to tylko jeszcze jedna, ostatnia łyżka. Dziecko musi poczuć, że jest najedzone, musi to zakomunikować, a my rodzice, powinniśmy to zaakceptować.
Ale jak zakomunikować? Przecież moje dziecko jeszcze nie mówi? Takie pytanie z nieukrywaną dozą zdziwienia, w tym momencie zadają rodzice. To, że dziecko jest jeszcze małe, nie znaczy, że się nie komunikuje. Odwrócona głowa, zaciśnięte zęby lub buzia, ręka, która odpycha kolejną łyżkę, zniecierpliwienie to tak naprawdę głośne NIE. Nie chcę już jeść, nie mam już miejsca, nie mogę… I chociaż nam rodzicom zwykle wydaje się, że to za mało, tylko nasza akceptacja pomoże uniknąć pogłębiających się problemów z jedzeniem; pozwoli dziecku poczuć głód czy sytość i sprawi, że posiłek przestanie być polem bitwy.