Jako rodzice działamy w takich sytuacjach tak, jak umiemy najlepiej. Najczęściej w taki sposób, w jaki sami byliśmy uczeni radzenia sobie w sytuacjach konfliktowych. Często automatycznie wchodzimy w rolę „sędziego”, który zaczyna dochodzić, kto zawinił, kogo ukarać, a komu zadośćuczynić. Inną często przyjmowaną rolą jest „doradca”, który chce szybko rozwiązać konflikt, więc proponuje, jak to zrobić. A czasem „rodzic-twardziel” zostawia załatwienie sprawy dzieciom, w myśl zasady – mają sobie w życiu sami radzić…
A jak można inaczej? Można na konflikt spojrzeć z innej perspektywy niż zazwyczaj. Takjak proponuje podejście Porozumienia bez Przemocy (NVC), którym się kieruję zarówno w życiu rodzinnym, jak i zawodowym, oraz którego uczę na warsztatach.
A mianowicie – konflikt może być szansą na kontakt, na lepsze poznanie siebie i drugiej osoby. Może być okazją do autentycznego i głębokiego bycia razem. Oczywiście w codziennym wirze obowiązków, zadań i terminów ciężko spojrzeć na nagle pojawiającą się kłótnię dzieci (no i szalejące między nimi emocje), jak na okazję do budowania relacji. Ale może warto? Bo taki sposób postrzegania konfliktów może pomóc zmienić nasz sposób działania w sytuacjach konfliktowych…
W Porozumieniu bez Przemocy patrzymy na zachowania swoje i innych osób przez pryzmat potrzeb. Wszystko, co robimy i mówimy, wynika z próby zaspokojenia ważnych dla nas potrzeb (np. równości, uwzględnienia, akceptacji, szacunku). Gdy więc nasze dzieci się kłócą, chcą w ten sposób zaspokoić jakieś swoje potrzeby i prawdopodobnie nie znalazły w danym momencie innego sposobu, w jaki mogłyby to zrobić. Ta kłótnia to desperacka próba zadbania o swoje potrzeby. Ja jako rodzic mogę wesprzeć dzieci w dotarciu do ich potrzeb (nazwaniu ich) oraz w ich wzajemnym zrozumieniu.
Wróćmy do kanapy, na której przysiadłam na chwilę i już niestety na niej nie siedzę, bo energicznie kieruję się w stronę pokoju dzieci. Słyszę dochodzące z niego głośne krzyki i płacz. Po głowie krążą mi myśli „Czy tak zawsze musi być, kiedy na chwilę usiądę?”, „Czy ja muszę jeszcze ich godzić po tym całym męczącym dniu?”, „Czemu oni są tacy niedobrzy dla siebie?”. Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu. Takie lub podobne myśli mogą się pojawić w głowie rodzica. Warto je zauważyć i przyjrzeć się, na co ważnego dla rodzica one tak naprawdę wskazują. To moment na spokojny wdech i zapytanie siebie: „Czego teraz potrzebuję ja? Co jest dla mnie ważne?”. Być może tęsknię za spokojem, za odpoczynkiem, może za łatwością, a może boję się o prawdziwą więź między moimi dziećmi…
Ten moment zatrzymania jest bardzo istotny. Pozwala rodzicowi na nawiązanie kontaktu ze sobą i własnymi potrzebami. Przynosi ulgę i pozwala osłabnąć napięciu, które narosło w rodzicu od momentu pojawienia się konflitu między dziećmi. Tym samym zwiększa prawdopodobieństwo zareagowania wobec dzieci w taki sposób, który jest zgodny z jego wartościami i tym, jak chce w rodzicielstwie rozwiązywać spory.
Wchodzę do pokoju. Widzę, że jedno dziecko odpycha drugie, które to próbuje sięgnąć po zabawkę schowaną za plecami pierwszego. Dzieci zawzięcie mocują się ze sobą. A gdy widzą mnie w drzwiach, zaczynają jeszcze jedno przez drugie: „Ona zabrała mi zabawkę”, „A on powiedział, że jestem głupia”. Co zrobić w tej sytuacji?
Mój „sędzia”, „doradca” czy „twardziel”, czekają gotowi, żeby wkroczyć do akcji. Ale ja już nie chcę zapraszać ich do działania. Nie takich sposobów chcę uczy swoje dzieci. Chcę pomóc dzieciom rzeczywiście się porozumieć. Sięgam po narzędzia Porozumienia bez Przemocy (korzystam z umiejętności rozwiniętych na intensywnym kursie mediacji NVC). Co to oznacza?
W opisywanej sytuacji proponuję, by rodzic usiadł w pobliżu dzieci i bez oceniania (bez przyklejania etykiet „niegrzeczne dzieci”, „to niesprawiedliwe” itp.) za to z ciekawością i otwartością pobył z nimi. Popatrzył na to, czego w danej chwili doświadczają, przez pryzmat ich niezaspokojonych potrzeb. A następnie wsparł je w dotaraciu do tych potrzeb oraz we wzajemnym ich usłyszeniu i zrozumieniu. Jak konkretnie? Poprzez okazywanie empatii zarówno jednemu dziecku, jak i drugiemu. Wspieranie wymiany komunikatów między nimi przy jednoczesnym tłumaczeniu tego, co mówią, na język uczuć i potrzeb. Jest to swoisty taniec pomiędzy tym, co jest ważne dla jednego dziecka i tym, co jest ważne dla drugiego dziecka. Bez interpretowania, doradzania, rozwiązywania za dzieci. Bycie z nimi i tworzenie bezpiecznej przestrzeni do tego, by powiedziały, co jest dla nich ważne, przy jednoczesnym wspieraniu wzajemnego usłyszenia się.
To najefektywniejszy sposób na rozwiązanie konfliktu między rodzeństwem i jednocześnie wzmocnienie wzajemnej – tak bezcennej – relacji między nimi. Pamiętam, jak jeszcze w trakcie kursu mediacji NVC zdarzyła się sytuacja kłótni między moimi dziećmi, a ja z ciekawością chciałam przećwiczyć mediacje NVC. Zapytałam córkę o jej uczucia i potrzeby, a następnie to, co usłyszałam, przekazałam do syna. Dalej zapytałam syna o to, co jest dla niego ważne i jego słowa przetłumaczyłam na potrzeby i przekazałam do córki. Przy drugiej takiej wymianie dzieci „mi uciekły”, bo nawiązały kontakt i w mgnieniu oka rozwiązały sobie same problem i ustaliły nowe, dogodne dla obu stron, warunki zabawy.
Jeśli tylko pomożemy dzieciom nawiązać zerwany kontakt (czyli doprowadzimy do tego, że zrozumieją nawzajem swoje potrzeby), dzieci same szybko wypracowują zadowalające je rozwiązanie problemu. Nikt nie kończy wtedy konfliktu w poczuciu porażki czy upokorzenia, co jest częste, gdy działamy jako rodzic „sędzia”, „doradca” czy „twardziel”. Dzięki mediowaniu wg NVC każde z dzieci wychodzi z konfliktu z szacunkiem dla siebie i dla drugiego dziecka. A tylko wtedy jest szansa na wzmacnianie zdrowej więzi między rodzeństwem.