Odkrywanie mindfulness to książka napisana przez dwie doświadczone trenerki medytacji uważności, które dzielą się swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat współczesnego podejścia do popularnej aktualnie medytacji. I choć każda z nich przeszła inną drogę i inaczej zagłębiała się w praktykę, to mają wiele punktów wspólnych.
Książka składa się z trzech części, które omawiają błędne założenia osób, chcących rozpocząć medytację mindfulness. I tak te błędne założenia dotyczą istoty medytacji (część pierwsza), efektów (część druga) i okoliczności (część trzecia). W każdej części znajdziesz kilka mniejszych podrozdziałów, które omawiają poszczególne aspekty.
Jeżeli jednak chcesz się dowiedzieć, jak zacząć medytację, to niestety, z tej książki tego się nie dowiesz. Dużo jest o błędach i niewłaściwych założeniach, mało o samej praktyce i sposobach jej prowadzenia. Nie ma słowa o tym, jak zacząć i jak się w tym rozwijać, poza sugestią, że należałoby to robić z certyfikowanym nauczycielem.
Odkrywanie mindfulness. Szczerze o medytacji uważności
Skoro szczerze, to teraz będzie szczerze również o książce. Przede wszystkim mam wrażenie, że jej autorki, szczególnie Pani Małgorzata, są bardzo… napuszone. I wiem, że jest to dość brutalne określenie, ale to jak wiele razy pojawia się w wypowiedziach pejoratywne określanie innych praktyków mindfulness czy innych nauczycieli, pokazuje, że to napuszenie faktycznie jest obecne.
Co mam na myśli? Przede wszystkim wyższość z jaką autorki mówią o swojej praktyce i swoim doświadczeniu. Między wierszami czyta się wówczas, że są po prostu lepsze od innych. I może faktycznie są lepsze, może mają większe doświadczenie i przeszły dłuższą drogę niż inni praktykujący czy uczący praktyki, ale to nie daje nikomu prawa do tego, by w taki sposób wypowiadać się o innych. Z niektórych wypowiedzi przebija pogarda. A to sprawia, że ja z tymi paniami nie chcę praktykować.
Co więcej pogarda ta skierowana jest nie tylko w kierunku nauczycieli/trenerów, ale i zwykłych praktyków. Niemalże cała książka to wytykanie innym, co robią źle. Gdybym faktycznie była miłośniczką mindfulness (nawet taką na własne potrzeby), to po tej lekturze bym się zniechęciła, jako pseudopraktyk (tak autorki określają niektórych laików w temacie).
Co znajdziesz, a czego nie znajdziesz
Nie podoba mi się też ciągłe podkreślanie, że prawdziwą praktykę można rozpocząć wyłącznie z „prawdziwym nauczycielem”, „w prawdziwym ośrodku”, „z prawdziwym instruktorem”. I tak, należy ostrzegać osoby początkujące i bez doświadczenia przed fałszywymi nauczycielami, którzy chcą wykorzystać czyjąś dobrą wolę czy zainteresowanie. Jednak takie stawianie siebie na piedestał (bo z tekstu wynika, że ten „prawdziwy nauczyciel” to jedna z pań) jest dla mnie jeszcze większą czerwoną flagą niż brak certyfikacji nauczyciela.
Czytając nie poczułam się niestety zachęcona do medytacji. Nie poczułam zaproszenia. Nie wiem więcej, niż widziałam przed. Wiem za to, że bez „prawdziwego przygotowania” to nawet nie powinnam się za to zabierać. A nie o to chyba chodzi w praktyce uważności.
Czuję niesmak. Autorki zamiast pokazać, co mają do zaoferowania, wprowadzić w świat medytacji mindfulness, pokazały mi jedynie, że inni są gorsi. To mnie nie przekonuje.
Przykro mi, bo potencjał, który był w tej książce, został poważnie zmarnowany.