Było o matce, która jest głównym filarem rodziny niezależnie od swojej siły (wtedy filar jest mocny) lub jej braku (filar się sypie). Minął kawał czasu. Czy zmieniła się perspektywa? Warunki? Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie biorąc pod uwagę niedawną wypowiedź jednego z biskupów dotyczącą tego, że czymś niewłaściwym jest uczenie chłopców sprzątania po sobie, bo od tego są dziewczynki… Zatrważające jest to, że wiele matek niestety właśnie tak chowa synów. Nie umieją wyjść poza przedawnione schematy.
Ale, ale!!! Dla równowagi przyjrzyjmy się ojcom. Jak bardzo potrafią utrudnić dorosłe życie swoim dzieciom? Uwaga, jeśli ojciec ma zaburzenia osobowości lub problemy psychiczne, rodzina zawsze będzie miała dużą trudność, by w miarę bezproblemowo funkcjonować. Ale większość przypadków toksycznych tatusiów wynika ze złych wzorców, niewiedzy, braku pewnych umiejętności lub lenistwa.
Zła wiadomość:
Jak to trafnie ujął Antoni Kępiński: „Koloryt naszego świata wywodzi się od matki”. W naszej kulturze to ona ma większy wpływ na wychowanie syna, którego traktuje ulgowo i córki. Nawet nowoczesne kobiety potrafią wpajać dzieciom zatrważające komunikaty (synusiowi: jesteś cudny niezależnie od tego, jak się zachowujesz, bo to wina twojej żony; córce: kobieta bez mężczyzny jest nikim). Oczywiście to się zmienia, ojcowie zaczęli się angażować, ale też przybywa rodzin, w których ojca nie ma.
Dobra wiadomość:
Czasy rzeczywiście się zmieniają. Mężczyźni są bardziej świadomi swojej roli w życiu dziecka i rodziny. Są bardziej gotowi do partnerskich relacji i brania odpowiedzialności za wychowanie potomstwa.
Zatem – w czym przejawia się toksyczność ojca? Wszystkie poniższe przykłady są autentyczne i pochodzą z mojej praktyki jako psychologa.
Agresor
Niestety nadal główny typ. Skutki są różne, przyczyna ta sama: przemoc. W naszej kulturze klaps, jako metoda wychowawcza cały czas ma się całkiem dobrze. Przy użyciu pasa jest skuteczniejsza. A i nie zaszkodzi dać w pysk nieznośnemu małolatowi. Efekt? Dziecko jest nauczone, że kto silniejszy, ten rządzi. Konflikty będzie rozwiązywać siłą, pięścią będzie domagać się szacunku.
Badania pokazują, że w dorosłym życiu syn będzie bił swoją żonę i dzieci, jeśli taki model bycia w rodzinie wyniósł z domu. Córka z dużym prawdopodobieństwem wybierze przemocowca (żeby mu służyć i żeby się go bać), bo w innej relacji będzie czuła się nieswojo – nie zna innego życia, nie umie dać się dobrze traktować, zwłaszcza przez mężczyznę.
Paweł, kiedy wypije, traci nad sobą kontrolę. Potrafi zdemolować mieszkanie, rozliczyć dzieci ze „złego” zachowania, porachować żonie kości. Leszek też pije, ale nie bije. Nieprzytomny zalega w różnych częściach osiedla. Nieraz narobił w gacie. Cały czas twierdzi, że ma nad piciem kontrolę, a pije, bo żona zła, ptaszek przeleciał, ptaszek nie przeleciał…
Marcin nie bije, nie brudzi bielizny. Pod wpływem alkoholu staje się bardzo towarzyski. Mimo braku pieniędzy zaprasza kolegów. Nie bierze pod uwagę, że dzieci nie mogą spać, że rano nie będą miały śniadania, bo goście wszystko zjedzą. Czasem, jeśli żona ma zaskórniaki, to rano pobiegnie po bułkę i margarynę. Ale często nie ma.
Dzieci Pawła, Leszka i Marcina to DDA: dorosłe dzieci alkoholików. Odgrywają różne role. Na pewno nie zwykłego dziecka. Ktoś powie: patologia. Tak, tyle że w „normalnych” domach też mieszkają truciciele.
Sławka dzieci nigdy nie są głodne. Sławek jest dyrektorem marketingu, bardzo dobrze zarabia. I nie pije. Ma córkę i nowo narodzonego syna. Żona nie pracuje. Sławek wymaga ciągłej uwagi, rozlicza żonę z każdego wydanego grosza, jej wszystkie koleżanki są głupie, a ona, jak nie zmądrzeje, to zostanie z niczym i jeszcze jej zabierze dzieci. Niektórzy tacy jak Sławek biją, inni „tylko” wyzywają, szantażują, wrzeszczą, obrażają się, rozbijają meble, niszczą rzeczy żony.
Stefan ciężko pracuje i nie wyobraża sobie, żeby dzieciak mu pyskował. Wyniósł z domu nakaz szacunku dla ojca, który siłą wymuszał bezwzględne posłuszeństwo. Dyskusje? Przekonywanie? Po co? Ma być tak jak on powie i koniec. Stefan uważa, że wyszedł dzięki temu na ludzi, więc jest to właściwa metoda.
Mirek nie bije, nie demoluje mieszkania. On ciężko pracuje. Rzadko jest w domu, a jeśli, to zwykle jest zmęczony albo zły. Frustracje zawodowe odreagowuje na dziecku, żonie, pani do sprzątania – ktokolwiek się nawinie, jest dobrym buforem. Obraża się, gniewa, nie odzywa, albo wręcz przeciwnie: ma „wspaniałe” pomysły i domaga się ich natychmiastowej realizacji, bo jak nie, to foch. Czasem wyzwie dziecko od tumanów, żonę od głupich krów z sianem zamiast mózgu. Zły jest głośno i często, ale potrafi też być miły. Żona, czasem zawstydzona jego niekontrolowanym wybuchem „przy ludziach”, spuszcza oczy i mówi, że tak naprawdę to on jest dobrym człowiekiem.
Dziecko, które jest ofiarą przemocy (z alkoholem w tle lub bez) ma dużą trudność, by zdrowo funkcjonować w życiu osobistym. Co ciekawe: w korporacji świetnie sobie radzi (dlaczego? To inny temat). Ma zaniżone poczucie własnej wartości, które często maskuje agresją, mobbingiem, manipulacją. Zawyżone zapotrzebowanie na aprobatę powoduje nadwrażliwość na niedocenienie i ciągłą potrzebę rywalizacji bez umiejętności znoszenia przegranej. Takie dziecko w życiu dorosłym jest albo nadmiernie ambitne, albo zrezygnowane. Nie wierzy, że zasługuje na awans, szczęście w miłości, dostatnie życie. Bez terapii raczej nie jest możliwe, by cieszyło się z… czegokolwiek. Czasem próbuje, ale nie wierzy w zmianę, męczy siebie, często także otoczenie. Wszyscy ponoszą ogromne koszty zatrutego dzieciństwa.
Nieobecny
Dla świętego spokoju – oczywiście własnego, bo na pewno nie dziecka – zgodzi się na najdziwniejsze pomysły swojej żony, zaakceptuje jej styl rodzinny, zrezygnuje z „wtrącania się” w sprawy organizacyjne. Jeśli umie się wyłączyć – usuwa się, więc niby jest obecny, a jednak go nie ma. Jeśli nie wszystko mu pasuje albo codzienne obowiązki go męczą, postara się o wyjazd na placówkę lub o pracę w innym mieście. W efekcie dziecko niby ma pełną rodzinę, ale uczy się, że ojciec jest „gdzieś tam”. Tak, wiem: względy ekonomiczne, bezrobocie, itp. W takim przypadku można mieć czyste sumienie, ale efekt niestety jest ten sam. Synowi trudno się będzie odnaleźć w relacji, w której partnerka będzie oczekiwała aktywnego współudziału. Córka z domu wyniesie poczucie, że wszystko ma być na barkach kobiety, że to ona jest niezastąpiona, musi być odpowiedzialna za całość rodziny i samodzielnie wszystko ogarniać. Więc jak znajdzie zaradnego męża, ubezwłasnowolni go. On najpierw może nawet chcieć się angażować, ale przepędzony raz i drugi szybko się nauczy, że to jednak duża wygoda mieć pełną obsługę.
A ona pada na twarz.
Nieprzytomny
Żona go wygoniła, to poszedł. Albo sam odszedł – często do mamusi – bo ona za dużo wymagała. Wydaje mu się, że nie może widywać się z dzieckiem. Tak naprawdę to tego nie wie, bo nie próbował z nią niczego ustalać albo skapitulował po pierwszej nieudanej próbie. Czy chciałby? No pewnie! Ale jak przychodzi co do czego, to nie ma czasu, pomysłu, cierpliwości.
Wielu ojców chce się zajmować swoimi dziećmi i umie to robić, ale wielu tylko udaje. Nie przychodzi na umówione spotkania albo je odwołuje, bo „coś” mu wypadło. Do dziecka dociera, że nie może na niego liczyć. Więzi zanikają. Dziecko ma poczucie winy i krzywdy – to bardzo obciążająca mieszanka.
Zdarza się, że ojciec nie umie się zająć małym dzieckiem, ale przytomnieje, kiedy ono dorasta. Wtedy jest szansa na odbudowanie relacji. Tak, wiem: są matki, które utrudniają lub wręcz uniemożliwiają kontakt – pisałam o tym w artykule o toksycznych matkach. Tu podkreślam: jeśli była partnerka nie jest toksyczną matką, to odpowiedzialność za relacje z dzieckiem i ich jakość leżą także po stronie ojca.
Ciamajda
Potocznie zwany pantoflarzem. Nie ma własnego zdania, a nawet jeśli, skarcony szybko tuli uszy po sobie. Żonę ma ekspansywną, władczą, przekonaną o swoich racjach i nieomylności. Często obydwoje nie zdają sobie sprawy z tego, że żona jest przemocowcem. On toleruje deptanie przez nią wszelkich granic (jego i dziecka), bo jest zbyt leniwy, by zareagować, albo zwyczajnie się boi. Sam z siebie nie truje, ale pozwala na trucicielstwo żony. Nie umie ochronić swojego dziecka. Ba! Najczęściej w ogóle mu nie przyjdzie do głowy, że powinien. Nie widzi, że dzieje się coś złego. Co ciekawe: taki typ wywodzi się ze szczęśliwego domu. Nie jest nauczony przemocy, więc nie widzi, że „coś” jest nie tak. Uważa, że despotyczna żona i matka to „nic takiego”. Nie wspiera dziecka – chyba, że po kryjomu w wielkiej tajemnicy. Wtedy pół biedy, dziecko ma poczucie, że co prawda w konspiracji – ale jednak może na ojcu polegać. W efekcie dom rodzinny to albo ciągłe pole walki pomiędzy matką a dzieckiem, z zerwaniem kontaktów włącznie (na jakiś czas lub na stałe), albo pełna kapitulacja i wyuczona bezradność dziecka w życiu dorosłym.
Ofiara
Typ silny psychicznie (sic!) z kochającej, ciepłej rodziny. Takich wybierają toksyczne kobiety z zaburzeniami zachowania lub wręcz zaburzeniami osobowości. W domu jest jak na rollercoasterze: góra i dół. Miłość i nienawiść. Sielanka i zawartość jego szafy za oknem. Wydawałoby się, że on powinien sobie poradzić. Okazuje się, że ma z tym problem. Daje się bić, poniżać, oszukiwać. Toleruje awantury. Pozwala na rujnowanie życia. Sobie i dziecka. Demolkę i zniszczenia rzeczy tłumaczy jej ognistym temperamentem. Czasem szuka wsparcia w otoczeniu, ale nie po to, by rozwiązać problem, a po to, żeby znaleźć najmniejsze potwierdzenie, że ona się zmieni. Nie wyciąga wniosków. Liczy na cud. Walczy o pełną rodzinę. To może trwać bardzo długo, bo toksyczne relacje uzależniają. Adrenalina na zmianę z endorfinami to szatańska mieszanka. Nie jest łatwo się wyzwolić. Może też być tak, że wstydzi się szukać pomocy, bo jak to: facet nie umie sobie poradzić z babą?! Otóż sam nie da rady, bo nie ma wiedzy i umiejętności radzenia sobie w tak ekstremalnie trudnej sytuacji.
Dzieci z takiego związku nie mają poczucia bezpieczeństwa. Przyzwyczajają się do funkcjonowania w dużej uczuciowej amplitudzie. Trudno im będzie zbudować normalną, spokojną relację. Toksyczność ojca polega tu na słabości mimo swojej siły i życiu w złudzeniach, które przedkłada nad bezpieczeństwo emocjonalne swoich dzieci.
Ojciec królewny
Deklaratywnie – to dotyczy ojców córek – ona jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Zapewnia ją, że jest najpiękniejsza, najmądrzejsza, nadzwyczajna. Niestety: kiedy znudzi mu się jej matka, odchodzi i nie będzie miał czasu na dopieszczanie swojej królewny.
Tomasz rozpieszczał swoją córkę, jak tylko mógł. Chodził do przedszkola i pouczał panie, jak i co mają robić. Jak tylko jego królewna cokolwiek chciała – natychmiast to dostawała. A nawet jak nie chciała, ale on zobaczył coś atrakcyjnego u innego dziecka, stanowczo domagał się podania źródła zakupu. Pierwszy szok królewna przeżyła w szkole. Prywatnej, więc tatuś dzięki pieniądzom mógł wymagać. Ale nie mógł nakazać wszystkim dzieciom, aby lubiły jego królewnę. I nagle królewna nie jest w centrum zainteresowania, dzieci nie chcą jej słuchać, nie robią tego, co ona każe. Z oczka w głowie staje się nieakceptowana, odpychana. Naprawdę nie rozumie, co się dzieje.
A do tego przychodzi ten dzień, że ojciec odchodzi. Królewna nie wie, o co chodzi. Co zrobiła nie tak, że tatuś ją zostawił? Że nie jest już dla niego najważniejsza? Ma poczucie winy: może tatusia zawiodła i dlatego odszedł? I poczucie krzywdy: jak mógł?! W efekcie, jako dorosła kobieta albo będzie bała się zbliżenia i relacji z obawy przed porzuceniem, albo będzie miała wzmożone zapotrzebowanie na męską aprobatę, co będzie się przejawiało flirtowaniem z każdymi spodniami w zasięgu wzroku, nawiązywaniem krótkotrwałych, powierzchownych relacji lub wikłaniem się w związki z mężczyznami żonatymi, bo brak stałości jest tym, do czego przywykła. I każda kobieta będzie jej wrogiem. Może się podporządkować, ale jak znajdzie okazję, z największą rozkoszą wbije sztylet w plecy.
Nie każdy tatuś królewny odchodzi. Bywa, że hołubi ją tylko do momentu, w którym przestaje być dzieckiem. Nie umie zmienić relacji, więc żeby nie być posądzonym o molestowanie, woli się wycofać z okazywania czułości. Tak zrobił Jan. Nadal kochał swoją córkę, ale jakoś trudno mu było okazywać akceptację i wyrażać uczucia prawie kobiecie. Do tego miał jej matkę. Więc jakoś tak się stało, że z królewny stała się tłumokiem sprawiającym problemy.
Kiedy ojciec się emocjonalnie odsuwa, królewna nie wie, co się dzieje. Ta granica – przejście z białego w czarne – jest trudno uchwytna. Ale królewna czuje i widzi, że już nie jest jak dawniej i nie wie, dlaczego. Najczęściej odsuwa się od rodzinnego domu, szukając aprobaty w używkach, dziwnych znajomościach, niebezpiecznych relacjach. Ponieważ królewna została przez ojca porzucona emocjonalnie (nieświadomie), czuje w sercu dziurę. Jej łatanie zawsze jest trudne i bolesne. Dla wszystkich.
Szkodnik
Typ równie szkodliwy co agresor, tyle że szkodzi nie używając siły. Wręcz przeciwnie: jest miły, „dbający”, nastawiony na „dobro” dziecka. Dlatego jest bardzo niebezpieczny: uzależnia dziecko od swojej „dobroci”. Robi to tylko po to, żeby poprawić samopoczucie sobie, nie dziecku.
Andrzej ma 16. letnią córkę. Z jej matką żyje w konkubinacie. Nie ma już między nimi namiętnego seksu, ale śpią w jednym łóżku, przytulają się, partnerka robi mu śniadania i prasuje koszule, kiedy wyjeżdża w delegacje. A wyjeżdża często, bo jest przedstawicielem handlowym. Pewnego razu wyjechał jak zwykle: po wspólnie zjedzonym śniadaniu, z jedną wyprasowaną koszulą na grzbiecie, drugą zapakowaną do gustownej walizki. Wrócił – także jak zwykle – po dwóch dniach. Zasiedli do wspólnej kolacji. Kiedy poszedł do łazienki, zadzwonił jego telefon. Konkubina – czego nie robiła nigdy wcześniej – odebrała. Okazało się, że jej partner zapomniał jej o czymś powiedzieć: że podczas tego wyjazdu… ożenił się. Świadkiem rozmowy i tego, co działo się później, była ich dorastająca córka. Ale to nie koniec tej historii. Matka jest przytomna, ogarnięta, po utracie zmysłów z rozpaczy doszła jednak do siebie i stwierdziła, że jego nie chce znać, ale córka niech się z ojcem spotyka. Do czasu, kiedy okazało się, że ojciec prezentami chciał załatwić sprawę uczuć. Wręczał je w restauracji podczas wystawnej kolacji (tylko tam zabierał nieletnią córkę, innego pomysłu nie miał) i namawiał ją do picia wina.
Irek miał szczęście do pieniędzy, ale nie miał do żony: przestała tolerować jego zdrady i odeszła. Mają nastoletniego syna. Irek nie może zrozumieć, jak żona mogła zrezygnować z luksusu, jaki jej zapewniał. To on miał pieniądze, jej się po rozstaniu powodziło zdecydowanie gorzej, jednak nie chciał odebrać żonie dziecka – bo co by z nim na co dzień robił. Za to używał syna do kontrolowania tego, co robi była żona. Kupował chłopakowi bardzo drogie ciuchy, obdarowywał najnowszymi gadżetami. I toczył przyjemną rozmowę: co słychać? Co u mamy? Kto ją ostatnio odwiedzał? Czy rozmawia przez telefon w ukryciu? Pisze SMS-y? I żalił się, jak to go niesprawiedliwie potraktowała, jaka była niedobra, niewdzięczna, egoistycznie rozbiła rodzinę… Sączył jad w młode uszy. Chłopak zaczął traktować matkę jak główną krzywdzicielkę i wroga. Na szczęście ona nie straciła zimnej krwi. Stawiała granice, wymagała – od syna i byłego męża. Chłopak dorósł, pewne rzeczy mógł sam ocenić. Jego świat runął drugi raz: to nie matka okazała się wrogiem. Długo dochodził do tego, aby znowu mieć poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa.
Piotruś Pan
Wieczny chłopiec. Nie nadaje się ani do wspólnego życia, ani na dobrego ojca. Skoncentrowany na swoich przyjemnościach. Domaga się od otoczenia uznania, miłości, szacunku, sam daje niepewność i brak stałości. Są kobiety, które lubią ten typ, bo ma fantazję, umie uwodzić, jest dobry w łóżku. Dzieci chce mieć, oczywiście! Tyle że nie chce i nie lubi angażować się w prozę życia. Kobiety szybko mu się nudzą, ciągle potrzebuje nowych doznań. Jak straci pieniądze, nie będzie ujmą na jego honorze bycie na utrzymaniu kolejnej naiwnej. W pakiecie z nią weźmie także jej przyjaciółkę.
Olo ma ciepłe spojrzenie, zrobione zęby, poczucie humoru. Szuka miłości. Chce być kochany. Tyle że sam nie kocha. Systematycznie zmienia kobiety. Przy każdym rozstaniu zaprasza na pożegnalną kolację. To mu poprawia samopoczucie. Rozpacz kolejnej porzuconej dokarmia jego ego. Kiedyś miał żonę. Szybko się zorientowała, że nie jest jedyna. Odcięła kasę, przejęła firmę. Jako jedna z nielicznych. Najczęściej niestety kobiety dają się takim typom wykorzystywać, finansowo i emocjonalnie. Nie wiedzą, że wytrwałość i możliwość utrzymania uwagi na jednym obszarze jest u takich na poziomie pięciolatka.
Olo dziećmi nigdy się nie zajmował. Nie miał czasu, pochłonięty coraz to nowymi fascynacjami: sporty walki, rower, taniec, nauka chińskiego, kurs pisania kryminałów. Wszystko tylko na chwilę – dłuższą (jak taniec – ale tam miał wiecznie bijące orzeźwiające źródło kobiet) lub krótszą (jak chiński). Kiedy jedna z rozczarowanych nim pań powiedziała, że jest starym dziadem w krótkich majtasach, obraził się. Przecież jest fantastyczny. Jednak źle znosi świadomość, że czas biegnie nieubłaganie. Ma ponad 50 lat.
U Piotrusia Pana poczucie bycia wyjątkowym przeplata się z poczuciem beznadziejności. Toksyczny jest głównie dla siebie. Jest rozczarowany światem i tym, że jest niedoceniany. Dla dziecka jest słabym oparciem, raczej okazjonalnym, tylko jak ma dobry humor.
Niektórzy nie chcą używać słowa „toksyczność” w odniesieniu do ludzi. Uważają, że każdy dorosły jest sam odpowiedzialny za własne życie i nie może „zwalać” winy na rodziców. Ja uważam, że winnych… nie ma. Każdy postępuje, jak umie. Przemocowcy to albo ofiary przemocy w przeszłości, albo ludzie z zaburzeniami osobowości. Gadżeciarze najczęściej wyszli z biedy i tylko poprzez rzeczy umieją się dowartościować (na chwilę) lub wyrażać uczucia (kocham to dam; nie kocham, bo nie zasłużyłaś – nie dam). Niedojrzały Piotruś Pan nie dojrzewa, bo tak mu wygodnie. Nieobecny, ciamajda, ofiara i tatuś królewny bardzo często nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich decyzji i postępowania. Nie umieją przewidzieć konsekwencji, nie widzą skutku odroczonego w czasie. Toksyczność pasuje jak ulał: trucizna sączy się powoli. Częściowo otoczenie się uodparnia, ale przychodzi czas przesilenia i… terapii.
A jeśli nie, ofiara trucia staje się trucicielem.
Warto walczyć o normalność – pójść na terapię, czytać książki, szukać informacji. Samemu toksycznemu lub samej jego żonie będzie bardzo trudno, ale ten trud zaprocentuje w przyszłości – w życiu toksycznego i jego rodziny.
Artykuł powstał we współpracy z portalem dla kobiet KobiecyStyl.pl
Czytanie ze zrozumieniem – bp. Gądecki powiedział – „Obecnie groźnym wyzwaniem jest – lansowana pod płaszczykiem programu równościowego – ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki”.
Z tekstu nie wynika, że dziewczynki powinny sprzątać ze stołu. Z tekstu wynika, że biskup sadzi, że sprzatanie ze stołu przez chłopców podoba się niektórym rodzicom.
Odwołując się do ostatniego akapitu: jakie książki przedstawiają toksyczne wzorce i sposoby radzenia sobie z nimi/naprawy?
John – polecam książkę Toksyczni rodzice (C. Buck, S. Forward).
A ja sie nie zgadzam, ze winnych nie ma- jak tak mozna powiedziec? To czyjes zycie a nie pudelko platkow co sie rozwalilo w sklepie..
Niemniej po 1 wspolczuje kobietom zdradzanym, robionym w ptzyslowiowego konia itd bo one najwiecej bedw musialy znosic i przepracowac.. a takich typow wyslalabym daleko w kosmos bo sa gorsi niz przestepcy.. Nie nadaja sie do spoleczenstwa zdrowego. Nie ma co tlumaczyc takich osob, tylko uciekac.
W większości przypadków niestety tak
jest, aczkolwiek nie u wszystkich. Ja jestem po rozwodzie mam córeczkę z którą utrzymuję stały kontakt. Nadal jest dla mnie wszystkim i największym szczęściem. Nigdy ale to dosłownie nigdy nawet nie uniosłem na nią głosu nie mowa o klapsach. Zdarzało się że czasem coś nabroiła, ale to jest dziecko, więc poniekąd to normalne. Nie uznaję krzyków bicia. Preferuję spokojną rozmowę i tłumaczenia co też robiłem i w rezultacie więcej zdziałałem w ten sposób niż była żona krzykami i biciem. Uważam że nie sztuką jest być tylko rodzicem. Sztuką jest być rodzicem a zarazem przyjacielem dla dzieci żeby nie bały się gdy coś zrobią nie tak że dostaną lanie oraz nawrzeszcy rodzic. A w sytuacji kiedy jest się też przyjacielem wiadomo że przyjdzie powie tatusiu źle to czy tamto zrobiłam dzięki czemu można wówczas pomóc we właściwym czasie.
toksyczny
Pani Anno, napisała Pani, że dziecko, które jest ofiarą przemocy, w korporacji świetnie sobie radzi – dlaczego? Czy może Pani rozwinąć tę myśl?