Temperamentne dziecko. Każdy rodzic zmierzył się kiedyś z żywiołem, jakim jest jego dziecko. Czasem ten nagły przypływ energii, wyrażający się bieganiem, skakaniem czy też krzykiem i awanturą, wynikał z niewyspania, czasem z frustracji, stresu czy przebodźcowania.
Są jednak dzieci, których temperament jest nieco inaczej skonstruowany, niż „przeciętnie”. To dzieci, których rozwój nie wykazuje zaburzeń, ale różnią się one od swoich rówieśników. Dokładniej słyszą, a dźwięki mogą być dla nich zarówno przyjemnością, jak i autentycznym fizycznym bólem. Mają silniejszy węch, co powoduje, że są w stanie rozróżnić składniki obiadu, zanim je w ogóle zobaczą. A niektóre zapachy mogą przyprawiać je o autentyczne mdłości. To również te dzieci, którym ból sprawia metka, sztuczne dodatki do materiałów, z których uszyte są ubrania czy też zbyt silny uścisk lub przytulenie.
Ich układ nerwowy jest tak skonstruowany, że pewne rzeczy czują bardziej niż inni. Mogą przejawiać większą aktywność. Lęk przed nowościami lub zmianami. Silną wytrwałość, określaną przez rodziców jako upór czy też dużo większą intensywność reakcji.
Często takie dzieci określane są jako „niegrzeczne”, roztargnione, dynamiczne.
Etykiety i łatki
Przypinanie im tego rodzaju łatek, etykiet (szczególnie tego „niegrzecznego” dziecka, co w ogóle nic nie oznacza) tylko pogłębia problem. W myśl samospełniającej się przepowiedni, dziecko po prostu zaczyna się zachowywać tak, jak jest nazywane.
Dr. Mary Sheedy – Kurcinka w swojej książce „Temperamentne dziecko” mierzy się z tymi problemami i krok po kroku wyjaśnia, jak się z nimi uporać.
Jak najkrócej można by streścić tę książkę? To po prostu skuteczna „instrukcja obsługi”. W cudzysłowie, bo dziecko nie jest maszyną, że wystarczy poznać mechanizm działania i wszystko gra. To człowiek, który też zmienia się na przestrzeni lat i w toku swojego dorastania. Ale ta książka daje naprawdę praktyczne i skuteczne porady – przetestowane na moich własnych dzieciach.
Zacznij od słów – temperamentne dziecko ich potrzebuje
Punktem wyjścia dla autorki jest zmiana słownictwa. Gdy ustalisz, że Twoje dziecko należy do grupy temperamentnych (w książce jest „podręczny, startowy” sposób identyfikacji), zmień słowa, które do niego kierujesz. Zamiast mówić, że jest uparte – powiedz, że jest wytrwałe.
Jak masz powiedzieć, że jest strachliwe – powiedz, że jest ostrożne i z rozmysłem podchodzi do nowych rzeczy. Zamiast mówić, że jest histeryczny -że jest ekspresyjny.
To nie jest czarowanie rzeczywistości. To jej odczarowywanie. Bo czyż każdej z tych cech nie da się przekuć w zaletę. Dziecko „uparte” będzie doprowadzało swoje sprawy do końca. To nie jest wada. Samo określenie jednak jest nacechowane negatywnie, dlatego lepiej je zmienić na wytrwałe. Dziecko „strachliwe” nie sięgnie po wszystkie nowości w zasięgu ręki, łącznie z tymi, do których będą je namawiać koledzy. Czy to źle? Też nie. Znak, że jest ostrożne, a to dużo lepsze określenie.
Gdy zmienisz swoje postrzeganie i określanie dziecka i to, z czym masz problem zaczniesz widzieć, jako potencjał i obszar do rozwijania. Zmienisz swoje podejście do malucha.
Praca, współpraca i rozwój – jak temperamentne dziecko staje się Twoim cudem
W kolejnych rozdziałach autorka pokazuje, jak radzić sobie z określonymi cechami, które wskazują na to, że dziecko jest temperamentne.
Przede wszystkim sugeruje, by przyjrzeć się temu, czy dziecko jest introwertykiem czy ekstrawertykiem. To bardzo istotne rozróżnienie, ponieważ zupełnie zmienia strategie działania. Dziecko, które jest introwertykiem potrzebuje chwili dla siebie. Całkowitego odcięcia od świata, od ludzi i od bodźców, bo w ten sposób ładuje swoje baterie i zyskuje energię do kontaktu ze światem.
Dziecko, które jest ekstrawertykiem potrzebuje ludzi, by te baterie naładować i móc potem wykonywać takie zadania, jak sprzątanie pokoju samodzielnie czy odrabianie lekcji, gdzie nie ma przy nim innych ludzi i musi być samo ze sobą.
Znalezienie tych źródeł energii dla dziecka (w samotności lub towarzystwie) powoduje, że wiesz, jak zadziałać, by pomoc maluchowi złapać oddech.
Na przyjęciu urodzinowym starszaka, introwertyczny maluch może Ci urządzić prawdziwy armagedon, gdy koledzy rodzeństwa będą dla niego zbyt przytłaczający. Dlatego znajdź sposób, by pozwolić mu pobyć samemu. Weź go do przygotowania tortu, zabierz na spacer z psem – odetnij od towarzystwa, by mógł odpocząć i się zregenerować.
Zbyt długa nauka, czytanie lektury czy konieczność spędzenia samotnie czasu w pokoju dla ekstrawertycznego dziecka będzie podobną torturą, jak towarzystwo z poprzedniego przykładu. W ramach przerwy od lekcji zabierz swojego ekstrawertyka na zakupy. Zabierz go na lody. Porozmawiaj z nim i skup się w pełni na jego ekspresyjnych potrzebach. W ten sposób odzyska energię niezbędną do dalszej nauki.
Podejmij wyzwanie zamiast toczenia wojny
Zdaniem autorki Temperamentnego dziecka rodzice, którzy żyją z takim maluchem, opisują swój dom i swoją codzienność jako pole bitwy.
Dzieje się tak dlatego, że zwalczają w nim te jego silne cechy, zamiast je zaakceptować i na ich podstawie budować przestrzeń do współpracy. Na czym ta akceptacja polega?
Wytrwałe dziecko nie porzuci układanki tylko dlatego, że wołasz je na obiad. To potencjalne pole konfliktu. Jak można to rozwiązać? Przede wszystkim trzeba uprzedzić malucha, że za pięć lub dziesięć minut będzie posiłek na stole. Niech zacznie już się przygotowywać do przerwy. Dziecko nie zostanie nagle oderwane od pracy, bo już zostało uprzedzone.
Po drugie, zapytaj wytrwałe dziecko, czy potrzebuje pomocy w zakończeniu układanki lub jaki etap jej ukończenia będzie dla niego ok, by zrobić przerwę. Jeżeli dziecko wskaże jakiś punkt, to powiedz, że ma 10 minut na dojście do tego momentu i tyle. Od razu cudów nie będzie, ale z czasem nauczy się, że to wiążąca informacja i będzie odkładać zabawę. Jeżeli powie, że odejdzie dopiero, gdy zrobi całość – powiedz jasno i stanowczo (ale nie wrogo), że do ukończenia (przerwy) ma 10 minut. Jeżeli się wyrobi to super, jeżeli to będzie musiało przerwać tu, gdzie ten czas upłynie. Tu też cudów nie będzie, ale z czasem będzie łatwiej, aż stanie się po prostu łatwo 🙂
Jakie korzyści płyną z takiego podejścia?
Gdy wołasz dziecko od razu do posiłku może być opór, złość, ociąganie, frustracja – a to działa na Ciebie. Też zaczynasz się złościć i mamy błędne koło. Jeżeli uprzedzisz – dziecko wie, czego się spodziewać. Nie jest zaskoczone, więc opór i frustracja (choć mogą wystąpić) mają mniejsze nasilenie. Dziecko widzi, że szanujesz jego wytrwałość, że rozumiesz jego potrzebę dokończenia pracy. Nie bronisz jej dokończyć. Wskazujesz na przedział czasowy i etapy, a to daje dziecku przestrzeń do zorganizowania własnej aktywności. Nie dezorganizujesz jego planu, a dajesz przestrzeń na jego modyfikację i dostosowanie. (Więcej przykładów i podpowiedzi znajdziesz w książce, którą naprawdę serdecznie polecam)
Najprościej można powiedzieć, że dr Kurcinka stawia na szanowanie dziecięcych potrzeb, ich cech temperamentu i wynikających z tego określonych zachowań. To oczywiście nie jest „rozpieszczaniem”. Choć wielu rodziców, którzy zastosują te rady, może taki zarzut usłyszeć. W naszym kraju ciągle „doceniane” i szanowane jest tresowanie dzieci pod własną wizję. Traktowanie ich jak bezwolne istoty, które mają się podporządkować rodzicom. Podejście, w którym rodzic stara się zrozumieć dziecko, uszanować jego odrębność, potrzeby i możliwości jest uważane za „rozwydrzanie”. Rodzic zaś słyszy, że dał sobie wejść na głowę i dziecko nim manipuluje. Dzieci nie manipulują. Owszem, sprawdzają, testują, próbują rodziców. Ale to nie jest manipulacja, tylko ustalanie granic – dziecko chce wiedzieć, gdzie przebiega granica cierpliwości i pozwalania. Ona pozwala mu się czuć bezpieczenie.
Temperamentne dziecko i jego rodzice
W dalszej części książki autorka podpowiada jak postępować z dziećmi, które mają jeszcze „bonusowe” cechy, które utrudniają dojście do porozumienia. Podpowiada jak zorganizować przestrzeń i czas, by dzień i codzienne aktywności i obowiązki przebiegały łatwiej i by unikać awantur.
Stawia nacisk na „planowanie sukcesu”. To unikanie potencjalnych sytuacji konfliktowych, a jeżeli nie da się pewnych okoliczności uniknąć, przygotowywanie dziecka na to. Może się pojawić: dużo ludzi, dużo hałasu, czy wiele zmian, które mogą je wytrącić z równowagi i niech da znać, gdy zacznie się już spinać, a wtedy rodzic pomoże mu to napięcie rozładować.
Takie podejście to nie tylko szacunek do dziecka, ale również uczenie go rozpoznawania swoich emocji i panowania nad nimi. Nie tłumienia! Panowania. Dziecko z biegiem czasu, przy takim podejściu rodzica, uczy się przejmować kontrolę nad emocjami. To ono decyduje, które i jak ujawni, a które rozładuje w akceptowalny sposób. Emocje tracą kontrolę nad dzieckiem.
Takie podejście zaprocentuje temu młodemu człowiekowi w przyszłości. Gdy sam stanie się dorosły i będzie mierzyć się z wyzwaniami w swoim dorosłym życiu.
Zakończenie
Kończąc. Czytałam wiele poradników dotyczących wychowania. Wiele z nich pełnych było ogólników (zaspokajaj dziecięce potrzeby), wiele zawierało rady, które w zderzeniu z rzeczywistością całkowicie przegrywały, wiele wymagało od rodzica nadludzkiej cierpliwości.
Dlatego do tej książki podeszłam z ogromną rezerwą, żeby nie powiedzieć niechęcią 😉
Ponieważ staram się mieć otwarty umysł, zdecydowałam się sprawdzić w praktyce – jak działają wskazówki (konkretne wskazówki, całe zdania, które można do dziecka powiedzieć!) podane przez dr Mary. Choć, co muszę dodać, moje dzieci nie wpisują się w obraz temperamentnych, naszkicowany przez autorkę.
I zadziała się magia! Płacz, wybuch emocji, bunt czy inne dynamiczne reakcje można utulić (nie stłamsić, a utulić i to jest piękne) w ciągu zaledwie kilku chwil. Wystarczy spojrzenie dziecku w oczy (co wymaga czasem przykucnięcia), spokojny ton i próbę rozpoznania targających dzieckiem emocji. Zamiast uciszyć szalejące emocje, trzeba je przyjąć, zrozumieć ich przyczynę (okazać dziecku tę próbę zrozumienia) i zaproponować pomoc.
Droga, jaką dr Mary proponuje do zrozumienia zachowań, pomaga zrozumieć dziecko (z czego np. wynika bunt przed przyjściem na posiłek lub spóźnianie się do stołu itp.). Od zrozumienia bliżej do porozumienia.
Zachęcanie dziecka do współpracy i tworzenie mu warunków, w których ta współpraca może się odbyć z poszanowaniem i rodzica i dziecka pomaga budować więź i sprawia, że dom przestaje być polem bitwy. Staje się miejscem wzajemnego zrozumienia.
Autorka bardzo duży nacisk kładzie na to, by rodzic zadbał o siebie (co też jest rzadkością w takich poradnikach). To daje ogromne wsparcie i pomaga pozbyć się poczucia winy. To nie jest źle, że „o, teraz się na sobie skupiam, zamiast z dziećmi czas spędzać”. Pamiętaj, że zregenerowany rodzic, jest lepszym rodzicem.
W newralgicznych momentach stosuję rady z tej książki i nigdy wcześniej tak szybko nie udało mi się wyciszyć i uspokoić nerwowości u dzieci, jak teraz. Temperamentne dziecko to po prostu „must have” każdego rodzica 🙂
Gorąco polecam. Przetestowane. Sprawdzone 🙂
[…] Niespokojny maluch to książka, która porusza temat uczenia się siebie nawzajem – rodziców i dziecka. Dotyczy jednakże maluszków do 18 miesiąca życia. Jeżeli widzisz u siebie temperamentne dziecko, wydaje Ci się, że Twój maluch to właśnie taki „szczególnie wyposażony” człowiek, ale ma więcej niż półtora roku, możesz sięgnąć po inną książkę autorki, pod tytułem „Temperamentne dziecko„. […]