Szacunek – czym on w ogóle jest? Kiedy dyrektor mego liceum wychodził ze swego gabinetu i kroczył korytarzem, milkły rozmowy, a ci co przykucnęli akurat lub siedzieli na ławkach wstawali na moment. Na znak szacunku.
Kiedy w czasie lekcji do klasy wchodził inny nauczyciel, wszyscy uczniowie wstawali. Też po to, by okazać szacunek.
***
Szukałam w Internecie definicji szacunku. Nie ma ich zbyt wiele. Ale spośród tych, które znalazłam zapadła mi w emocje jedna:
Szacunek jest to grzeczność połączona z troską o uczucia i dobro drugiej osoby.
Czyli uraziłabym uczucia dziadków nie cmoknąwszy ich w rękę? Ano tak.
Ale moje wnuczęta na „dzień dobry” wieszają mi się z radosnym kwikiem na szyi albo przytulają mocno. Moje uczucia nie czują się urażone ani trochę. Młodzież nie zwraca uwagi na przechodzącego dyrektora i nie zrywa się z ławek, by powitać nauczyciela. Pedagogom także zdaje się to nie przeszkadzać.
Zamyśliłam się. Jak to obecnie z tym szacunkiem jest? Umarł w czasach mego dzieciństwa czy istnieje pod inną postacią?
Z pewnością żadnej postaci szacunku nie mieli zamiaru demonstrować młodzi mężczyźni w autobusie, którym niedawno jechałam. Na zwróconą grzecznie uwagę, bo okrutnie klęli, usłyszałam:
– Sp…j moherowy berecie!
Moje odczucia zostały urażone podwójnie. Ba! Potrójnie nawet. Uwaga nie odniosła skutku, żaden ze współpasażerów się nie odezwał, a do filozofii moherowych beretów bardzo mi daleko. Zresztą na głowie nie miałam niczego.
Szacunek – co to takiego?
Jeśli wychowywany „bezstresowo” kilkulatek niegrzecznie, niekiedy wulgarnie odnosi się do rodziców, uraża ich odczucia czy nie? Okazuje brak szacunku? Wydawałoby się, że tak, ale może to tylko MOJE wrażenie, a jego rodzice wcale nie czują się urażeni. Wszak bezstresowe wychowanie na tym między innymi polega, że nie stresuje się dziecka konsekwencjami jego postępowania.
No, dobrze. Ale… pewien młody, bliski mi człowiek postrzegany jest przez wszystkich wokół jako uosobienie szacunku wobec starszych. Jest uprzejmy, nie podnosi głosu, nie przerywa wypowiedzi, z uwagą patrzy na mówiącego (tak, tak, to też ważne, jeśli chodzi o prezentowanie grzeczności). Poproszony o pomoc chętnie jej udziela. Sam także ją proponuje. Ideał? To dlaczego jestem taka wkurzona, kiedy na kolejne spotkanie (wielkanocne, bożonarodzeniowe, imieninowe, na takie zwyczajne, towarzyskie także) spóźnia się i każe wszystkim czekać na siebie? Reszta przywykła, nie reaguje już, a ja myślę, że z tym jego szacunkiem to coś nie tak i że takie lekceważenie wyznaczonej pory spotkania nie ma nic wspólnego z troską o moje uczucia.
A gdzie je ma, te uczucia moje ktoś, dla kogo jestem klientem lub petentem? Stałam kilka dni temu, oddzielona szerokością lady u złotnika, który miał zreperować mój srebrny łańcuszek. Stałam i stałam, a złotnik wespół z zegarmistrzem omawiali jakieś prawno-skarbowe kwestie pochyleni nad wydrukiem z paragrafami. Jakbym nie stała. Jakby mnie wcale nie było. Dla szacunku miejsca w tym pomieszczeniu nie było także.
Szanowanie wczoraj i dziś
Ponoć przed wojną wpajało się młodym sprzedawcom i usługodawcom, że klienta należy traktować z szacunkiem. Obecnie szacunek okazuje się co zamożniejszym klientom banków. No, może jeszcze w małych sklepikach na moim ryneczku, bo ich właściciele od lat znają każdego z osiedla. Jak jest z szacunkiem w sklepach-molochach, publicznych przychodniach, szpitalach, szkołach – lepiej nie mówić.
Ale przecież nie tylko lekceważenie lub gniewne odnoszenie się tych, od których jesteśmy w tym momencie zależni, jest przejawem braku szacunku.
Każdy z nas zna grzecznych, miłych, sympatycznych ludzi, którzy notorycznie nie dotrzymują obietnic, zawalają terminy, nie oddają na czas pożyczonych rzeczy. Taka postawa godzi w uczucia i dobro drugiej osoby i także jest przejawem braku szacunku.
Szperając tu i tam, doczytałam się, że szacunek należy się nie tylko ludziom. Zwierzętom i przyrodzie także. Tradycjom i obyczajom, które składają się na kulturę i historię narodu…
Zdaje się, że dotknęłam wierzchołka lodowej góry. Dalej nie wiem, czy istnieje w narodzie szacunek czy jedynie wymuszona przez zwierzchnika zawodowa grzeczność. Jednego jestem pewna, szacunku, jaki by nie był, dzieci uczą się obserwując pilnie rodziców. Może warto odkurzyć to pojęcie wapniaków?