Pola na urodziny dostała dwie lalki Barbie. Do tego kucyka Pony, kolorowankę z księżniczkami, bajkę na DVD o przystojnym księciu, który ożenił się z piękną królewną. No i różowo-fioletową sukienkę. Każda z tych rzeczy pokazuje Poli, że trzeba być piękną (ewentualnie różową), by być szczęśliwą.
Mama Poli codziennie robi staranny makijaż przed wyjściem do pracy, więc Pola nieraz przygląda się temu rytuałowi. Ma też swoje cienie i pędzelki, a czasami maluje paznokcie w różowo-białą krateczkę (jest to możliwe dzięki lakierowi w formie naklejek, które Pola uwielbia, podobnie jak jej mama – są szybkie i bezproblemowe, a do tego mają fajne wzorki).
Tata Poli mówi o niej „moja księżniczko” i jeśli tylko może – przychyla jej nieba.
Pola na razie naprawdę czuje się księżniczką. Ma przecież 4 lata i te wszystkie piękne rzeczy, które ją otaczają. Ma łóżko z baldachimem i bajki puszczane wieczorem w telewizji, które tylko to potwierdzają.
Pola jednak niedługo pójdzie do szkoły, gdzie zderzy się z innymi księżniczkami oraz chłopcami, z których żaden nie zechce być w jej oczach księciem.
Czy będzie stara i brzydka?
Troszkę później wkroczy w wiek dojrzewania i zobaczy w lustrze (także w złośliwym lustrze koleżanek) całą prawdę. Zobaczy, że nosek mógłby być nieco bardziej smukły (zadarty, pękaty, szpiczasty…), że w pasie za dużo, że piersi nie takie, nogi za krótkie albo zbyt krzywe, wzrostu zbyt mało lub zbyt dużo i w ogóle cała Pola nie taka.
Będzie się dołować jeszcze bardziej, patrząc na piękne dziewczyny w telewizji, prasie kolorowej czy nawet na ulicach. I poczuje się brzydka.
Parę lat później poczuje się też stara, bo przecież młodsze od niej dziewczyny już osiągnęły to czy tamto, a ona? No tak, uczy się, no niby w całkiem fajnej szkole, ma konkretne cele, ale jednak ta aktorka ma tylko 19 lat, a już o niej słyszeli wszyscy. A tamta piosenkarka to chyba nawet mniej i już nagrywa drugą płytę.
Pola stara i brzydka będzie się odtąd czuła regularnie co jakiś czas. Gdy tylko jej nastrój obniży się z powodu pogody czy osądu w pracy lub w towarzystwie będzie się jej przypominało, jaka jest „naprawdę”.
A jak czuje się Julka?
Julka nie miała w domu telewizora. Biedna – mówiła o niej dalsza rodzina, ale się nie wtrącała. Oglądała czasami bajki, ale jak była trochę starsza (pierwsze po trzecich urodzinach, ale włączane okazjonalnie) i były to starannie wybrane przez rodziców bajki spokojne, z miłą muzyką, powoli montowane, często stare, np. Krecik, Reksio czy bajki polskiej szkoły animacji.
Julka nie ma zbyt wielu plastikowych zabawek – pseudo-edukacyjnych, które zaśmiecają umysł złą wymową automatu, elektronicznymi melodyjkami i bodźcowaniem światłami. Rodzice wybierają dobre książki, drewniane samochody, klocki, domki i kolejki. Ma szmaciankę, jaką miała jej babcia. Razem z mamą szydełkują dla niej sukienki (mama szydełkuje, a Julka patrzy i podaje włóczkę). Ma też kukiełki na palec, sporo gier planszowych i wiele zabawek, które sama wymyśliła. Z butelki plastikowej, z kartonu po paczce pocztowej, rolek po papierze toaletowym, a jesienią z kasztanów, żołędzi i plasteliny.
Książki Julki pokazują emocje, innych ludzi, także starych i brzydkich albo tych o innym kolorze skóry czy chorych. Często opowiadają historie, w których tatuś zajmuje się domem lub prasuje, a mama jedzie np. w delegację. Czasami mówią o miłości, czasami o empatii, o stracie czy o wartościach. Nie ma w nich różowych księżniczek, których jedynym zadaniem życiowym jest znaleźć księcia. I białego konia. Zamiast tego dziewczyny jeżdżą na tych koniach same. Odwiedzają dalekie kraje i ciesząc się życiem, spotykają równie jak one ciekawych chłopców.
A czy Julka będzie stara i brzydka?
Trudno rodzicom znaleźć książki, które mają dobrą treść i jeszcze są ładnie zilustrowane, ale starają się i jakoś im to wychodzi.
Julka jest traktowana poważnie i sprawiedliwie. Jeśli się nie zgadza z mamą lub bratem – szukają nowego, lepszego rozwiązania. Gdy jest jej smutno, zawsze może się do kogoś przytulić i pożalić. Nikt jej nie mówi, że to nieprawda, że tak się czuje.
Julka też się czasami maluje, jak jej mama. Ale tylko na wielkie wyjście. Jej mama bezpiecznie czuje się także bez makijażu i mówi, że go nie potrzebuje, gdy idzie do warzywniaka.
W jej domu nie ma kolorowych magazynów, chyba że te nudne o polityce lub te nieco ciekawsze o designie. Julka na urodziny dostała prezenty dyskretnie zamówione przez jej rodziców. Były to gry, książki, interaktywną mapę świata, piłkę, klocki i zestaw do doświadczenia z ziemniakiem i prądem. Z tego ostatniego ucieszył się też tata i od razu złożyli baterię.
Stara i brzydka – piękna wewnętrznie!
W domu Julii nie używa się przezwisk, nawet tych miłych. Słucha się uważnie, co inni mówią i zawsze szuka się dobrego dla wszystkich rozwiązania. Julia poszła do przedszkola w ostatnim roku obowiązku przedszkolnego, wcześniej była w domu na przemian z tatą, mamą i nianią. Każdy z nich traktował ją serio i wspierał jej emocjonalność i rozwój psychiczny, uważając, że to najważniejsza sfera dziecka.
Julia w takim otoczeniu rosła wewnętrznie, czuła się ważna i potrzebna, choć nikt nie nazywał się skarbuniem czy królewną. Czuła się zrozumiana i wysłuchana, i nauczyła się tak traktować innych. Okazało się to słuszne, bo ci inni też ją tak traktowali. Wiedzieli, że ona tego oczekuje i że to dobrze się sprawdza w komunikacji. Miała też jedną przyjaciółkę od serca. Była to raczej zwykła dziewczynka, ale miała wielkie serce i kochających rodziców.
Julia w okresie dojrzewania patrzyła w lustro, ale częściej odbijała się w oczach swoich rodziców i dziadków. Nauczyła się nie tylko tego, że sama w sobie coś znaczy, ale także tego, że rzeczy nie zmieniają tego stanu.
Pola i Julia nie istnieją. Bo nie ma domów idealnie złych mimo dobrych chęci i miłości, ani idealnie wspaniałych, w których wszyscy robią dokładnie to, co trzeba w odpowiednim momencie. Tak się nie da! I choć Poli i Julki nie ma, to jednak postawy i wpływy są. Dlatego warto się starać i świadomie poszukiwać ciekawych wpływów na nasze wychowanie.
Mieć czy być?
Mieć czy być. Wyglądać czy być. W teorii odpowiedzieć jest bardzo łatwo, każdy powie „być”. W praktyce mówimy „mieć” i kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy. Tylko dlatego, że „trzeba”, „wypada”, „inni już mają”, „przecież wszyscy…” i dodajemy „wyglądać” i robimy sobie zabiegi na twarz, na brzuch, nawet na waginę, malujemy się zbyt mocno, by dodać sobie otuchy na ważnym spotkaniu. Jakby od tego coś miało zależeć.
Jeśli ktoś wie, że coś znaczy, to nie będzie szukał potwierdzenia w wyglądzie ani rzeczach, które posiada. Będzie się czuł wolny i będzie szczęśliwy sam ze sobą. Czy to nie jest największy skarb, który możemy dać dzieciom?
Oczywiście nie znaczy to, że mamy nic nie mieć. Chodzi jedynie o to, by od tego posiadania nie uzależniać swojego „być”, sensu życia i bycia tym, kim się jest (i kim się chce być).
Wiem, że nie sami wychowujemy, że wpływ na dzieci ma przedszkole, szkoła, przyjaciele, znajomi, ich rodzice, babcie czy inni ludzie, których spotykamy. Także książki i filmy, których rodzice nie wybierają, które dzieci oglądają przypadkiem, u znajomych, a gdy są starsze – bo tak zdecydowały. Uważam jednak, że podstawy wynosi się z domu, fundament, na którym można budować i przebudowywać, zmieniając to, co na kolejnych piętrach, a nie to, co w ziemi. Jeśli możesz zbliżyć się do ideału Julki – to spróbuj i zaobserwuj, jak twoje dziecko rozkwita.
Staro i brzydko czujemy się, bo sami zapędziliśmy się w kozi róg – przez zmiany gospodarczo-polityczne i kulturowe. Przez to, że zapominamy o prawdziwych wzruszeniach, o głębokich doświadczeniach, nie karmimy sfery duchowej.
Tylko papka.