„Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci” jest to książka, która nie tylko uwrażliwia, ale też otwiera oczy. Otwiera i powoduje, że przecierasz je ze zdumienia. Gdy dowiadujesz się, że dzieci w kryzysie psychicznym, które muszą być hospitalizowane, leżą na korytarzach. Lub gdy dowiadujesz się, że łóżka na oddziałach psychiatrycznych dla dzieci ustawiane są na dostawkę, a do dostawki jest dostawiana kolejna. To dramat. Dramat, którego ofiarami są przede wszystkim dzieci.

I choć Marta Szarejko w swojej książce „Stany ostre” rozmawia przede wszystkim o trudnej sytuacji dzieci potrzebujących pomocy, to nie pomija też samych pacjentów. Rozmawia o nich z głęboka empatią, szacunkiem i podmiotowością. Mimo że nie ma mowy o żadnym konkretnym dziecku (bo i nie może być mowy ze względu na tajemnicę lekarską).
Książka jest głosem tych dzieci, które potrzebują profesjonalnej i systemowej pomocy, w której szpital jest ostatnim etapem, a nie jedynym. Jest też głosem psychiatrów, którzy robią wszystko – mimo braku możliwości i rozwiązań – by tylko pomóc swoim pacjentom.
Stany ostre – co znajdziesz w książce
Książka podzielona jest na piętnaście rozdziałów, które dotyczą określonych problemów, z jakimi mierzą się dzieci w kryzysie psychicznym. Podział wynika w dużym stopniu ze specjalizacji psychiatry, z którym rozmawia autorka książki – Marta Szarejko. Jeden z nich swoją pracę koncentruje wokół wspierania osób z ADHD, inny pomaga dzieciom z zaburzeniami odżywiania, kolejni wspierają dzieci cierpiące z wielu innych powodów.
I choć przerażające jest to, jak wiele niektóre z tych dzieci muszą unieść, to dodatkowo dramat ten pogłębiany jest przez liczne środowiska i systemy, w których to dziecko funkcjonuje.
Wiele rodzin to rodziny dysfunkcyjne. Rodzice nie radzą sobie z wychowaniem dzieci lub są nieobecni (fizycznie lub emocjonalnie). Niektórzy z rodziców porzucają swoje dzieci, gdy sobie z nimi nie radzą lub gdy wyruszają za granicę do pracy. Pęd za pieniędzmi, posiadaniem i własnością jest tak silny, że dzieci schodzą na liście rodzicielskich priorytetów na dalszy plan.
Dalej mamy szkołę. Nauczyciele – pedagodzy, którzy poza przekazaniem wiedzy powinni też kształtować w dzieciach określone postawy, wyłapywać nieprawidłowości i wspierać swoich podopiecznych, stają się często żandarmami, których jedynym celem jest… zaprowadzenie dyscypliny. Tłumią w dzieciach ich dążenie do niezależności, własnego zdania i określenia własnej tożsamości. Wpychają ich w ramki i zamykają jakąkolwiek możliwość dyskusji.
Oczywiście nie wszyscy są tacy. Ale gdy słyszy się lub czyta o sytuacjach, w których dla nauczycieli jedynym rozwiązaniem jest karanie, zawieszanie czy usuwanie dziecka ze szkoły, to aż ręce opadają. Często bowiem to nauczyciel jest jedyną osobą, która mogłaby dziecku pomóc, gdy rodzina zawodzi. Gdy dziecko sobie nie radzi, gdy jest w kryzysie – to właśnie w szkole powinno znaleźć bezpieczną przystań i możliwość bycia wysłuchanym. Niestety.
Szkoła coraz częściej umywa ręce i robi wszystko, by zgadzały się jej statystyki, a nie kondycja ich podopiecznych.
Zawodzi praktycznie wszystko, każdy system
Kolejne środowisko, które odrzuca dziecko to społeczność lokalna. Jedna z kobiet, która rozmawiała z autorką, pracuje w niewielkiej miejscowości, w której problemy psychiczne dzieci rozwiązuje się… spowiedzią i modlitwą.
Trzeba się pomodlić, by kryzys minął. I choć dla wielu wiara jest naprawdę wsparciem, jest dla nich siłą, to w przypadku depresji, zaburzeń odżywiania, czy schizofrenii nie rozwiąże problemu. To tak jakby grypę chciał przepędzić modlitwą. No nie da się.
I na koniec organizacja pomocy psychiatrycznej. Wprowadzona po pandemii reforma nic nie rozwiązała. Przeciwnie. Skomplikowała system i sprawiła, że jeszcze trudniej się w nim odnalezień.
Placówka psychiatryczna pierwszego kontaktu powinna być łatwo dostępna. Tymczasem brakuje setek (!) psychiatrów, psychologów i terapeutów, by zasilić kadry tych miejsc. Jak mają działać, gdy brakuje personelu?
Stany ostre to nie tylko trudności dzieciaków
Wszyscy rozmówcy, którzy zabrali głos w książce, zgodnie mówią, że szpital powinien być ostatnim etapem. Mimo tego, z braku innych możliwości, wielu z nich przyjmuje na oddział dzieci, by udzielić im pomocy. Czasem po to, by wyrwać je z trudnego środowiska rodzinnego lub rówieśniczego. Czasem po to, by zapewnić dostęp do terapii, której potrzebują. Inaczej, by te dzieci nie miały szans na odzyskanie równowagi.
Psychiatria w Polsce to dramat. Dramat dzieci, ich rodzin i lekarzy. Niestety, temu dramatowi ciągle się przyglądamy, bo ciągle brak systemowych rozwiązań.
Książka uzmysławia, w jaki wielkim zagrożeniu żyją dziś nasze dzieci i jak bardzo potrzebują wsparcia od podstaw – w naturalnym środowisku (rodzina, szkoła, rówieśnicy). Uświadamia też jak ważna jest szybka i wczesna interwencja i jak wiele dobrego mogłaby zdziałać.