Halo, ze mną coś nie tak, czy może to moja córeczka nie potrafi docenić gestu? Nie, to chyba jednak o mnie się rozchodzi. Padam na kanapę porażona myślą, że dałam się wciągnąć w zabawkowy przemysł. Przemysł, który wzbudza w rodzicu poczucie winy, jeśli nie zasypie swojej pociechy stertą gratów, które mają ponoć jak nic innego rozwijać kreatywność, sprawność manualną, inteligencję, czyli generalnie wszystko to, co chcemy, żeby nasze dziecko miało rozwinięte. Bardziej od dziecka sąsiadki, ma się rozumieć.
Tak patrzę na półtoraroczną dziewczynkę, która z ogromnym namaszczeniem przygląda się pudełku. Najpierw na zmianę to otwiera je, to zamyka. Potem biegnie po klocki i wrzuca wszystkie po kolei, aby po chwili wysypać je z powrotem na podłogę. Sięga po misia i próbuje go wcisnąć do kartonu. Ale nie da się, misiu za duży, a pudełko za małe. Ale lala przecież się zmieści. Tak, lala się zmieści! Bo lala przecież mniejsza. Lenka chwyta pudełko z lalą i próbuje się wdrapać, nie wypuszczając go, na kanapę. Oj, chyba się nie da. Karton wypada z rączek, a z kartonu wypada lala.
Zabawa, która z pozoru pozbawiona jest sensu, staje się źródłem nie tylko frajdy, ale i wiedzy o świecie i fizyce. Żeby coś włożyć – trzeba pudełko otworzyć. Misiu jest za duży, więc się nie mieści, zmieści się za to mniejsza lala. A gdy coś wyleci z rąk, musi upaść. Naukowo rzecz ujmując, można by się rozwodzić nad tym, że Lenka przez zabawę zwykłym pudełkiem, uczyła się porównywania wielkości obiektów (baza do rozwijania dalszych umiejętności matematycznych) i rozumienia związków przyczynowo-skutkowych.
A ja, głupia, myślałam, że do tego potrzebny jest interaktywny laptop!
Nie, nie jest potrzebny. Nie dziwi mnie już ponadczasowa popularność takich zabawek jak klocki, lalki, misie czy przedmiotów, które w teorii zabawkami nie są, takich jak pudełka, garnki, chochle. To właśnie najprostsze zabawki są niezastąpione w rozwijaniu kreatywności i rozbudzaniu ciekawości. Nie migające ustrojstwo, które od dziecka wymaga tylko tego, aby coś nacisnąć, a reszta dzieje się już sama.
„Jeśli kiedykolwiek obserwowaliście dziecko z tekturowym kartonem i pudełkiem kredek, jak tworzy statek kosmiczny ze sprytnym pulpitem sterowniczym, albo jeśli podsłuchaliście, jak improwizuje zasady, takie jak na przykład «Czerwone samochody mogą prześcignąć inne», to rozumiecie, że ten impuls, żeby zmusić zabawkę do czegoś więcej, leży u podstaw nowatorskiej zabawy dziecięcej. Jest to także kwintesencja kreatywności” – mówi Bill Gates.
Uff, poczucie presji, żeby kupować dziecku zabawki high tech, jakby mniejsze.
A Lenka, całkowicie nie zważając na moje egzystencjalne olśnienia, dalej bawi się kartonem.
Bibliografia:
Cytat pochodzi z książki „Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!” Carla Honore.
Partnerem artykułu jest szukamlapka.pl