Co dobrego niosą ze sobą prace domowe? Czy są ważne w wychowaniu dzieci?
Gdy zaczęto sprawdzać merytorycznie ten temat okazało się, że naukowcy nie potrafili znaleźć żadnej zalety prac domowych i żadnej korzyści płynącej z ich odrabiania, tak mniej więcej do 14 roku życia.
Czy nauczyciele znają wyniki tych badań?
Raczej nie.
Dlaczego nauczyciele i szkoły nie chcą, nie mogą zrezygnować z prac domowych? Czy jest to dla nich najważniejsze sacrum szkolne?
Trzeba się zastanowić nad lękami nauczycieli. Czy gdyby znalazł się nauczyciel, który chciałby sam znieść prace domowe, to czy w przypadku niższej średniej np. 4 ktoś by jemu nie zarzucił, że to przez brak prac domowych, bo gdyby były zadawane, to średnia mogłaby wynosić 5?
Mogę powiedzieć, jakie padają argumenty ze strony nauczycieli za tym, aby prace domowe były zadawane. Po pierwsze, według nich program jest przeładowany i nie da się wszystkiego zrobić na lekcji i dziecko musi nauczyć się części materiału w domu. Po drugie – prace domowe uczą systematyczności i odpowiedzialności: jak ja chodziłem/łam do szkoły, to też mi zadawali prace domowe i było dobrze, dlatego nie widzę powodu, aby to zmieniać. To jest jeden z obszarów argumentacji, a drugi jest obszarem bardziej wychowawczym – dzieci muszą się przyzwyczajać robić prace domowe, bo później będą przecież je odrabiały.
A Pani zdaniem jest to fatycznie dobry powód, aby nauczyć dzieci odpowiedzialności?
Nie ma na to żadnych dowodów. Żadne badania nie pokazują, że w ten sposób da się nauczyć obowiązkowości.
Klasy składają się z ponad 20 dzieci, czy to nie jest powodem braku ich koncentracji na lekcji?
Ilość dzieci nie jest problemem. Problemem jest tylko i wyłącznie metoda pracy, która jest przerabianiem programu, ale zupełnie nie uwzględnia tego, jaki stan wiedzy ma dziecko, np. czy umie liczyć do 100?, przecież wszyscy w klasie muszą robić to samo i nie ważne, kto co potrafi.
Ostatnio coraz częściej słyszy się o pomyśle zlikwidowania prac domowych. Na Pani blogu czytałam, że popiera Pani ten pomysł.
Owszem. Padł taki pomysł we Francji, w niektórych miejscach w Niemczech tak jest, a w Stanach Zjednoczonych ukazało się dużo książek na temat prac domowych – co najmniej 3, które są mocno przeciw. Przegląd ponad 120 badań na temat prac domowych i ich efektów pokazuje, że jest prawie zerowa korelacja między ilością zadawanej pracy domowej, a osiągnięciami uczniów w szkole podstawowej.
A jaka jest historia pracy domowej?
Na początku XX wieku prace domowe były zadawane, dlatego że metoda nauki, która wtedy panowała była głównie metodą pamięciową. Historia pracy domowej w XX wieku, co kilka lat całkowicie się zmieniała. W jednym momencie twierdzono, że dzieci powinny mieć zadawane prace domowe a w drugim, że praca domowa jest niedobra albo szkodliwa i należy jej unikać. Wtedy bardzo silnie mówiono o tym, że praca domowa nie jest pomocna. Nazywano to progresywną edukacją i mówiono, że skoro toczy się dyskusja, czy ma sens uczenie się na pamięć, to warto przy okazji dyskutować, czy ma sens praca domowa. Potem zaczęto bardzo dużo mówić o tym, że zadawanie pracy domowej jest po prostu niezdrowe, bo dzieci w tym czasie powinny odpoczywać, spędzać czas na dworze, z rodzicami i chodzić wcześniej spać.
Natomiast po II wojnie światowej Amerykanie zaczęli się bać o to, że przegrają w konkurencji gospodarczej z Rosją i zaczęto w ten sposób obarczać dzieci, że za mało pracują w szkole i to się przenosi na gospodarkę kraju. Trzeba pamiętać o tym, że była to decyzja polityczno-gospodarcza niepoparta żadną wiedzą merytoryczną.
Czyli polityka odegrała również ważną rolę w zadawaniu prac domowych.
W Polsce wyszło tak, że chyba zawsze była taka polityka i nie przypominam sobie, aby ktoś mówił, że trzeba się nad pracami domowymi zastanowić. Moim zdaniem istnieje w naszym kraju coś takiego jak ukryta edukacja domowa. Rodzice w tym systemie uczą dzieci sami w domu i kiedy zadaję im pytanie, ile czasu średnio poświęcają na naukę z dzieckiem, żeby opanować podstawę programową, oni szacują ten czas na około godzinę dziennie. Wszyscy ci rodzice, którzy uczą się z dziećmi dłużej niż godzinę dziennie de facto są rodzicami, którzy prowadzą edukację domową, chociaż często o tym nie wiedzą. Czyli ja przez to rozumiem, że jeżeli rodzic ćwiczy z dzieckiem godzinę dziennie w domu, to właściwie on je uczy w domu, a w szkole praktycznie takie dziecko traci czas i jest po prostu pilnowane, kiedy rodzic pracuje. Jeżeli szkoła nie wypełnia swoich zadań i rodzic rzeczywiście uczy swoje dziecko w domu tego, czego powinno uczyć się w szkole, no to można wtedy powiedzieć, że ta praca domowa podnosi jego wyniki w nauce. Tylko powstaje pytanie, czy to powinno tak wyglądać?
Teraz jest tak, że zanim rodzice odbiorą dzieci ze szkoły, dotrą do domu, przygotują coś do jedzenia, to zbliża się godzina 20:00 albo i później, gdy dzieci zasiadają do pracy domowej. Jak już uporają się z zadaniami, to nie mają na nic siły i po prostu idą spać. A gdzie czas na odpoczynek i zabawę?
100 lat temu, jak dzieci miały różne trudności z uwagą i koncentracją, to nie diagnozowano u nich ADHD, tylko zalecano im spędzać więcej czasu na dworze. Praca domowa była obwiniana za różne trudności nerwowe u dzieci, problemy z oczami, zaburzenia snu. Była też postrzegana jako coś, co okrada dziecko z interakcji społecznych.
W szkołach Montessori, Waldorfskich i szkołach demokratycznych, które stawiają na rozwój dziecka w społeczeństwie, dzieci uczą się chętniej i bardziej efektywnie. Dlaczego w tych szkołach nie ma zadawanych prac domowych?
Nie zadają tam prac domowych, ponieważ uważają, że dziecko jest w stanie się nauczyć w szkole tego co potrzebuje. Wydaje mi się, że jest tam mniejszy nacisk na tę pamięciową naukę i na powtarzanie. W tych niestandardowych szkołach jest więcej podążania za dzieckiem, czyli dziecko uczy się tego, czego jest gotowe się teraz nauczyć, czym jest zainteresowane.
W przeciętnej klasie szkolnej pierwsze 20 minut lekcji nauczyciel poświęca na sprawdzanie listy, uciszanie uczniów, pisanie tematu na tablicy. Jest to kwestią tego, czy lekcje wyglądają tak jak powinny a nie tak, aby uczniowie uczyli się w domu tego, czego powinni nauczyć się w szkole. Powstaje pytanie, po co w ogóle są te lekcje w szkole, skoro człowiek nic się na nich nie uczy i musi się uczyć w domu?
Podobno w Niemczech ograniczono prace domowe?
W Niemczech jest taka zasada, że praca domowa może zajmować dziecku tylko określoną ilość czasu i jak mija ten czas, to rodzic pisze adnotację, że w tym czasie skończyliśmy w tym miejscu i dziecko dalej po prostu nie robi tej pracy. Istnienie czegoś takiego, jak praca domowa jest kwestią głównie ideologii, pewnych przekonań, pewnych stereotypów, pewnej takiej wiedzy potocznej. Nie jest to natomiast kwestią merytorycznej naukowej wiedzy.
Co mają zrobić rodzice, jak zacząć rozmowę z nauczycielem o tym, że prace domowe nie podnoszą wyników w nauce?
To nauczyciele powinni podać argument merytoryczny za tym, że to praca domowa jest niezbędna. Można się zapytać nauczyciela, na jakiej podstawie zadaje prace domowe, czy ma naukowe argumenty na temat tego, że praca domowa podnosi wyniki w nauce. A takich argumentów nie ma. Ciężar argumentacji jest więc po stronie rodziców.
A co z matematyką albo z nauką języków obcych? Czy takie przedmioty nie powinny być ćwiczone i powtarzane w domu?
A jak Pani chce ćwiczyć język obcy w domu, jak rodzice mogą nie znać danego języka? W ogóle jest tak, że mózg jest narządem, który jest nieprzystosowany do zapamiętywania. Natomiast jest przystosowany do przetwarzania informacji. Dlatego nauka w żadnym wypadku nie powinna polegać na powtarzaniu, tylko na używaniu wiedzy do rozwiązywania różnych problemów. Nauka matematyki i języków nie powinna polegać zatem na powtarzaniu. Tym bardziej, że jednym z argumentów, który był głównym argumentem we francuskiej propozycji zniesienia prac domowych, był argument, że zadawanie prac domowych powiększa różnice między dziećmi o dobrym i gorszym statusie materialno-kulturowym rodziny. Jedna grupa to rodzice, których stać na zatrudnienie korepetytora, albo którzy są na tyle intelektualnie dobrzy, że mogą te lekcje z dziećmi odrabiać. A druga grupa rodziców to ta, których na to nie stać i dzieci tych prac domowych nie robią, nie umieją zrobić i dostają za to złe oceny, kary. Natomiast nic to nie wnosi do ich wiedzy. I tak jak w przypadku języków obcych, jeżeli rodzic nie zna na przykład angielskiego, to nie pomoże dziecku.
Skąd się wzięła ta cała praktyka, że w internecie bez problemu możemy znaleźć rozwiązania prac domowych?
To wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, że w tej chwili powszechne jest działanie, że nauczyciel nie wkłada żadnego wysiłku w zadanie prac domowych, ponieważ mówi: odróbcie zadania ze strony 34. Nie układa pracy domowej, nie przygotowuje jej dla dzieci, tylko ją zadaje z gotowych ćwiczeń. Nie jest więc żadnym problemem stworzenie takich stron internetowych ze zbiorem rozwiązań zadań, które są dostępne w podręcznikach. A druga rzecz to taka, że ludzie bulwersują się tym, że takie strony są, ale istnienie tych stron jest dowodem na to, że nikt nie jest zmotywowany do tego, żeby te prace odrabiać oraz że uczniowie nie rozumieją sensu ich odrabiania. To nie jest przejawem jakiejś nędzy moralnej polskich uczniów tylko przejawem tego, że warto by się zastanowić, czy jest sens w tej całej procedurze zadawania prac domowych.
Czytałam ostatnio o metodzie Khan Academy, co Pani o niej sądzi.
My się uczymy w ten sposób matematyki. To jest dobre rozwiązanie dla dziecka. Zwłaszcza dla dziecka, które nie jest angielskojęzyczne i które w tej chwili wymaga pomocy rodzica. W tej metodzie matematyka jest bardzo dobrze opracowana, są ćwiczenia i zadania, ale ja jednak mojemu dziecku muszę czytać treść zadania, bo jest ona po angielsku.
Czyli problem prac domowych jest faktycznie dość duży i obszerny.
Problem jest tak naprawdę dwustopniowy. Po pierwsze istnieje niewiedza na temat tego kawałka dotyczącego prac domowych, a po drugie jest to brak wiedzy odnośnie tego jak się uczy mózg – w jaki sposób przetwarza i przyswaja informacje. Ten sposób nauki, który jest teraz używany w szkole, jest według niektórych specjalistów najgorszym z możliwych, jaki w ogóle istnieje. Jest to sposób, który utrudnia dzieciom przyswajanie wiedzy, zamiast im to ułatwiać.
Zdania rodziców odnośnie prac domowych są podzielone i niektórzy uważają ich brak za jakiś absurd.
Niektórzy rodzice nie wyobrażają sobie braku prac domowych, bo sami je musieli robić i są przekonani, że skoro sami musieli coś robić, to trudno jest teraz przyznać się do tego, że to była w sumie strata czasu. Wymagałoby to skonfrontowania się z taką prawdą, że przez wiele lat spędzaliśmy każde popołudnie głównie na robieniu czegoś, co było zupełnie niepotrzebne. Każde dziecko jest zdolne, tylko powstaje kwestia uczenia dziecka tak jak ono tego potrzebuje. To po naszej stronie leży obowiązek dobrania takich metod nauczania, żeby każde dziecko się nauczyło i zobaczyło, że jest zdolne i ile umie. Bardzo dużo dorosłych twierdzi, że największą aktywnością dzieci w wieku szkolnym jest nauka.
To nie jest do końca prawdą, że rozwój i życie dziecka nie wymaga innych rzeczy poza nauką.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marta Witczak.
Jeśli teraz nie będą odrabiać zadań domowych, to później więcej zarobią korepetytorzy