Jakim rodzicem być dla swojego dziecka? Superbohaterem? Strażnikiem zasad? A może po prostu kumplem, przyjacielem? Czy stawiać granice i wymagania? A może we wszystkim wyręczać i dać rozkoszować się dzieciństwem? Dlaczego dziecko odzywa się lub reaguje w taki, a nie inny sposób? Na te pytania i wiele innych, odpowiada Tomasz Srebnicki – psychoterapeuta dzieci – w książce pt. Niezwykły rodzic.
Książka przyjęła formę wywiadu, który z panem Tomaszem prowadzi dziennikarka Beata Pawłowicz. To zestaw nie tylko informacji na temat rozwoju dzieci i procesu, jakim jest wychowanie, ale również licznych praktycznych i konkretnych wskazówek – co robić, jak postępować, a nawet, co mówić, by nawiązać z dzieckiem porozumienie i zbudować głęboką relację, w której unikamy wzajemnego krzywdzenia siebie.
To również zestaw ostrzeżeń: co może się stać, gdy na naszej wspólnej drodze dojdzie do zbyt silnych tąpnięć.
Jesteśmy ludźmi i nikt z nas nie jest superbohaterem. Jak mówi sam Tomasz, jesteśmy galaretkami, w które powbijano kiedyś wykałaczki. Część z nas te wykałaczki powyjmowała poprzez pracę nad sobą lub terapię. Część z nas z tymi wykałaczkami funkcjonuje, a przez to – nawet nieświadomie – wbija je potem w wychowywane przez siebie dzieci. O co chodzi?
Galaretka to miękka, elastyczna i sprężysta masa. Jest podatna na kształtowanie, ale również podatna na uszkodzenie – to metafora dzieci – wszystkich dzieci. Również tych, którymi my kiedyś byliśmy. Wykałaczki to zranienia, których doświadczyliśmy w dzieciństwie, niezależnie od tego, kiedy te zranienia się pojawiły.
Taka podziurawiona galaretka niestety dziurawi później swoje galaretki. Pan Tomasz zaś podpowiada, jak ich unikać i czego się strzec, gdzie jest zagrożenie.
Przykłady, które są przytoczone na początku każdego rozdziału, dotyczą zarówno osób dorosłych, jak i dzieci. Czytając „efekty”, jakie może wywołać wbijanie wykałaczek, można odnaleźć siebie, swoją historię lub tylko jej fragment. To może budzić opór i zniechęcenie do książki. Sięgamy po nią, by być lepszym rodzicem, a tu okazuje się, że nieświadomie wbiliśmy już kilka wykałaczek lub funkcjonujemy tak, by nasze nas nie podrażniły. To nie jest przyjemne, więc może się pojawić chęć odłożenia książki. Naturalnie, znajdą się argumenty dużo bardziej „neutralne”, niż to, że mnie ona dotknęła. Warto jednak ten opór w sobie przełamać i spróbować pójść dalej. To naprawdę magazyn cennych informacji na temat dziecięcych potrzeb, naszych postaw i tego, jak naprawić to, co nie działa.
Liczne przykłady i konkretne podpowiedzi powodują, że zalecenia z książki można wdrożyć praktycznie od razu. To nie są ogólne analizy typu „coś robisz źle”. Tu w zasadzie nie ma nawet ocen: dobrze – źle. Nie o to chodzi, by sobie teraz wystawić świadectwo z rodzicielstwa. Chodzi przede wszystkim o to, by robić lepiej, a przede wszystkim bezpieczniej i bez zranień. By uczyć dziecko samodzielności, a nie samotności. Uczyć radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a nie uciekania w cień rodzica. By dać dziecku żyć swoim życiem, a nie zmuszać go do realizowania naszych marzeń i naszego scenariusza, który nam się nie spełnił.
Gorąco polecamy! Naprawdę warto.