Nie karz dziecka. To tytuł naszej rozmowy. Porozmawiamy więc i o karach. Ale najpierw zaczniemy inaczej. Czy Pani wie, jak być mądrym rodzicem? Czy na to pytanie w ogóle da się odpowiedzieć?
Nie wiem. Ja sama cały czas uczę się być rodzicem. I to bardziej „wystarczająco dobrym” niż mądrym. W ogóle moje wątpliwości budzi hasło „mądry rodzic”, bo co jest po drugiej stronie – rodzic głupi?
Na pewno jest parę rzeczy, które pomagają w rodzicielstwie, i w tym, żeby życie z dziećmi było radośniejsze. I myślę, że na początek to jest w ogóle takie pragnienie, żeby się w rodzicielstwie rozwijać. Czyli przyjąć, że na początku się wie, umie mniej, a potem człowiek się uczy. I naturalne jest, że jak się uczy, to okazuje się, że już pewne rzeczy zrobiłby inaczej.
Dobry (mądry) rodzic, to więc dla mnie taki, który potrafi przyznać, że nie zna czasem odpowiedzi na jakieś pytanie. Że cały czas się uczy. A więc czasem popełni błąd i będzie najlepiej, jak się z niego wycofa. Potrafi się przyznać, że nie zawsze wszystko robi najlepiej (choć pewnie najlepiej jak mógł w danej chwili).
Myślę też, że nie warto oddzielać bycia mądrym rodzicem od bycia mądrym człowiekiem w ogóle. Bo to jedno i to samo.
Mądry rodzic, to może taki, który nie karze – dlaczego? Czym dla dziecka jest kara? Skąd popularność (wśród niektórych kręgów) hasła: nie karz dziecka?
Tu znowu trzeba chyba zacząć od tego, czym dla człowieka jest kara, bo dziecko karane czuje się podobnie jak dorosły. Tylko dorosłym trudno jest te rzeczy powiązać, bo ciąży na nich przymus wychowania, który mówi, że dla dobra dziecka i w imię jego przyszłości trzeba robić rzeczy, które są dla niego przykre.
Dla dziecka sytuacja jest jeszcze trudniejsza ponieważ dorośli są przeważnie karani w sytuacjach oficjalnych, zawodowych. A w bliskich relacjach większość osób nie wyobraża sobie porozumiewania się za pomocą kar. Natomiast dziecko jest karane w relacji, która jest najbardziej bliską na świecie, a w dodatku w sytuacji, kiedy dziecko jest od dorosłego i jego akceptacji niezwykle zależne.
Dlatego powiedzenie nie karz dziecka, jest sugestią, by podejść do tematu nieco inaczej. Nie ranić go w tej wyjątkowo bliskiej relacji.
Jak czuje się karane dziecko? Dlaczego karanie jest takie niepożądane? Dlaczego mówimy „nie karz dziecka”?
Ja myślę sobie, że trochę rozmawiamy od tyłu. Podstawą rozwoju dziecka jest dobra relacja z opiekunem. Karanie niszczy tą relację, bo jest sytuacją w której rodzic robi dziecku przykrość (nie spotkałam się z tym, żeby kara była przyjemna dla dziecka, bo to nie byłaby kara).
Rodzice, którzy jako priorytet traktują budowanie relacji zauważają, że kara jest niepotrzebna i w budowaniu relacji nieskuteczna. Dla nich kara jest niepożądana.
Jeśli natomiast komuś chodzi o to, żeby dziecko się zawsze słuchało, to kara może być najskuteczniejsza (choć też nie zawsze). To wszystko zależy od tego, co rodzic uzna za najważniejsze. Czy chce wychować posłuszne dziecko czy samodzielnego i niezależnego dorosłego.
Wielu ludzi, którzy byli karani w dzieciństwie, kiedy wspominają o karach mówią o tym, że pamiętają najbardziej wściekłość i poczucie krzywdy. A nie naukę, jaką rzekomo mieli wynieść z tego doświadczenia.
Dlaczego rodzice stosują kary?
Z wielu powodów. Z powszechnego przekonania, że tak trzeba. Bezradności. Z braku pomysłu, co można zrobić oprócz kar. Przekonania, że dziecko jest w pewien sposób złe i rolą rodzica jest ucywilizowanie go. Z poczucia sprawiedliwości, które mówi, że trzeba odpokutować za każde przewinienie.
Chciałabym też rozróżnić między przekonaniem o konieczności stosowania kar, a rzeczywistym ich stosowaniem. Ponieważ zdarzają się rodzice, którzy mówią, że im kary nie były nigdy potrzebne, ale są gotowi bronić tego, że w niektórych sytuacjach nie ma innego wyjścia. I tacy, którzy nie chcą stosować kar, ale czasem bezradność sprawia, że nie mają innego pomysłu jak wybrnąć z danej sytuacji.
Jeszcze inna odpowiedź jest taka, że rodzice stosują podobne sposoby, jakich sami doświadczyli w dzieciństwie.
Czym można zastąpić karę? (nie karz dziecka)
Przede wszystkim kary w ogóle nie trzeba zastępować. Warto na początek pozbyć się przymusu działania i wychowywania. To dość powszechne w naszej kulturze przekonanie, że rodzic powinien zawsze zareagować na zachowanie dziecka, które mu się nie podoba. Nie zawsze tak jest, a nawet wtedy, kiedy reakcja jest potrzebna, warto żeby nie była automatyczna. Często odczekanie chwilę aż rodzic i dziecko się uspokoją jest najlepszym sposobem na trudne sytuacje.
Czasem słyszę zarzut, że kara jest czymś prostym i konkretnym a to, co ja proponuję jest ulotne i skomplikowane. To się wiąże z tym, że ja jednak widzę rodzicielstwo jak okazję do refleksji i podejmowania wyborów, jak chcemy działać, a nie działania automatycznego.
Czym dokładnie jest kara? Czy odebranie dziecku zabawki, którą uderza, mimo próśb, by tego nie robiło to kara? A nie podanie deseru, gdy nie zjadło obiadu? Jak odróżnić dobre dla dziecka zachowania rodzica od tych nieskutecznych, krzywdzących?
Jest ogromna różnica między działaniem, które podejmujemy w celu ochrony dziecka lub kogoś, czegoś w jego otoczeniu, a takim, które służy wychowaniu, nauczeniu jakiejś lekcji. Kiedy troszczymy się o bezpieczeństwo często działamy szybko, bo tego wymaga sytuacja. Zdarza się, że musimy przytrzymać dziecko. Poprosić je o oddanie czegoś, a nawet mu to zabrać. Ale jeśli troszczymy się o to, żeby dziecko coś zrozumiało, czegoś nauczyło się, to lepiej nam to wyjdzie, jeśli zrobimy to w sposób łagodny i spokojny.
Inna sprawa, że rodzice bardzo często w obszar bezpieczeństwa włączają rzeczy, gdzie spokojnie mogliby pozwolić dziecku na dokonanie wyboru.
A na pytanie, czy dane zachowanie rodzica pomaga dziecku czy szkodzi można odpowiedzieć tylko patrząc na dziecko. I to nie na to, czy dziecko się słucha, ale na to jak się z danym zachowaniem dorosłego czuje.
Co złego jest w karnych jeżykach? Wielu rodziców, ale także psychologów poleca tę metodę, jako taką, która świetnie się sprawdza!
Ja spotykam bardzo wielu rodziców, u których się nie sprawdza. Dochodzą wtedy do wniosku, że mają złe dziecko albo sami nie potrafią jej stosować. Bo przecież tak szeroko polecana metoda nie może być zła.
Pytanie brzmi również, co to znaczy, że się sprawdza. Jaki jest cel dorosłego korzystającego z danej metody.
Zazwyczaj rodzice mówią, że dziecko może się wyciszyć i przemyśleć swoje postępowanie. By w przyszłości zachować się lepiej.
Już w tym jest pewna sprzeczność. Bo albo dziecko ma się wyciszyć, albo ma się nauczyć inaczej zachowywać. Dzieci nie uczą się przez rozmyślanie, a już na pewno nie przez rozmyślanie w samotności.
Człowiek jest istotą społeczną, dlatego najlepiej radzi sobie z emocjami, kiedy może je nazwać, zakomunikować bliskiej osobie i w bliskim kontakcie z kimś. Dodatkowo, żeby dziecko nauczyło się regulować swoje emocje potrzebuje tego kontaktu nawet jeszcze bardziej niż dorosły.
A żeby zachowywać się lepiej to potrzebny jest dobry przykład, ale też pewna swoboda w eksperymentowaniu. Pokazując dzieciom zbyt mocno, że oczekujemy dobrego zachowania zaszczepiamy w nich lęk przed popełnianiem błędów i uczeniem się przez doświadczenie.
Czytając książkę „Dziecko z bliska” mam wrażenie, że rodzicielstwo jest proste, a tymczasem obserwuję wielu rodziców sfrustrowanych, krzyczących, karzących, przekonanych, że dobrze dbają o swoje dziecko. Skąd taki rozdźwięk?
Rodzicielstwo jest proste w opisie, ale nie proste w realizacji. Bo wszystkiego nie da się opisać. I dlatego, że tym, co ma największy wpływ na to, jakimi rodzicami są ludzie, są ich własne doświadczenia. Jeśli ktoś był wychowywany przez krzyk, kary, to nawet, jeśli chce inaczej, musi włożyć pewien wysiłek w to, żeby zmienić swoje reakcje.
Jeśli ktoś słyszał, że kara jest dla jego dobra i uwierzył w to, to chce takie samo dobro ofiarować swojemu dziecku.
A jeśli wiem, że bicie jest złe, ale dziecko znów doprowadza mnie do furii, a z własnego dzieciństwa wiem, że tak się robi – bije się dziecko, żeby było spokojne i posłuszne – jak mam nie bić?
Po pierwsze nie tylko dzieci doprowadzają nas do furii, dorośli też. A jednak raczej ich nie bijemy.
Po drugie, spokojne i posłuszne dziecko to nie jest cel wychowania. Spokojne i posłuszne dziecko to klasyczny dorosły – ofiara. Nie obroni się, nie zareaguje, kiedy ktoś je będzie chciał skrzywdzić.
Poza tym dzieci bite często wcale nie wyrastają na spokojne i posłuszne. Są spokojne tylko w momencie wymierzania kary, a potem zachowują się dużo gorzej, niż dzieci które nie są bite. Niestety najczęściej jest to pretekst i uzasadnienie do wymierzenia kolejnej kary.
A jak się opanować? To jest umiejętność, którą trzeba ćwiczyć, jak każdą inną. Warto zacząć od wzięcia odpowiedzialności za własne emocje. I cały czas powtarzać sobie samemu: nie karz dziecka!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Emilia Kulpa