Być może kierujemy się próbą zrekompensowania braku podobnych okazji ze swojego dzieciństwa. To wszystko jest wspaniałe, tym bardziej, że dzisiaj rzeczywiście możliwości spędzania z dzieckiem czasu wolnego poza domem jest mnóstwo.
Piękne jest to narzędzie, ale bardzo łatwo może się stać obosiecznym mieczem, tnącym nasze relacje z dziećmi. Jeśli tylko jesteśmy panami swojego czasu, mamy sytuację bardzo komfortową. Wybieramy zajęcia, godzinę i hajda! Co innego jeśli jesteśmy w pozycji pracownika ograniczonego czasowo i kończącego etat w późnych godzinach popołudniowych. Wtedy zaczyna się pogoń za szczęściem naszego dziecka. Czasu nigdy za wiele, odległości zawsze za duże. W takich okolicznościach, siłą rzeczy skupiamy się na celu i podporządkowujemy wszystko temu priorytetowi. Dotrzeć punktualnie na miejsce zajęć. A jeszcze lepiej przed czasem. Niech tylko coś wypadnie po drodze. Niech tylko pojawi się jedna lub dwie zmienne, które wpłyną na nasze samopoczucie i nastrój i tak już znajdujące się w stanie lekkiego pobudzenia spowodowanego pośpiechem. Bardzo łatwo przemienić się z kochającego rodzica w rozdrażnionego psa ogrodnika warczącego dookoła na wszystkich, w tym niestety na swoje dzieci.
To oczywiście skrajny przypadek, którego być może nigdy nie doświadczyliście. Ja sam pamiętam jednak, jak taki demon brał mnie we władanie. Na szczęście zrzucony jest już do naprawdę głębokiej dziury, bez większych szans pojawienia się na powierzchni.
Sam także byłem niejednokrotnie świadkiem frustracji rodziców, wynikającej właśnie z próby zaangażowania dziecka w dużą ilość zajęć. Basen, żeby plecy były proste. Język, bo w szkole jest go za mało, a dobrze znać przynajmniej dwa. Plastyka, bo mała rysuje cały czas komiksy. Taniec, bo to też jej pasja. To wcale nie jest wyliczanka wyssana z palca i wcale nie tak rzadko spotykana. Łatwo wyobrazić sobie bilans takiego tygodnia. Stres, frustracja, niepotrzebne słowa. Gdzieś tam może się wydawać, że to przecież dla jego dobra.
Niestety tak nie jest. Co z tego, że zaangażujemy dziecko w kilka aktywności, które mają je rozwinąć, jeśli tego czasu zabraknie po prostu dla nas. Dla ciebie i twojego dziecka. No chyba, że razem z żoną zakrzywiacie czasoprzestrzeń i po pracy, zajęciach, posiłku wasz zegar wskazuje 16:00. Rzadko jednak kto posiadł taką umiejętność i z reguły zegar wskazuje godzinę wieczorną. I tak styranych rodziców przeważnie nie stać już na zwykłą rozmowę z dzieckiem, baraszkowanie, pośmianie się wspólne czy zwykłe czytanie.
Uważam, że to, co sami możemy ofiarować swojemu dziecku w spokoju jest często ważniejsze i bogatsze dla dziecka, niż zdobywanie nowych twardych umiejętności we frustrującej atmosferze.
Reasumując, zajęcia dodatkowe to piękna przygoda. Zadbajmy jednak o to, aby nie przerodziła się ona w gonitwę za osiągnięciami, wyścigiem z czasem i z nami samymi. Zarówno dziecko, jak i ty potrzebujecie czasu w spokoju tylko dla siebie i tylko dla was.
I już na koniec – moja dobra znajoma, ganiająca z jednych zajęć na drugie ze swoją córką, podczas jednej z rozmów telefonicznych oświadczyła:
“Wiesz, nie byliśmy dziś na zajęciach z gimnastyki artystycznej. Co za cudowne uczucie. Po prostu odpoczywam z małą”.