Łakome to najnowsza powieść Małgorzaty Lebdy, która w ręce czytelników trafiła 23 sierpnia bieżącego roku. To niezwykła powieść o byciu, przemijaniu, kurczowym trzymaniu się życia, gdy śmierć zagląda już przez okno.
Prawdę mówiąc, to niezwykle trudno powiedzieć o czym jest ta powieść. Jest niezwykle oszczędna, minimalistyczna, wręcz surowa. Jakby na przekór tytułowi nie ma w niej słownego łakomstwa.
Jest jednak głębokie pragnienie życia. Tak głębokie, że zdaje się zaprzeczać nieuchronności śmierci.
Główna bohaterka i jej towarzyszka Ann przyjeżdżają do Maja. To wieś „na końcu świata”, o której chyba nikt, poza mieszkańcami, nie pamięta.
Wieś też przemija. Ingerencja człowieka powoduje, że ziemia się zapada. Powstają osuwiska i skarpy, które prowadzą do zagrzebania pod ziemią niektórych chat. Fakt spotkania się tych dwóch przemijających rzeczywistości potęguje wrażenie ulotności powieści. W czasie czytania ma się nieodparte wrażenie, że za chwile i książka się skończy, bo albo nie będzie już o czym, albo komu pisać.
Bliskość i niemal wyczuwalną obecność śmierci podkreśla bliska obecność ubojni, o której autorka i główna bohaterka nieustannie wspomina.
Łakome…
Jednocześnie wszystkie kobiety, które są bohaterkami powieści (narratorka, Ann i chora na raka Róża) zdają się przymykać oko na fakt, że śmierć jest tak blisko. Podobnie postępuje mąż Róży. Dziadek dekonstruuje cały świat, który dotychczas misternie budował. Wszystko po to, by odsunąć od Róży widmo śmierci i nie pozwolić mu podejść zbyt blisko.
Jest to powieść pełna kontrastów, ale jednocześnie niezwykle zmysłowa, głęboka i „powolna”. Powolna nie w sensie nudy. Jest powolna inaczej. Polega na poddaniu się naturze, jej prawom i wymaganiom. A jednocześnie jest bardzo pokornym sprzeciwem przeciwko jej żądaniom. Nie ma w niej histerii. Jest głęboki spokój, niezgoda i opór, ale bez dramatów, krzyków i teatralności.