Jesienią ubiegłego roku miałam ogromną przyjemność zapoznać się z najnowszą propozycją Wydawnictwa Harper Kids. Są to książeczki dźwiękowe z dobrze znanymi i lubianymi już przez dzieci bajkami. A czymże są te książki dźwiękowe?
Już wszystko wyjaśniam.
Opowiem o tych książkach na przykładzie trzech, z którymi zapoznałam się osobiście, czyli „Czerwony Kapturek”, „Trzy świnki” i „Aladyn”.
Każda z nich przedstawia świetnie znaną historię. Ilustracje są przepiękne – każda na całą stronę, tak że nie ma nawet białej przestrzeni z tekstem. Tekst nadrukowany jest na obrazku. A skoro o nim mowa – tekstu też nie ma zbyt wiele. Ograniczono się do kilku zdań na każdej stronie, tak by poprowadzić opowieść, ale jej nie przeciążyć. To świetny zabieg, który spowodował, że książki fantastycznie sprawdzą się nawet dla najmłodszych. Nie są dla nich ani zbyt trudne, ani zbyt długie.
Na każdej stronie też znajdują się znaczki głośnika. Po naciśnięciu na ikonkę głośnika – z książeczki wydobywa się dźwięk odpowiadający sytuacji.
Gdy Czerwony Kapturek idzie przez las do babci, pod jednym znaczkiem znajdziemy więc śpiew ptaków, a pod drugim śpiew dziewczynki, która nuci sobie pod nosem w czasie spaceru.
Gdy puka do drzwi domku babci, słychać właśnie odgłosy pukania oraz skrzypnięcie otwierających się drzwi.
Gdy Aladyn jest na targu, słychać gwar i zamęt handlarzy i kupujących.
Każdy dźwięk to świetne uzupełnienie prezentowanych na danej stronie zdarzeń. Nie przytłacza opowieści, nie jest obok niej, nie dominuje – tylko uzupełnia. Jednocześnie też nie rozprasza. Znamy książki z panelem do odtwarzania dźwięków. Zwykle były tak skonstruowane, że panel był obok, a w treści były oznaczenia, które należy kliknąć w danym momencie historyjki. To rozpraszało, odrywało od opowieści.
W tych książkach jest inaczej. To jakby ścieżka dźwiękowa do historii. Możesz z niej skorzystać, a nie musisz. Jednocześnie skorzystanie z niej, nie odrywa od lektury i nie przeszkadza w jej kontynuowaniu.
U nas książki są w ciągłym użyciu i tak wyglądają, że szkoda gadać. Jak to z dzieckiem – czasem za szybko przekręci kartkę, a czasem złapie rączką zaraz po jedzeniu, zanim w ogóle zdążę zareagować. I choć uczę dzieci dbania o książki i traktowania ich z szacunkiem, to powiem Wam, że trochę cieszą mnie ślady użytkowania. To znak, że… te książki są w ruchu. Moje maluchy z nich korzystają, sięgają po nie i rozwijają swoje czytelnicze zwyczaje. A to jest jedna z rzeczy, które bardzo chcę w nich rozbudzić 🙂