Jemioła, klątwa i cholera to trzeci tom sagi rodu Tyszkowskich. Tym razem akcja dzieje się w Zawodzie, majątku Tyszkowskich, który, niestety, dopadła cholera. Pod pretekstem leczenia włościan Wiktoria Tyszkowska (matka Antoniego i Józefa Tyszkowskich) wywozi tam Katję, aptekarkę. Jej prawdziwa motywacja jest jednak inna, bo włościanie nie szczególnie leżą na sercu Tyszkowskiej. Widząc zauroczenie jej starszego syna Antoniego – chce odizolować go od Katji, by „wrócił mu rozum”.

Wiktoria ogólnie jest raczej rozczarowana swoimi synami. Józef związał się z włościanką Ludmiłą, z którą ma już drugie dziecko. I choć początkowo ukrywali swój związek, Józef już coraz mniej przejmuje się tym, co ludzie powiedzą. Otwarcie okazuje Ludce swoje uczucia.
Antoni natomiast, który jest hulaką i alkoholikiem, teraz jeszcze w dodatku zauroczył się biedną, brudną i pyskatą aptekarką. To dla Wiktorii Tyszkowskiej jest już w ogóle nie do przyjęcia.
Jemioła, klątwa i cholera – co znajdziesz tym razem 🙂
Książka jest kontynuacją poprzednich tomów (Aptekarka, Czarci Ogród). I warto o tym pamiętać, ponieważ wiele faktów i zdarzeń wiąże się z poprzednimi tomami. Katja mieszka z przybranymi córkami w domu Walerka (leśniczego), Marlonek porzucił Tyszkowskich, by zostać z Katją, Antoni wpadł w długi, chcąc uwolnić aptekarkę z małżeństwa. Te wszystkie zdarzenia mają swoją kontynuację w trzeciej części. A do tego dochodzą nowe zdarzenia i nowe fakty.
Tym razem w centrum zainteresowania stanęła Wiktoria Tyszkowska – matka Józefa i Antoniego. I choć relacja między Antonim i Katją nadal jest głównym tematem powieści, a Antoni odgrywa główną rolę męską, to Wiktoria przykuwa uwagę, intryguje i wzbudza zainteresowanie. Co ciekawe – bardzo też zaskakuje.
Okazuje się bowiem, że w czasach, w których rolą kobiety było jedynie pięknie wyglądać, rodzić dzieci i zgadzać się z mężem, niektóre z przedstawicielek płci pięknej, potrafiły też knuć, intrygować i działać bardzo bezwględnie. Nie tylko na polu towarzyskim (to akurat było normą, standardem i główną rozrywką). Wiktoria pokazuje tu właśnie swoje twarde oblicze. Okazuje się kobietą nieugiętą, nieustępliwą i niezwykle podstępną.
Klątwa się spełniła
Choć wątek Józefa i Ludmiły został w tym tomie potraktowany bardzo pobocznie, to ma on silny związek z legendą, która faktycznie krąży o hrabinie Wiktorii Tyszkowskiej. Podobno jedna z włościanek „życzyła” hrabinie, by brodziła w wodzie aż do swoich sądnych dni.
Można powiedzieć, że tak też się stało. Trumna Tyszkowskiej w Zawozie w Bieszczadach faktycznie podeszła wodą (choć grobowiec znajdował się na wzgórzu). Następnie to samo stało się w Kalwarii Pacławskiej, gdy zwłoki Wiktorii zostały przeniesione do tamtejszego grobowca (zbudowanego również na wzgórzu).
Akcja książki ma miejsce w okresie, gdy cholera rzeczywiście dziesiątkowała ludność, a opisane przez Magdę Skubisz (autorkę książki) kuracje faktycznie były stosowane przez niektórych lekarzy. I choć już wówczas wielu sądziło, że źródłem zakażenia jest woda, a chorych należy porządnie nawadniać – to równie wielu (jak nie większość) uważała, że za cholerę odpowiada morowe powietrze i jedynym sposobem na wyleczenie jest odwodnienie pacjenta przez wywołanie u niego wymiotów i biegunek. A jak to nie zadziała, to można przykładać do brzucha gorącą podkowę(!).
Czaroducha z głową na karku
Katja więc po raz kolejny musi mierzyć się z przesądami i obawami ciemnego ludu, zalotami Antoniego i wrogością doktora Roztworowskiego (który sprawia bardzo silne wrażenie nieuka, ignoranta i zadufanego w sobie bufona).
Z pomocą przychodzi jej opiekuńczy duch Batki, do którego Katja zwraca się w chwilach zwątpienia. Dziewczyna może też liczyć na pomoc rządcy Maksymiliana Mroczkowskiego, a z czasem nawet właścicielki majątku – Rozalii Giebułtowskiej (to matka Wiktorii).
Na koniec
Choć pierwsze skrzypce gra w tej części Wiktoria Tyszkowska, to na uwagę zasługuje też niesforny Antoni. Przyznam szczerze, że są w tej książce momenty, w których aż gotuję się z wściekłości na zachowanie tego paniczyka. Ale… są też momenty, w których szeroko otwieram usta ze zdziwienia i nie mogę uwierzyć, że Antoniego faktycznie stać na taaaaki gest. O czym mówię? Tego nie zdradzę, by zepsuć przyjemności z czytania. Polecam! Też się zdziwisz i to naprawdę bardzo 🙂