Jedzenie, posiłki… to czasami prawdziwa zmora w niejednym domu. Dziecko nie chce jeść, „grymasi”, unika jedzenia. To problem, bo jako rodzic, chcesz dostarczyć mu wartościowe składniki w zbilansowanej diecie. Jak sobie z tym poradzić? Zobacz naszą rozmowę.
Zidentyfikowaliśmy problem – dziecko broni się przed jedzeniem
Pierwsza zdroworozsądkowa reakcja to zastanowienie się nad genezą takiego, a nie innego zachowania dziecka . Dlaczego nasza pociecha nie czerpie przyjemności z jedzenia? Przyczyny mogą być różne, niekiedy prozaiczne. My, jako dorośli, zachęcamy często juniora do zjedzenia czegoś… czego sami nie tknęlibyśmy. Jak mantrę, powtarzamy mu, że to, przed czym tak się wzbrania, jest zdrowe i dla niego dobre.
Nie pomaga? Wytaczamy kolejne „działo”, które naprawdę może okazać się ciężkie. O czym mowa? O tak często stosowanej przez rodziców „taktyce” polegającej na porównywaniu dziecka z rówieśnikiem i jednoczesnej próbie zawstydzenia go. Ile razy zdarzało się nam zapytać retorycznie: „Jaś jest taki grzeczny i zjada wszystko, co poda mu mama. A Ty?” Efekt? Spodziewajmy się jeszcze większego buntu i „zawieszenia”. Co ciekawe – właśnie takiego zachowania dziecka domyślamy się, a mimo to nie rezygnujemy z tej metody.
Wykonujemy zatem kolejną próbę, bazując na rzekomo sprawdzonej teorii dydaktycznej, tzw. „kija i marchewki”.
Kary i nagrody za jedzenie?
System kar i nagród może zadziałać, ale na krótko. Stosując jako zachętę nagrodę („marchewkę”), np. kupujemy dziecku kolejną zabawkę, pozwalamy dłużej siedzieć przed TV albo komputerem, tak naprawdę uspokajamy jedynie siebie. I to mając świadomość tego, że tylko na krótką chwilę. Dziecko doskonale wyczuwa możliwość przeprowadzania negocjacji z dorosłymi („zjem, jeśli coś dostanę”) i to na jego, nie na naszych warunkach. Problem będzie jednak narastał, a dziecko zachęcone efektywnością takiego zachowania, na pewno wypróbuje na nas kolejne techniki „szantażu”. Nie tylko przysłowiowa „marchewka”, ale i „kij” (kara), np. „nie zjadłeś, nie będziesz mógł obejrzeć bajki”, zadziała w ten sam sposób.
Cierpliwość i spokój
Chcąc zapewnić naszemu dziecku jak najlepsze warunki do psychofizycznego rozwoju, możemy co prawda, wspomagać się sprawdzonymi wzorcami i profesjonalnymi poradnikami – materiały takie warto jednak traktować jako pomoc, w żadnym razie nie jako gotowy przepis na „modelowe” dziecko. Nic nie zwolni nas od rzetelnej, ale też twórczej pracy nad… sobą i dzieckiem. Nie rozwiążemy sensownie żadnego problemu, jeśli nie wykażemy się cierpliwością.
Zabieganie, chroniczny brak czasu i towarzyszące im zniecierpliwienie – wszyscy to znamy. O cierpliwość warto jednak (z różnych względów) zadbać. To ona pozwoli nam nauczyć się czegoś, o czym wielu dorosłych zapomina – spokoju. Dopiero te dwie cechy wskażą nam właściwe kierunki w radzeniu sobie z problemami, przed którymi, jako rodzice, na pewno staniemy. Jednym z coraz częściej spotykanych jest właśnie brak apetytu u dzieci.
Najlepszym rozwiązaniem jest działanie wyprzedzające, czyli ukształtowanie w dziecku zdrowych nawyków. Jeśli wydaje się nam, że w przypadku jedzenia (szczególnie u małych dzieci) jest to niemal niewykonalne – mylimy się. Tajemnicą sukcesu w przekonaniu dziecka do zdrowej diety nie będzie na pewno ciągłe wmawianie mu, że coś jest dla niego zdrowe. Słowa „to dla twojego dobra” nie będą w ogóle zrozumiane przez kilkulatka. Nasz quasi-edukacyjny wykład spowoduje jedno – dziecko będzie utożsamiało zdrowie z czymś, co jest przykre, obowiązkowe i co należy oprotestować.
Nie lubimy przemówień i zmuszeni do ich słuchania dyskretnie ziewamy albo zerkamy na zegarek? Nie bądźmy nudnym mentorem dla swojego dziecka. Zmieńmy się raczej we współuczestnika zabawy.
Kuchenny plac zabaw
Dzieci, znudzone plastikowym światem, może i ładnych, ale dość wtórnych, zabawek, wyjątkowo chętnie odwiedzają kuchnię. Wielu dorosłych dziwi się, co takiego jest w garnku, patelni czy miseczce, że tak bardzo potrafi zaangażować uwagę dziecka. Zapominamy, że takie pomieszczenia jak kuchnia, to dla małego dziecka prawdziwy „sezam” pełen skarbów. Dlaczego nie otworzyć przed nim bogactw naszego kuchennego skarbca? Nie zainteresować dziecka kolorami i kształtami warzyw, owoców i zaprosić do wspólnej zabawy? Na przykład przyozdabiania kanapek, gotowania zupy, a np. raz w tygodniu – pieczenia zdrowych ciasteczek?
Bronimy się przed taką aktywnością, zbyt łatwo usprawiedliwiając się brakiem czasu. Tak naprawdę nie powinno być jednak problemem wygospodarowanie wspólnej godziny w kuchni (dla dziecka to sporo czasu, wyjątkowo cennego, bo spędzonego na wspólnej i kreatywnej aktywności z mamą, tatą, babcią czy starszym rodzeństwem). W trakcie takich, bardzo atrakcyjnych zabaw (jak np. lepienie ciasta itp., oglądanie, jak z poszczególnych składników powstaje pachnąca i kolorowa potrawa) dziecko zapomina o przykrym dla niego obowiązku jedzenia.
Wspólne gotowanie
Przykład? Kasze. Na ogół, nie wzbudzają w dzieciach szczególnego entuzjazmu. Sprawdźmy jednak, co stanie się, gdy np. pozwolimy dziecku na coś słodkiego. W tej roli zaprezentują się całkiem apetyczne, obsypane kokosem lub kakao, kulki trufli, w środku pełne zdrowia, a konkretnie – masy z kaszy jaglanej albo daktyli. A może naszego juniora zainteresuje wydobywający się z piekarnika delikatny, orzechowy, słodki zapach ciasteczek… cieciorkowych, słodzonych syropem klonowym, z małymi cząsteczkami zdrowej, gorzkiej czekolady i bakaliami? W rolę chipsów (sprawdzone!) świetnie wcielą się np. krążki jabłek, truskawek, a nawet… pestki dyni!
Dziecko grymasi przy kolejnej (w jego życiu) kanapce z wędliną, żółtym serem albo twarogiem? A czy kiedykolwiek działaliśmy z zaskoczenia i zwróciliśmy uwagę dziecka np. na pastę ze słonecznika, oliwek, czerwonej fasolki albo przepyszny i zdrowy „smalec” z białej fasoli lub pełen witamin, pachnący i kolorowy, paprykarz z kaszy jaglanej, z pomidorami, papryką, selerem i marchewką?
Wystarczy trochę wyobraźni (wspomożonej świetnymi blogami kulinarnymi) blender i najważniejszy składnik – chęć! Argument braku czasu znów się nie sprawdzi – sporządzenie takich specjałów nie zajmuje więcej niż kilkanaście minut.
Dlaczego zachęcamy do nieco niekonwencjonalnych, kulinarnych (i zdrowych) poszukiwań? Jedzenie może być fajne
Po pierwsze – w ten sposób rozprawiamy się z nudą, która jest głównym wrogiem życia, jako takiego. Jeśli nie mamy naszemu dziecku nic ciekawego do zaproponowania w kwestii jedzenia – nie dziwmy się, że jego aktywna (choćby z racji wieku) natura, zareaguje buntem. Po drugie – powracamy do wcześniej zasygnalizowanego wątku, dotyczącego kształtowania zdrowych nawyków, cierpliwości i konsekwencji w działaniu. Tylko one mogą się okazać drogą do sukcesu – skutecznego zachęcenia dziecka do jedzenia (bez przekupstw, kar i nagród)!
Wiele badań potwierdziło, że szybkie uczenie dzieci rozmaitych smaków (w tym przede wszystkim owoców i warzyw) powoduje, że zostają one zapamiętane przez mózg i kubki smakowe jako bardzo atrakcyjne. Jeśli nie zniszczymy tej pracy zbyt szybkim przyzwyczajaniem dziecka do smaku niezdrowych słodyczy – jest szansa na to, że nie tylko w dzieciństwie, ale również w późniejszych latach, nie będą one odbierane ani jako wyjątkowa atrakcja, ani jako zakazany owoc. Będą zbyt słodkie lub zbyt słone, w porównaniu z naturalną słodyczą surowych owoców, a nawet jakże cennej dla zdrowia marchewki!
Działając w ten sposób i jednocześnie nie zabraniając dziecku słodyczy (co także jest błędem – prędzej czy później dziecko będzie wystawione na pokusę), nawet jeśli wyznaczymy jeden dzień w tygodniu „z łakociami” – zorientujemy się, że nie są one dla naszego dziecka tak atrakcyjne jak dla tych jego rówieśników, których menu obfitowało w słodycze od zawsze.
Dbając o apetyt i zdrowie dziecka, zachowajmy spokój i działajmy konsekwentnie. Nie obawiając się jednocześnie wprowadzania różnych, czasem nieco niekonwencjonalnych alternatyw, które na pewno zostaną docenione przez naszego „niejadka”.
Konsultacja: Michał Wojcieszyn, dietetyk, www.wygodnadieta.pl