Myszka, która lubi przewidywalność, rutynę i porządek. Która często zamyka się w swoim świecie i odcina od tego zewnętrznego. Do tego stopnia, że mówią do niej Myszlicielko.
Wiewiórka, która nie słyszy, a przez to inne wiewiórki wypracowały sobie system gestów i znaków, by móc się z nią porozumiewać.
Sokół, który wcale nie ma sokolego wzroku. Wręcz przeciwnie. Nic nie widzi. Mimo tego mama uczy go latać, a on za pomocą słuchu tworzy sobie w głowie topografię terenu.
Te trzy zwierzątka to bohaterowie przepięknej książki o tytule Jak się masz, Myszlicielko?
Książka składa się z trzech osobnych opowiadań, a każde z nich dotyczy jednego z wymienionych zwierzątek. Tylko czy na pewno o zwierzątka tu chodzi?
Myszlicielko, jak się masz?
W pierwszej historyjce, której główną bohaterką jest myszka, dzieci mogą zobaczyć, jak trudne jest życie osoby neuroatypowej. Jak wielkim wyzwaniem stają się wówczas niespodzianki czy inne nieprzewidywalne zdarzenia. Jak wiele wysiłku wymaga odzyskanie równowagi i psychicznego spokoju. Zobaczą znaczenie rutyny i przewidywalności, które działają jak balsam.
Jednak nie tylko dzieci mogą wynieść cenną lekcję z tej historii. To również nauka dla nas, dorosłych, bez względu na to, czy jesteśmy już rodzicami, czy nie.
Myszka bowiem wpada w szał, gdy rodzice na kolację przygotowują niespodziankę. Nie taki posiłek był zapowiedziany przez rodziców. Negatywna, „dziwna” reakcja małej myszki całą rodzinę wprowadza w konsternację. To nie jest łatwa sytuacja. Mama jednak nie daje się ponieść emocjom swojego maluszka. Bierze myszkę w objęcia, drapie ją delikatnie po pleckach (wie, że myszkę to uspokaja) i przemawia do niej łagodnym głosem. To powoduje, że myszka powoli się uspokaja.
Ileż to razy zdarzyło się Tobie, czy Twoim znajomym negatywnie ocenić lub skomentować napad szału u dziecka? A ile razy słyszało się takie komentarze od obcych danej rodzinie przechodniów? A to, że dziecko rozpieszczone, a to, że rządzi rodzicami, a to wiele innych pełnych braku zrozumienia i empatii zdań.
Dlatego właśnie ta historia jest dla nas lekcją. Nigdy nie wiesz, jaka historia stoi za danym dzieckiem, sytuacją w jakiej się znalazło i jego reakcją. Nie zawsze jest to po prostu próba postawienia na swoim.
Niesłysząca wiewiórka
Druga historyjka opowiada o niesłyszącej wiewiórce. Rodzice nieprędko zorientowali się, że ich mała wiewiórka nie słyszy. Od początku jednak zauważyli, że reaguje ona na polecenia tylko wtedy, gdy patrzy prosto na nich, a zwrócić jej uwagę można tylko poprzez klepnięcie jej w ramię. Gdy zorientowali się, na czym polega problem ich dziecka, opowiedzieli o nim całej rodzinie. Tylko dzięki temu wszystkie pozostałe wiewiórki również mogły komunikować się z ich dzieckiem. Zrozumiały – jak nawiązać z nią kontakt.
Rodzina wiewiórek opracowała też system gestów i znaków, których mogli używać w rozmowie z wiewiórką – nic innego, jak język migowy. To wszystko sprawiło, że problem małej niesłyszącej wiewiórki, w zasadzie przestał być problemem, bo cała rodzina znalazła sposób na nawiązanie kontaktu.
Sokoli wzrok?
W rodzinie sokołów pojawiają się pisklęta. Wszystko wydaje się w porządku i maluchy świetnie się rozwijają, aż do pewnego momentu. Mama zauważa, że jedno z piskląt nie widzi. Dotychczas tego nie zauważyła, bo zawsze odwracało głowę we wskazanym przez mamę kierunku i reagowało prawidłowo na jej głos. Nie wiedziała jednak, że mały sokolik wykorzystuje do tego swój świetny słuch, za pomocą którego może lokalizować dźwięki.
Mama bardzo martwi się o to, czy jej mały sokolik da sobie radę w dorosłym życiu i jak nauczy się latać, gdy nic nie widzi. Nie dzieli się jednak swoimi obawami z maleństwem i zapewnia je o swoim wsparciu. Obiecuje też, że zrobi wszystko, by sokolik nauczył się latać.
Tak też się dzieje. Po kilku niezbyt udanych próbach mały sokolik wzbija się w powietrze i zaczyna samodzielnie latać. Prawidłowo reguluje wysokość i prędkość lotu, doskonale sobie radzi i unika przeszkód oraz niebezpieczeństw.
Wsparcie rodziców i wiara w możliwości dziecka sprawiły, że sokolik sam również uwierzył w siebie i pokonał własne ograniczenia.
Nie chcę tutaj być orędownikiem hasła, że wszystko jest możliwe, bo życie pokazuje, że jest wręcz przeciwnie. Chcę jednak podkreślić, że wiara w możliwości dziecka naprawdę potrafi góry przenosić i daje dzieciom niesamowitą siłę. To właśnie to zaufanie do dziecka i przekonanie o jego możliwościach daje mu wiatr w skrzydła i pozwala pofrunąć – w historii o sokole, ale i metaforycznie.