Jak wyglądało Pani życie sprzed doświadczenia macierzyństwa?
Zanim zostałam mamą pracowałam w biurze projektowym. Zajmowałam się wzornictwem przemysłowym. Tworzyłam projekty, prowadziłam negocjacje z klientami, nadzorowałam wprowadzenie projektów do produkcji.
Po urodzeniu syna wróciłam do pracy najpierw na pół etatu, a następnie na cały. Nie planowałam prowadzenia własnej działalności. Drugie dziecko, zmieniło nieco plany. Po urlopie macierzyńskim nie wyobrażałam sobie powrotu do pracy, przy dwójce malutkich dzieci (syn miał ledwo skończone 2,5 roku, córka 6 miesięcy). Zostałam w domu na urlopie wychowawczym.
I wtedy powstał pierwszy kot?
Zawsze lubiłam zajęcia manualne – robiłam na drutach, szydełkiem, haftowałam, coś tam szyłam. Któregoś dnia syn przyszedł do mnie z tablicą magnetyczną, na której był narysowany koślawy kotek i poprosił bym mu uszyła. Odrysowałam kotka, lekko poprawiłam kontur by dało się uszyć i tak powstał pierwszy Mas-kot.
Pokazałam Kota koleżankom z forum – chciałam się synem pochwalić, a tu okazało się, że Kot się bardzo spodobał. Zaczęły powstawać kolejne Koty. Z synem narysowaliśmy drugą sylwetkę kocią. Kotów przybywało i przybywało. I tak całkiem mimochodem szyciowe hobby przerodziło się w małą działalność, a Koty ciągle znajdują nowe domy 🙂
Jest sporo mam, które po urodzeniu dziecka zaczynają zajmować się czymś „dzieciowym”. Ale często nie jest to traktowane jako poważne zajęcie.
Ciągle pracuję nad rozwinięciem firmy, wprowadzam nowe projekty, wystawiam się na różnych kiermaszach i wystawach (np. Koty Na Płoty uczestniczyły w Super Sam Design w ramach Gdynia Design 2012). Satysfakcja z tej pracy jest ogromna. Przede wszystkim robię to co lubię i moja praca jest moim hobby. Po drugie sama jestem sobie żeglarzem, sterem i okrętem, co bardzo ułatwia codzienną logistykę z 2 małych dzieci. Oczywiście taki sposób na życie nie gwarantuje stałego źródła dochodu, ale coś za coś. Jestem bliżej dzieci, możemy elastycznie regulować ilość i jakość spędzanego wspólnie czasu, świat mi się nie wali, gdy któreś z nich choruje…
Czy kotowa miłość przetrwa, gdy dzieci podrosną i najpierw zaczną się buntować, a potem wyjadą z domu?
Myślę, że tak. Ciągle poszerzam asortyment. Koty nie są jedyną szytą przeze mnie zabawką. Na prośbę córki zaczęłam szyć lalki, a w ostanim okresie także poduszki i pledy. Firma zaczyna żyć własnym życiem, niezależnym już tak bardzo od etapu rozwojowego moich dzieci. Na przykład od wiosny mam w ofercie przytulaki dla niemowląt, a obecnie żadnego niemowlęcia w domu nie mam 😉 Ostatnio też rozpoczęłam współpracę z CraftoholicShop i szyję na zamówienie z tkanin tam dostępnych.
Czego mogłaby Pani sobie życzyć?
Dalszego, energicznego rozwoju firmy! Żebym mogła zatrudnić pracowników, a samej skupić się na wymyślaniu nowych projektów. Teraz zdecydowanie za dużo siedzę przy maszynie.
W jakim stopniu Pani dzieci uczestniczą w Pani pracy?
Dzieciaki mają ciągły, nieustający wręcz wkład w moje szycie. Testują nowe pomysły, wybierają kolory tkanin, pomagają w produkcji Kotów. Jesteśmy zwyczajną rodziną, która razem robi wiele rzeczy, a mama ewidentnie przynosi pracę do domu 😉
Czy nazwałaby Pani siebie aktywną mamą?
Nie wiem, czy jestem aktywną mamą. Pewnie dla niektórych tak, z racji prowadzenia własnej firmy i godzenia jej z rodzinnymi i macierzyńskimi obowiązkami, ale nie latam na paralotni, ani nie spędzam zimy na stoku. Dużo pracuję, bez wyznaczonych sztywnych godzin. Zdarza się, że przy maszynie lub komputerze siedzę po nocach, by kolejnego dnia 5 godzin poświęcić na pieczenie tortu urodzinowego dla córki 😉
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Emilia Kulpa