Co to właściwie znaczy „grzecznie”? Dla dziecka – nic. Ono nie rozumie tego słowa i na „stój grzecznie” po prostu nie zareaguje, bo nie wie, o co nam chodzi. „Grzecznie” przypomina trochę „fajnie”. Niby wiadomo, o co chodzi, ale jak się zastanowić, to zostaje pusty szkielet. A takie nieprecyzyjne słowa-szkielety mają to do siebie, że każdy może oblać je, czym chce, a to pierwszy krok do nieporozumień.
Czy nie jest tak, że mówiąc do dziecka „bądź grzeczny”, mówimy „bądź taki, jak chcę”, „bądź taki, żeby mi nie przeszkadzać”, „nie bądź taki, jak ty chcesz”, „nie chcę się teraz tobą zajmować”, „moje potrzeby są ważniejsze niż twoje”? Czasami chodzi nam o niebieganie po sklepie, czasami o założenie butów, czasami o niepłakanie. Zawsze chodzi o zmianę zachowania dziecka lub nawet jego charakteru.
Grzecznie – co zamiast tego?
Przez moją alergię na to słowo staram się go nie używać. W trudnych sytuacjach nie proszę o zmianę zachowania, bo są one wystarczająco trudne same w sobie. Zamiast prośby „bądź grzeczna” wypracowuję w sobie gotowość do akceptacji. Kiedy wyrzucimy z naszego słownika ten jeden wyraz, przez chwilę pojawi się pustka i może bezradność. Ale po tym przychodzi właśnie akceptacja stanu, w jakim jest nasze dziecko, jego temperamentu, emocji, które przeżywa. Krok dalej czeka nas akceptacja tego, co my czujemy i jacy jesteśmy w relacji z naszym dzieckiem. I zamiast oczekiwań pojawi się szczere bycie razem.
Przygotowujemy się z Matyldą do wyjścia, jesteśmy umówione na konkretną godzinę, przed wyjściem na tramwaj musimy wyprowadzić na spacer psy. Jest gorąco, ubieranie zabiera nam trochę więcej czasu, niż przewidywałam. Matylda kategorycznie odmawia założenia butów. Tłumaczę jej, dlaczego chciałabym, by je włożyła, że pieskom chce się siusiu i trzeba z nimi wyjść, że tatuś na nas czeka itp. Nic nie pomaga. Matylda rzuca sandały w drugi koniec przedpokoju. Chcę już wyjść, jest mi duszno i tak bardzo chciałbym, żeby Matylda była „grzeczna”, założyła buty i wyszła ze mną z domu.
Milknę w moich przekonywaniach i staram się ocenić sytuację: moje „chcę” przeciw jej „nie chcę”. Czy moje może w jakikolwiek sposób być ważniejsze? NIE, nie może i nie jest. Nie mówię więc „bądź grzeczna” i załóż buciki. Siadam na podsłodzę i pozwalam, by wylały się ze mnie emocje:
– Matylda jestem zdenerwowana, chyba nawet wściekła. Chciałabym wyjść z domu, a ty nie chcesz założyć butów. Nie wiem, co w tej sytuacji zrobić.
Patrzę w oczy najmądrzejszego człowieka mojego świata.
– Może ty masz jakiś pomysł? Co możemy zrobić w tej sytuacji?
Matylda odchodzi od drzwi, znajduje sportowe, zabudowane buty (moim zdaniem nieadekwatne do pogody, dlatego też wcześniej proponowałam sandały) i zakłada je.
– Idziemy?
– Tak – odpowiada.