Duchowość dzieci – jak i czy ją rozwijać? Autorzy zgadzają się co do tego, że jest to rozwój ducha, pierwiastka, który decyduje o naszym człowieczeństwie. Duchowość to kształtowanie wartości wyższych – empatii, prawdy, altruizmu, dostrzegania potrzeb innych, wolności czy pokoju.
Nawet jeśli autor opracowania zaznacza, iż duchowość nie musi odnosić się do sfery religijnej, najczęściej i tak na tym się kończy. Pojawiają się rozważania, czy małe dzieci lepiej zabrać na mszę dla maluchów, gdzie mogą tańczyć, śpiewać, wypowiadać się do mikrofonu – uczestniczyć w niej czynnie – czy jednak zachęcić dziecko do obserwowania liturgii dla dorosłych, by uczyło się uwagi, skupienia, przeżywania uniesień.
Duchowość dzieci – jak ją rozwijać?
Nie mam na ten temat zdania. Moje dziecięce uczestnictwa w nabożeństwach wspominałam jako jedne z najmniej lubianych i zupełnie niewyczekiwanych chwil. Nie pojmowałam przedstawienia, które odgrywał pan w sukience i chłopcy w białych fartuszkach. Nie rozumiałam o czym mówią. Sroga mama wymagała bym zachowywała się nienagannie, nie wierciła, nie zagadywała. Nudy na pudy! Zważywszy na to, że zalążki myślenia abstrakcyjnego pojawiają się w 6, 7 roku życia, nie można mi było takiej reakcji mieć za złe. Nie rozumiałam metaforyki i symboliki liturgii. Nie rozumieją jej nawet starsze dzieci. Oto fragment usłyszanego w maju (po I Komuniach) dialogu starszego kolegi z młodszym:
– Zjadłem ciało Jezusa.
– No, co ty…
– Naprawdę, ksiądz tak powiedział.
– I co?
– E, smakowało jak wafel…
Niechęć do tego co dzieje się w kościele minęła dopiero w latach szkoły średniej. Lekcje religii odbywały się w budynkach kościelnych. Cudowny ksiądz, który prowadził te lekcje, nie uczył nas dogmatów. Na każdym spotkaniu proponował byśmy wyobrazili sobie, że stajemy przed moralnym dylematem i trzeba podjąć jakąś decyzję, należy dokonać wyboru. Kosztem siebie, kosztem innych. Wymyślał mnóstwo codziennych życiowych sytuacji. Skakaliśmy sobie do oczu, kłóciliśmy się, dochodziliśmy do jakichś wniosków a on z dobrotliwym uśmiechem przysłuchiwał się, podrzucając czasem dodatkowe pytanie czy słowo. O, jak go kochaliśmy. Był naszym etycznym drogowskazem. Do końca. Do matury.
Protestancka duchowość dzieci i rodziców
Podczas licznych pobytów w USA miałam okazję przyjrzeć się jak funkcjonuje tam kościół protestancki. Otóż, w każdym kościelnym budynku prócz sali bankietowej i świetnie wyposażonej kuchni (do wykorzystania przez wiernych na rodzinne uroczystości), istnieje sala przedszkolno-żłobkowa z mnóstwem zabawek, przewijakami, a nawet łóżeczkami dla najmłodszych. Dyżury pełnią w niej po kolei rodzice maluchów. Małe dzieci nie uczestniczą w nabożeństwach. Starsze, w porozumieniu z rodzicami, poczynają brać w nich udział, przy czym nie istnieje granica wieku, od której dziać się to musi.
– Dobrze pomyślane – stwierdziłam z uznaniem, przypominając sobie swoje doświadczenia z głębokiego dzieciństwa. Ale naprawdę mocne wrażenie uczyniło na mnie co innego.
Wspólnota jako miejsce nauki duchowości
Kongregacja kościelna podzielona jest na grupy. Ludzie dobierają się sami. Ja akurat miałam okazję przyglądać się rodzinom z małymi dziećmi. Raz w tygodniu, po kolei u każdej z rodzin należących do grupy, odbywa się tzw. spotkanie biblijne. Sympatyczne. Rodzice przychodzą z dziećmi, każdy przynosi coś na wspólny posiłek. Na początku jest odczytany i interpretowany (przez wszystkich, dzieci mają prawo głosu) fragment Pisma Świętego. Potem ludzie omawiają sytuację życiową poszczególnych rodzin ze swojej grupy. Spoza grupy także. Dzieci bawią się w pobliżu, ale – jak to dzieci – uszy mają dookoła głowy.
No i okazało się, że Frank złamał nogę a Tracy ciężko dojechać do centrum handlowego z trójką małych dzieci. Melissa jest samotną matką i opiekuje się babcią z Alzheimerem. Jim ma przewlekle chorą żonę, choroba pochłonęła mnóstwo pieniędzy, a trzeba przełożyć dach. Starsi układają grafik deklarując pomoc. Nathalie zrobi dwa razy w tygodniu zakupy Tracy, Effie i Daisy będą wozić dzieci Melissy na zajęcia z futbolu, a raz zastąpią ją przy babci, by mogła wyskoczyć do miasta. Wszyscy panowie z grupy spędzą najbliższą sobotę na przekładaniu dachu w domu Jima. Aha, starsza sąsiadka gospodarzy – Joan – ma jakąś infekcję, musi poleżeć, a jej mąż jest na diecie. Trzeba co drugi dzień podrzucić im dietetyczny obiad. To kto? Daisy i Nathalie? Ok. Joan nie należy do ich kongregacji, ale to przecież nic nie znaczy. Potrzebuje pomocy.
Zaangażowane dzieci
A potem pada pytanie w kierunku dzieci – jak one mogą włączyć się do tej pomocy? Co mogą dać z siebie? Padają deklaracje i traktowane są bardzo serio. Dzieci mają świadomość, że na następnym spotkaniu ten i ów zagadnie je jak też poradziły sobie i czy wywiązały się z obietnic.
Czy takie postawy mają wpływ na duchowy rozwój dziecka? Jeśli przyjąć, że otwieranie się na drugiego człowieka, na jego potrzeby, altruizm i empatia to składowe duchowości – jak najbardziej!
A teraz bardzo istotne pytanie. Czy dzieci ateistów nie mają szans na duchowy rozwój? Czy celebracja kościelnych obrzędów to warunek nieodzowny do tego rozwoju?
Świecka duchowość dzieci
Myślę, że nie. Wiara ma za zadanie przeprowadzenie człowieka przez doczesne życie tak, by było ono godne, uczciwe i moralne. Takie może być także życie ateisty i jego dzieci. Świecki system wartości także zakłada, że prawda jest dobra, nieprawda zła. Uczciwość, lojalność, pracowitość, dokonywanie właściwych życiowych wyborów to wartości uniwersalne. A jedną z tych wartości jest empatia i wynikające z niej wyrzeczenia.
Nie musi się należeć do grupy wyznaniowej, by móc uczynić coś dla człowieka, który jest w potrzebie. Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte. I dobrą wolę. I system wartości, który szepcze, że przejść obojętnie nie można.
No, tak. Ale gdzie w tym miejsce na pierwiastek duchowy? A jest. Duchowość potrzebuje strawy. Strawy dla ducha. Sądzę, że każdy z nas bodaj raz w życiu doznał chwili uniesienia, wzruszenia, przejęcia, takiej chwili, w której czuł się dobry, albo bardzo chciał być dobry. Tak mogło stać się pod wpływem pięknej muzyki, wartościowej, poruszającej lektury, a nawet po rozmowie z przyjacielem, z którym szukaliśmy kompromisu lub ścieraliśmy się w poglądach skrajnie odmiennych. Tak dzieje się w zetknięciu z przyrodą, kiedy piękny widok zapiera dech w piersiach i nasuwa refleksje o jakie trudno na wielkomiejskiej ulicy. To jest ta strawa. Nie żałujmy jej sobie i naszym dzieciom.
Duchowość dzieci, jako wspólna droga całej rodziny
Szukajmy jej w pięknym otoczeniu, wśród poruszających barw, zapachów i dźwięków. Zatrzymujmy się. Ukazujmy to piękno dzieciom. I w takich chwilach rozmawiajmy z nimi o tym, co naprawdę istotne w życiu. Ważnych rozmów nie prowadzi się w biegu, w supermarkecie czy drodze do przedszkola. Takie tematy wymagają szczególnej oprawy, nastroju, klimatu. To chwile, w których możemy odkurzyć zapomniane i niemodne pojęcia, takie jak: honor, sumienie, patriotyzm, odpowiedzialność, oddanie, lojalność czy poczucie obowiązku.
A na koniec – opowiastka:
Pewna kobieta w poszukiwaniu sensu życia dotarła do sklepu, który prowadził Pan Bóg i ze zadziwieniem oglądała półki, na których stały woreczki i słoiki z napisami: „miłość”, „mądrość”, „cierpliwość”, „radość”, „przyjaźń”, itp.
Kobieta zachwycona poprosiła:
– Panie, poproszę miłość, piękno i mądrość – Bóg sięgnął do słoiczków i podał jej trzy małe kulki. Kobieta wielce obruszona powiedziała:
– Przecież nie o to mi chodzi!!! Co to ma być???
Bóg na to :
– Ja mam tylko nasiona, to co z nimi zrobisz zależy od ciebie.
Z zawartości niektórych słoiczków wykiełkuje duchowość. Jak zadbasz o tę zawartość, zależeć będzie od ciebie.