„Przyjaciele żyrafy” Joanny Berendt i Anety Ryfczyńskiej to zbiór empatycznych bajek dla dzieci przedszkolnych i wczesnoszkolnych, ale tym razem mam wrażenie, że ta bajka powstała specjalnie z myślą o rodzicach. „Zaskoczyło ją to pytanie. – czytamy dalej. – „Zazwyczaj dorośli troszczą się o swoje dzieci, chcą im pomagać i bardzo je kochają. Dlatego na pewno chcą słyszeć, co dzieci do nich mówią, by wiedzieć, co jest dla nich ważne.” – pomyślała Bibi.”
Czy na pewno?
Troszczą się, chcą pomagać i bardzo kochają – co do tego nie mam wątpliwości, ale czy nie jest tak, że są tak zagonieni, pochłonięci swoimi racjami, ważnymi powodami, pośpiechem, że nie są w stanie nic usłyszeć? A zresztą i tak wiedzą lepiej!
– Mamo, chcę się teraz bawić – mówi syn, a mama odpowiada: – Tak, ale ja teraz się śpieszę do pracy.
– Mamo, chcę jeszcze chwilę tu zostać – mówi córka, a mama odpowiada: – Tak, ale ja chcę już iść.
– Mamo, chcę to zrobić – mówi dziecko, a mama odpowiada: – Tak, ale ja… Tak, ale ja…
Nasze „ale ja” zagłusza fale, które wysyła dziecko, jak w starym radiu, gdzie słychać tylko trzaski. Dzieci czasami walczą o to, by wreszcie rodzice ich wysłuchali, bo przecież, jak powiedział Paul Tournier: „Nie sposób pominąć ogromną ludzką potrzebę, aby być słuchanym, rozumianym i traktowanym poważnie. Nikt na tym świecie nie może swobodnie się rozwijać i doznać pełni życia, jeśli nie będzie miał poczucia, że jest rozumiany przynajmniej przez jedną osobę”.
I dzieci doskonale to wiedzą i walczą o to bycie zrozumianymi, jak jelonek Staś:
„– Nawet głośno krzyczałem, tupałem, wierzgałem i gdy to nie działało, to na koniec kopnąłem krzesło. Jednak nic nie działało. (…) Nie słuchali tego, jak ja się czułem, a to było dla mnie ważne. A ja przecież tak się starałem im to powiedzieć… (…) Bo gdy rodzice szanują i akceptują pomysły czy uczucia, to moje serduszko się uspokaja…”
Tymczasem nie tylko nie mamy przestrzeni, by skupić się na tym, co w danej chwili dzieje się w dziecku, popatrzeć z uwagą, wysłuchać i okazać to, że naprawdę słyszymy, jest gorzej – czasami nie bierzemy pod uwagę, że w ogóle dziecko może coś czuć, czegoś chcieć. Liczy się to, co np. wypada.
W sytuacjach trudnych: w przedszkolu, szkole, u lekarza, cioci lub prababci mówimy dzieciom, co mają robić, zmuszamy je do różnych zachowań, żeby nie wyszło, że może są niegrzeczne? Albo że sobie z nimi nie radzimy? Nie próbujemy nawet zauważyć, że dziecko ma coś do powiedzenia. A przecież to, że dziecko wysłuchamy, nie znaczy, że od razu mamy zrobić wszystko, jak ono chce. Jeśli dziecko mówi, że chce bajkę, to czym innym jest usłyszeć dziecko i okazać mu to, np. mówiąc: „aha, chcesz bajkę” albo „widzę, że bardzo zależy ci teraz na tym, by pooglądać bajkę”, a czym innym – zgodzić się na to!
Usłyszeć to znaczy uszanować, pokazać, że dziecko jest dla nas ważne i dzięki temu pomóc mu kształtować jego obraz siebie i poczucie własnej wartości. A zgodzić się – to już kwestia tego, czego wszyscy w danej chwili potrzebują, jak chcą spędzać czas i jakie mają plany.