Jak doszło do powstania Stowarzyszenia Primum Non Nocere (łac. po pierwsze nie szkodzić)? Czyżby z potrzeby serca? Nie było wcześniej instytucji zajmującej się pacjentami?
Pierwszym stowarzyszeniem, było Stowarzyszenie Obrony Praw Pacjenta, które powstało w 1998 roku. Następnie przekształcono je w Stowarzyszenie funkcjonujące pod dzisiejszą nazwą. Miało ono pomóc, ofiarom błędów medycznych, w otrzymaniu wsparcia w zakresie prawnym oraz przy składaniu wniosków do organów władzy sądowej. Naszym zamiarem, było doprowadzenie do takiej zmiany prawa, aby w momencie nieszczęśliwego zdarzenia, poszkodowany otrzymał konkretną pomoc.
W przeszłości istniały oddziały terenowe Primum Non Nocere w Białymstoku, Gdańsku, Łodzi, Krotoszynie, Olsztynie, Poznaniu, Starachowicach, Warszawie, Wrześni i w Złotowie. Obecnie działają tylko oddziały w Białymstoku, Krotoszynie, Łodzi i w Warszawie.
W jaki sposób Stowarzyszenie pomaga ofiarom błędów medycznych?
Jak chodzi o zakres pomocy, to staramy się tak pokierować pokrzywdzoną osobą, by uzyskała ona pomoc w zakresie medycznym oraz holistyczną wiedzę na temat tego, do kogo ma się zgłosić i gdzie może uzyskać pomoc prawną. Pomagamy również w pisaniu wniosków dowodowych i zażaleń, ale nie udzielamy porad prawnych. Od tego są prawnicy. Rodzaj pomocy zmieniał się na przestrzeni lat, chociaż staramy się, by nasze działania były niezmienne.
Po pierwsze, walczymy w imieniu danej osoby o pomoc medyczną i celem nadrzędnym jest uzyskanie takiej pomocy. Następnie, wyciągamy konsekwencje prawne. Możemy obrać ścieżkę postępowania cywilnego – czyli odszkodowawczą, bądź ścieżkę ugody pozasądowej. Możemy również skierować sprawę na tory postępowania karnego czy postępowania zawodowego. W trakcie naszej pracy staramy się – po konsultacji z zaprzyjaźnionymi lekarzami – ustalić, czy dana sprawa może być przedmiotem odszkodowania. Jednak to poszkodowany musi dowieść, że szkoda była zawiniona. A szkoda nie zawsze jest mierzalna, nie zawsze też można wykazać, że jest zawiniona – wówczas będziemy mieć problem z udowodnieniem jej przed sądem. Wykonujemy zatem analizę i proponujemy, jaką drogę powinien obrać. Często sugerujemy kontakt z kancelarią adwokacką. Zdarza się nam po takim spotkaniu zanieść do prokuratury wniosek o popełnieniu przestępstwa.
Ilu osobom udało się pomóc?
Liczba nie jest nam znana, bowiem nikt nie zbiera tego typu danych. Wiemy, że od 600. do 900. spraw trafia do sądu, natomiast nie monitorujemy dalszego ich biegu. Nikt nas również o swoim sukcesie nie informuje. Wiedzę mamy dopiero wówczas, gdy występują jakieś duże problemy i poszkodowany wraca do nas ze swoim problemem.
Czy w ogóle można, wedle dzisiejszych uregulowań prawnych, wygrać z lekarzem?
Prawo, które jest w Polsce, nie daje równych szans sprawcy i poszkodowanemu. To na poszkodowanym ciąży obowiązek udowodnienia, że szkoda jest zawiniona. Poszkodowany ma dowody w postaci dokumentacji medycznej, czyli posiada informacje napisane przez sprawcę. Reszta bazuje na opinii biegłych, którzy niejednokrotnie są znajomymi sprawcy. Szacuje się, że w kraju wielkości Polski przytrafia się około 20-30 tys. nieszczęść, z winy systemu ochrony zdrowia. Wracając do pytania – w praktyce gros ludzi nie wnosi skarg, gdyż nie wierzy w skuteczność wymiaru sprawiedliwości. Ponadto boją się, że zostaną obciążeni kosztami sądowymi, oraz że jeżeli przegrają, to zostanie im przypięta etykietka pacjenta roszczeniowego.
Powołując się na dane z lat 90. (czyli sprzed działalności Stowarzyszenia) wiemy, że wpływało do sądów od 100 do 300 pozwów i tylko minimalna ich część była rozpatrywana korzystnie dla pacjentów. Od 2000 roku (czyli od momentu rejestracji Stowarzyszenia) mamy do czynienia ze znaczącym wzrostem doniesień. Liczba wzrosła do 1000 spraw rocznie, z czego mniej więcej połowa została rozpatrzona korzystnie dla pacjenta. Jeszcze większy wzrost nastąpił w 2004 roku; w tej chwili mamy kolejny spadek.
Czy Stowarzyszenie miało jakieś szczególne metody wywierania wpływu na środowisko lekarskie?
Nasze metody polegały głównie na rozklejaniu plakatów w Warszawie, w ramach akcji protestacyjnych. Był okres, kiedy wieszaliśmy po kilka tysięcy plakatów rocznie. Jednak okazało się, że takie banery są nielegalne, więc mieliśmy dużo problemów ze Strażą Miejską. Kolejnymi naszymi metodami były protesty pod Ministerstwem Zdrowia, spotkania z lekarzami, pochody i pikiety.
Jakie sukcesy ma na swoim koncie Stowarzyszenie?
To u nas narodziła się koncepcja rzecznika praw pacjenta, powstały wówczas takie instytucje, jak rzecznicy przy kasach chorych – jednak nie uznaliśmy tego za sukces. Próbowaliśmy forsować odpowiednią ustawę o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. W tej chwili mamy ustawę, która nie jest całkowita i nie odpowiada w pełni na wszystkie potrzeby pacjentów. Powołano rzecznika praw pacjenta, który w sensie ustawowym jest karykaturą takiej instytucji. Miała ona pomagać poszkodowanym, a jest wręcz przeciwnie.
Kiedy możemy mówić o błędzie medycznym?
O istnieniu błędu medycznego mówimy wówczas, kiedy wiemy, że nastąpiła szkoda, wynikająca z niewłaściwych działań lekarza. Nasza wiedza w tym zakresie, nie jest jednak wystarczająca do tego, by w postępowaniu karnym została taka szkoda udowodniona. Błąd medyczny musi zostać dowiedziony na podstawie dokumentacji medycznej, a następnie na podstawie opinii powołanych biegłych.
Jaki procent błędów medycznych stanowią błędy popełniane przez lekarzy w trakcie porodu?
Błędy związane z porodem, to około 35.proc. skarg. Sześć najczęstszych grup oskarżeń obejmuje aż 90% wszystkich zdarzeń. Gdyby w tych sześciu grupach podjąć mocne działania naprawcze, natychmiast zmalałaby liczba donosów. Natomiast to, co dzieje się podczas porodów jest niewątpliwie numerem jeden.
Czy spotkał Pan jakiś szczególnie szokujący przypadek błędu w trakcie przyjęcia porodu?
Mnóstwo jest takich przypadków. Dziewczyna powinna rodzić za dwa tygodnie, a lekarz nie podejmuje działań przyspieszających poród, co kończy się tragedią. Dziecko z porażeniem mózgowym urodzone w zamartwicy (czyli w stanie niedoboru tlenu). Poród kończący się urwaniem splotu ramiennego. Częstym błędem po porodzie jest niesprawdzenie, czy nie pozostały w macicy części łożyska – taką pacjentkę puszcza się do domu, która wraca na nowo już z sepsą.
Jakiego rodzaju dokumenty kobieta w ciąży powinna gromadzić na wszelki wypadek?
Należy konsultować się z kilkoma specjalistami ginekologami, aby mieć alternatywną opinię lekarską. Nie zapominajmy jednak o zdrowym rozsądku. Sytuacja, kiedy już dochodzi do tragedii, jest sytuacją najgorszą. Mamy wówczas do czynienia z ciężko okaleczonym dzieckiem albo matką, czego często już w ogóle nie da się odwrócić. Pierwszą rzeczą jest profilaktyka, aby do takich sytuacji nie dochodziło. Proszę zauważyć, że odsetek wypadków przy porodzie utrzymuje się wciąż w okolicach tych 30.proc. To oznacza, że nie są prowadzone żadne akcje inicjowane przez władze publiczne i żadne dodatkowe szkolenia dla lekarzy położników.
Często bywa tak, że jeśli nawet jest prowadzona jakaś sprawa przeciwko konkretnemu lekarzowi, osoba ta nadal pracuje. Jak to jest możliwe?
To jest ogromny problem. Oskarżenie może wnieść prokurator, pozew – każdy. Każdy też jest niewinny, dopóki mu się owej winy nie udowodni. W tej sytuacji należałoby oczekiwać znacznie większej sprawności działania organów ścigania i sądów. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi, a sędziwe wyroki wydają. Niestety zbyt powoli i stąd sytuacje, o które Pani pyta.
Co może być silnym argumentem w sądzie, z czym nie bać się iść i wnosić oskarżenie?
Jeśli mamy do czynienia z wadą dziecka, możemy się spodziewać, że biegli orzekną, iż jest to wada genetyczna, że nikt niczemu nie jest winien, że lekarze zrobili wszystko, etc. W takiej sytuacji należy zwrócić się do szpitala o cały komplet dokumentacji, zanim placówka zorientuje się, że doszło do jakiejś tragedii oraz zanim te dane zostaną zmienione. Często zdarzały się przypadki, kiedy dokumentacja została uzupełniona post factum. W związku z tym radzę zabrać papiery od razu po porodzie. Ważne są również kontakty z innymi pacjentami oraz ich ewentualne zeznania.
Czy akcje typu – rodzić po ludzku, w jakiś sposób przybliżają pacjenta do większej kontroli swoich praw?
Nic lepszego niż ta akcja nie powstało. Kiedy w takie działanie włączani są wolontariusze, czyli osoby pracujące z potrzeby serca, wówczas tego typu inicjatywy mogą odnieść dużo większy skutek. Akcja rodzić po ludzku, jest bardzo dobrym przedsięwzięciem istniejącym w społecznej świadomości. Natomiast uważam, że ta kampania powinna być prowadzona szerzej i mocniej.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawia Gabriela Jatkowska.