Jednak zasada była zasadą i moi rodzice najwyraźniej działali konsekwentnie: nie można kłamać i już. Teraz jak dziecko zmyśla, to mówi się, że ma bogatą wyobraźnię. Jednak czasami bywa to prawdziwym utrapieniem, zwłaszcza gdy trafi się na wyjątkowo „wybujały” egzemplarz. Ustalenie pewnych faktów bywa wówczas naprawdęniełatwe. A czasami wręcz niemożliwe.
Często nasze rozmowy z Franiem odbywają się w warszawskich tramwajach. Rano, w drodze do przedszkola, przeważnie rozmawiamy o snach i komentujemy, co za oknem. Po południu – o życiu przedszkolnym, jak minął nam dzień i – o tym, co za oknem. Kilka dni temu pytam jak zwykle:
– Synku, zjadłeś dziś obiad?
– Tak. – odpowiada najzwyczajniej w świecie.
– Jaka była zupa? – pytam. I z niejakim zdziwieniem obserwuję żarzący się blask w oku. I właśnie w okamgnieniu syn odpowiada, jak gdyby nigdy nic:
– Czekoladowa!
– Hm, TAKA zupa?! O, musiała być pyszna. – dodaję zupełnie poważnie.
– Bardzo pyszna, nooo… – z rozmarzeniem odpowiada Franio.
– A co było na drugie danie? – ciągnę.
– Garść cukierków – słyszę w odpowiedzi.
Po chwili śmiejemy się nie tylko my dwoje, ale i kilkoro pasażerów wokoło.
Synek był bardzo zadowolony z efektu, jaki wywołał i to było naprawdę zabawne. Można powiedzieć, że obserwowałam go w trakcie układania tej dowcipnej odpowiedzi, widziałam, jak w jednej sekundzie postanawia wejść w konwencję żartu. I to też było zabawne: lekkie, zwiewne i dyskretne. Takie jak powinno, gdy chce się kogoś inteligentnie rozśmieszyć. Czasem jednak zdarzy mi się nie zauważyć tego subtelnego przejścia od faktu do fikcji. I nie od razu jestem w stanie zorientować się, że dziecko opowiada mi historyjkę z palca wyssaną.
Tak było kilka tygodni temu, kiedy Franio upierał się w którąś sobotę, że już nie będzie leżakował w dzień. Nie nalegałam, ale chciałam ustalić stan rzeczy:
– Synku, ale w przedszkolu jeszcze sypiasz w ciągu dnia, po obiadku, prawda?
– Nie, nie śpię po obiadku.
– Czasami nie śpisz?
– Wcale już nie śpię po obiadku. Jestem już duży.
– Nikt z waszej grupy już nie śpi?
– Nina śpi… I Igor. I Hania. Ale ja nie śpię.
Cóż, wyglądało przekonująco. Gdyby Franek stwierdził, że już nikt nie leżakuje, zazgrzytałoby mi. Bo byłoby to prawdziwie dziecięce upieranie się, że wszystko albo nic. Ale wymienił bardzo szybko na placach, kto śpi, a kto nie, więc uwierzyłam.
Nie chce spać, w porządku, pomyślałam. Może już wyrasta z dziennych drzemek. Na wszelki wypadek postanowiłam jednak porozmawiać w poniedziałek z panią przedszkolanką. Cóż, chciałabym wiedzieć, komu w takim razie zabieram dwa razy w miesiącu pościel do prania. No właśnie…
Coś mi zaświtało.
– Wiesz co, Franiu. Zastanawiam się, co by powiedziała pani Madzia, gdybym teraz do niej zadzwoniła i zapytała, czy naprawdę nie leżakujesz już po obiadku.
– No powiedziałaby… – Franek poważnieje, zawiesza głos, milknie na dłuższą chwilę i coś przerabia w myślach.
– Co by powiedziała?
– No… prawdę. – mówi i znika w swoim pokoju.
– A jaka jest prawda? – idę za nim.
– No taka, że czasami nie śpię.
– Czasami? – z trudem powstrzymuję śmiech.
– No… czasami śpię.
Wybucham głośnym śmiechem. Synek patrzy na mnie rozbawiony. Śmiejemy się tak dobrych parę minut, a gdy nam przechodzi, staram się brzmieć poważnie:
– Franiu… Nie chcesz spać, to nie musisz, ale nie oszukuj mnie, bo tak zakombinowałeś, że ciężko mi się zorientować.
– No dobra! Nie będę – cieszy się Franio i… ma taką minę, że naprawdę ciężko się zorientować.
W poniedziałek, tak jak postanowiłam, zapytałam o to panią przedszkolankę. Odpowiedziała, zanosząc się śmiechem, że Franek jako pierwszy z grupy zasypia po obiedzie. A czasem nawet w trakcie obiadu. Na co dołączyła do rozmowy druga z pań opiekunek i dodała, że widok Frankowej głowy lecącej do zupy jest najczęstszym przedleżakowym widokiem w sali.
Co ciekawe, Franek uczestniczył w całej rozmowie i śmiał się serdecznie, najgłośniej z nas wszystkich.
Cóż, powodów owej zmyślnej i zmyślonej opowiastki może być wiele. Chciał wypróbować granice rzeczywistości lub też zasygnalizować, że jest starszy (bo to było tuż po 3. urodzinach). Albo po prostu dla zabawy. Ale czy jest jakiś ogólny powód, dla którego dzieci zmyślają?
Osobiście to nie wiem, ale uważam, że to piękny dar. Nawet jeśli czasem wysadza nas, dorosłych, w powietrze. A właściwie to zwłaszcza dlatego. Bo obraz po wybuchu(wybuchu śmiechu, rzecz jasna) jest przyjemniejszy niż suche fakty i warszawskie tramwaje.