– Sabuś, a gdybyśmy tak zaprosili na Wigilię starszych państwa z Domu Kombatanta?
Sabinka aż poczerwieniała z emocji. Zdążyła polubić panią Olę i pana Wacława. A najbardziej lubiła zawsze uśmiechniętą i radosną panią Wandzię. Jeszcze przed momentem była pewna, że zasiądą do stołu tylko we czworo, z babcią Marysią.
– Tak, mamo, tak! – zawołała z entuzjazmem, ale zaraz zakłopotała się.
– A jak oni się tu dostaną?
– Rozmawiałam z tatą, obiecał, że przywiezie wszystkich autem. To nie będzie problem. Tylko – mama zrobiła zafrasowaną minę – nie wiem czy Mikołaj znajdzie drogę pod naszą choinkę by zostawić tam upominki dla gości. Myślisz, że mogłabyś sama coś przygotować?
Sabinka rozjaśniła się.
– Pani w przedszkolu uczyła nas jak robić choinki z pianki. Mama, mówię ci, są cudne!Zrobię dla wszystkich takie obrazki z choinkami, dobrze? Dla babci Marysi też.
Wigilia była wspaniała. Sabinka pomagała mamie nakryć stół i udekorowała go świerkowymi gałązkami. Ułożyła pod choinką ślicznie zapakowane obrazki. Tata przywiózł starszych państwa, a oni obdarowali Sabinkę książeczkami, kolorowymi rajstopkami i ukochanymi żelkowymi myszkami.
Mama poprosiła Sabinkę, by pomyślała czego chce życzyć gościom przy opłatku, więc Sabinka życzyła pani Oli, by nie bolała ją skręcona kostka, a pani Wandzi, żeby na jej piętrze jak najczęściej miała dyżur lubiana przez wszystkich opiekunka. Nie wiedziała tylko czego życzyć panu Wacławowi. Myślała, myślała i przypomniało jej się jak pan Wacław opowiadał kiedyś mamie, że co roku czeka przed świętami na list od swojego syna. List z zaproszeniem na święta. Pan Wacław kupuje nawet – tak na wszelki wypadek – upominki dla swoich wnucząt, ale ostatnio już mu się trochę myli, nie pamięta dokładnie ile mają lat. Potem te upominki dostaje Sabinka, albo wnuki pani Oli. Więc Sabinka życzy panu Wacławowi, żeby przed następnymi świętami pani portierka wręczyła mu list od syna. W pokoju robi się dziwnie cicho, ale mama zaprasza na wigilijny barszcz i zaraz znowu jest gwarno.
Potem wszyscy śpiewali kolędy. Sabinka roznosiła ułożone pod choinką prezenty. A na koniec – to dopiero! Goście zaczęli bawić się z kociętami. Bo Mantra kilka tygodni wcześniej urodziła cztery małe syjamki. I kiedy tata robił zdjęcia – starsi państwo chwytali kotki na ręce, by się z nimi sfotografować. Sabinka była o te kocięta tylko odrobinkę zazdrosna. A na koniec wszyscy ze śmiechem pomagali pani Wandzi wstać z podłogi, bo usiadła na dywanie, żeby rzucać kociakom piłeczkę i nie mogła się podnieść. Niby nic trudnego, ale Sabinka już wiedziała, że na starość trudno jest chodzić, biegać zupełnie nie można, a podnieść się z podłogi to nie lada wyczyn.
To była Wigilia gwarna i pełna śmiechu. Tuż przed zaśnięciem Sabinka pomyślała, że w przyszłym roku poprosi rodziców, by starsi państwo znowu mogli im złożyć wizytę.
W następnym roku nie udało się zgromadzić przy wigilijnym stole ubiegłorocznych biesiadników. Pani Wandzia stała się kroplą w oceanie, pan Wacław leżał w szpitaliku, a pani Ola doczekała się zaproszenia od swoich wnuków. Zostały po tej Wigilii dobre wspomnienia i fotografie starszych państwa uśmiechających się do aparatu i dokazujących z kociętami.
Starość to niewesoła pora życia. Nie tylko dlatego, że coraz trudniej liczyć na harmonijną współpracę wszystkich organów. Starzy ludzie często traktowani są z lekceważeniem. Niekiedy dzieci widzą (bo dzieci widzą wszystko), jak rodzice puszczają do siebie oko cytując powiedzenie babci czy dziadka lub wiekowej sąsiadki. Można im potem zrobić wykład na temat szacunku, jaki obowiązuje ich wobec starszych, one i tak nabiorą przekonania, że tymi starszymi tak naprawdę i na serio przejmować się nie należy.
Czy dobry przykład, jaki dajemy dzieciom musi sięgać aż tak daleko jak działo się to w rodzinie Sabinki? Czy konieczne są wizyty w Domu Opieki by dziecko mogło utwierdzić się w przekonaniu, że starszemu człowiekowi należy się troska, uwaga i szacunek?
Myślę, że wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. W tym roku przy wigilijnym stole rodziców dziewczynki pojawiła się samotna, starsza sąsiadka, której jedyny syn wyjechał za granicę. Bo pusty talerz, który stawiamy symbolicznie dla zgłodniałego samotnika może zostać napełniony prawdziwie – dla kogoś, kto dzięki nam nie będzie tego wieczoru ani głodny, ani samotny.