Bezludna wyspa – raj czy piekło? Dziś ponownie przychodzę do Was z książką dla rodziców, nie dla dzieci. Mogą po nią sięgnąć również starsi nastolatkowie, bo książka pokazuje, jak różne sytuacje mogą wpływać na ludzi. Dla mniejszych dzieci książka będzie zbyt trudna i może trochę przerażająca. Nastolatki poradzą sobie z nią bez problemu, a jednocześnie być może wyciągną z niej przestrogę dla siebie.
Bezludna wyspa – krótko o fabule
Uczący się w prestiżowej szkole w Oksfordzie Link – syn dwójki naukowców – jest pośmiewiskiem wszystkich uczniów. Jego pozycja została ustabilizowana pierwszego dnia, kiedy to nie zdołał przebiec w wyznaczonym czasie dookoła boiska, a wybrana przez rodziców placówka kładzie silny nacisk na sportowe wyniki.
Stał się automatycznie najsłabszym ze słabych, a silniejsi i popularniejsi uczniowie zaczęli z niego drwić. Głównym prześladowcą staje się sportowy mistrz szkoły – Loam. Wtóruje mu kolega, który pozuje na „gangstera” – Turk; dotychczasowy najsłabszy uczeń – Egan, który dotychczas usługiwał Loamowi oraz dwie najpopularniejsze w szkole dziewczyny Miranda Pencroft i Jun Am Li.
Trzy lata spędzone w szkole stają się dla Linka tragedią i koszmarem. Musi biegać po zakupy dla swoich prześladowców, odrabiać pracę domową, nosić torby i wiele innych. Do tego nieustannie jest obiektem mało zabawnych żartów.
Postanawia rzucić szkołę po egzaminach. Nie chce kontynuować nauki, bo ma po prostu dość tego, jak jest traktowany. Rodzice zgadzają się na odejście syna ze szkoły, pod jednym warunkiem. Musi wziąć udział w wakacyjnym obozie przygotowującym do życia. Jeżeli po spędzeniu dwóch tygodni z kolegami z klasy nadal będzie chciał odejść ze szkoły – odejdzie. To on po wakacjach podejmie decyzję.
Dzieciaki ruszają więc na wakacyjny obóz. Samolot, start, turbulencje i… Link budzi się na plaży, na której nie ma ani śladu żywego człowieka. Nie ma na nogach butów, telefon jest zniszczony i rozbity, a on sam dopiero co odzyskał przytomność. Stało się jasne. Przeżył katastrofę lotniczą. I tu zaczyna się zasadnicza część książki, która sprawi, że nie raz otworzysz usta ze zdziwienia i zaskoczenia. Zwroty akcji, reakcje bohaterów i ich przemiana będą tak zadziwiające i zaskakujące, że wprost trudne do uwierzenia.
Magia bezludnej wyspy
Wartością tej książki jest jednak nie tylko studium różnych osobowości, które zmieniają się pod wpływem warunków i otoczenia – choć niewątpliwie autorka zrobiła tu kawał dobrej roboty.
To również kontekst kulturowy, który jest bardzo interesujący. To płyty muzyczne, które mają charakteryzować postacie oraz liczne odwołania literackie, jak chociażby „Władca Much” Goldinga, „Hrabia Monte Christo” czy najbardziej narzucający się w tej sytuacji „Robinson Crusoe” Daniela Defoe.
Autorka pokazuje, jak władza potrafi zmienić człowieka. Na wyspie dochodzi do kompletnego przetasowania miejsc i pozycji. To już nie jest Osney (szkoła), gdzie liczy się wynik przebieżki. Tu liczy się to, kto potrafi polować, zabijać i rozpalać ogień. Liczy się to, kto potrafi dać reszcie jedzenie – nawet, gdy jest chuderlakiem i biega najwolniej.
Bohaterowie przechodzą ogromną przemianę. Integrują się i rozdzielają. Walczą i współpracują. Są podli i wrażliwi. To studium ludzkiej psychiki, ale też relacji społecznych i tego, co je warunkuje.
Warto się nad tą książką pochylić. Dla mnie była niesamowitym doświadczeniem. Skłania do refleksji. Jest fantastycznie i wciągająco napisana. I choć jest swego rodzaju współczesną wariacją Władcy Much, to ma swój własny oryginalny rys. Jest trudna i przerażająca momentami. Choć wydaje się, że postacie są schematyczne, to w toku wydarzeń nie da się ich albo tylko lubić, albo tylko nie lubić. To się zmienia. Raz ich nie znosisz i wymazałbyś je z tej historii, a innym razem im po prostu życzliwie współczujesz.
Niesamowita i fantastyczna. Warta wszystkich minut, jakie z nią spędziłam.