Czy rzeczywiście „brudne dziecko to szczęśliwe dziecko”? W pewnych warunkach, na pewno tak. Jednak, gdy brud zaczyna przekraczać pewne granice, sytuacja robi się nie tyle nieciekawa, co wręcz niebezpieczna. Przekonała się o tym grupka przyjaciół, z hiszpańskiej powieści „Barbarzyńcy w krainie fetoru” Juana Soto Ivars.
Początek wakacji. Dzieci zbierają się na podwórku i planują dla siebie zabawy. Nuda i brak pomysłów kierują ich do starego, opuszczonego laboratorium. Ciekawość dzieci powoduje, że uruchamiają dziwną maszynę, która przenosi ich do równoległego świata – do Krainy Fetoru.
Niestety, przeniesienie powoduje, że dzieci zostają rozdzielone i każdy z nich ląduje gdzieś indziej. W czasie podróży przez tę dziwną krainę spotykają się i rozdzielają, ponieważ to miejsce wywiera na nich bardzo silny wpływ. Dzieci się zmieniają, zapominają o łączącej ich przyjaźni, stają się dla siebie nie tylko obcy, ale wręcz odnoszą się do siebie wrogo. Do tego wszystkiego, nad Krainę Fetoru nadciąga prawdziwy koniec świata – mydlany koniec świata, który sprawi, że Kraina Fetoru całkowicie przestanie istnieć.
Jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Otóż, w całej krainie mieszka jedna bardzo czysta rodzina. Czysta i nad wyraz gościnna. Czy jej gościnność i odmienność jest czymś zwykłym w tym miejscu? Otóż, nie. Jest to jedna z najbardziej niebezpiecznych rodzin.
Przed przyjaciółmi staje bardzo trudne zadanie. Spotkać się ponownie, zapomnieć o urazach, zapomnieć o wszystkim, co sobie powiedzieli podczas tej podróży i ponownie się zjednoczyć. W tym celu trzeba się najpierw odnaleźć, a motywacja jest słaba, bo są pogniewani. Po odnalezieniu, trzeba się będzie pogodzić. Na tym jednak nie koniec wyzwań. Trzeba powstrzymać koniec świata, bo jego początek to ich sprawka, choć przyczynili się do tego nieświadomie. Do tego, trzeba jeszcze jakoś wrócić do domu. To niełatwa sprawa.
Książka jest pełna metafor, przenośni i swego rodzaju symboli, ale… z pewnością nie jest książką dla małych dzieci. Można ją polecić nastolatkom, którzy potrafią wydobyć drugie dno z czytanych opowiadań. Dla małych dzieci jest zbyt trudna i w pewnym sensie „brzydka”. Oto czytamy o wszechogarniającym smrodzie, bekaniu, zgadze, puszczaniu bąków. A do tego dochodzi realne zagrożenie, którego bohaterowie się boją. Mogą zostać zabici, pożarci, mogą utonąć lub przepaść bez wieści w mydlanym końcu świata. Nastolatek da sobie z tym radę, małe dziecko – nie.
Książka niesie przesłanie, które mówi, że żadna skrajność nie jest dobra. Brak higieny i życie w brudzie jest tak samo szkodliwe, jak nadmierna troska o swoje ciało. Znalezienie złotego środka jest najlepszym rozwiązaniem. Przesłaniem jest również moc przyjaźni. Prawdziwa przyjaźń, nawet wystawiona na próbę i manipulacje z zewnątrz, przetrwa. To nic, że pojawiają się kryzysy – one są naturalne. Ważne, by mimo osobistej urazy, wyjść do przyjaciela i wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Nawet, gdy świat Cię zmienia i próbuje Cię odciągnąć od Twojego przyjaciela – to trzeba spojrzeć na to, co jest rzeczywiście wartością.
Niektóre opisy w książce były naprawdę trudne do przebrnięcia dla mnie – dorosłego. Nie dlatego, że są nudne, ale dlatego, że bardzo obrazowo opisano brzydotę. Jednak tak wyraziste środki stylistyczne i tak intensywny przekaz sprawiły, że książka nabiera mocy, bardziej przemawia i wywiera znacznie większe wrażenie.
Nasza rada: Gdy sięgnięcie po tę książkę, najpierw przeczytajcie ją sami, jako rodzice. Dopiero wtedy – zależnie od stopnia i poziomu wrażliwości swoich dzieci – zdecydujcie, czy chcecie im ją polecić.